„Najgorętsze miejsce w piekle jest dla tych,
którzy w chwili moralnej próby postanowili zachować neutralność”.
„Bucza”
reżyseria Stanislav Tiunov
Nagranie z telefonu komórkowego pokazuje ludzi klęczących wzdłuż drogi. Jest ciemno, sylwetki rozświetlają reflektory przejeżdżającego samochodu. Szpaler ciągnie się paręset metrów. Słychać płacz kierowcy. Tak oddawano hołd pierwszym żołnierzom poległym w lutym 2022 roku. Gdy Radek Stępień zadzwonił z propozycją wspólnego wystawienia „Błagalnic” Eurypidesa w Teatrze Narodowym im. Lesi Ukrainki w Kijowie od razu przypomniał mi się ten obraz – o tym będzie nasz spektakl.
Teatr Narodowy im. Lesi Ukrainki w Kijowie do lutego 2022 roku był domem języka rosyjskiego. Gdy wybuchła wojna podjęto decyzję o radykalnej zmianie wizerunku instytucji, do tej pory kojarzonej z konserwatyzmem oraz tradycyjnością. Przede wszystkim, wprowadzono język ukraiński jako język scenicznej wypowiedzi. Kolejną zmianą miało być otwarcie na nowe trendy, tematy oraz metody pracy z aktorem. W styczniu 2024 roku Kirył Kashlikov, dyrektor artystyczny teatru, zaprosił Radka, by wyreżyserował spektakl, który otworzy nowy rozdział w historii sceny. Życzeniem dyrektora było stworzenie przedstawienia o aktualnym wydźwięku politycznym, które pokazywane na międzynarodowych festiwalach będzie opowiadać o sytuacji w Ukrainie. Radek zaproponował „Błagalnice” Eurypidesa.
O tym, że Polinejkesowi, który na czele argejskiej armii zaatakował Teby, odmówiono prawa do pogrzebu wie każdy, kto czytał „Antygonę” Sofoklesa. Co stało się z ciałami pozostałych sześciu dowódców opowiada tragedia Eurypidesa. Tebańczycy odmówili ich zwrotu, dokonując równocześnie gwałtu na boskim prawie. (Ponieważ w naszym spektaklu Argos identyfikujemy z Ukrainą, usunęliśmy z tekstu wszystkie miejsca, w których mowa, że to oni zaatakowali Teby i przegrali). Teść Polinejkesa Adrastos (w zielonym podkoszulku i wojskowych spodniach), przybywa wraz z kobietami argejskimi do Aten, by prosić ich przywódcę o pomoc. W tragedii Eurypidesa chór stanowią staruszki, matki poległych dowódców. U nas to piękne, młode aktorki. Punktem wyjścia do interpretacji postaci chóru był odcinek Saturday Night Life, amerykańskiego programu rozrywkowego, wyemitowany w pierwszy weekend po wybuchu wojny w Ukrainie. Otwierał go występ ukraińskiego chóru, który wykonał „Modlitwę za Ukrainę”. Realizatorzy nie zadali sobie trudu, by przetłumaczyć lub chociaż spisać śpiewane przez nich słowa. W napisach przez cały utwór wyświetla się: „singing in foreign language”. Gdy chór milknie, prowadzące dynamicznie przechodzą do części rozrywkowej[1]. Tytułowi „Błagalnicy” (zmiana wprowadzona przez wzgląd na obecność przodownika chóru oraz solisty), to w naszej interpretacji Narodowy Chór Ukrainy, który przyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, by zaśpiewać w trakcie konferencji pokojowej. (Prace nad spektaklem rozpoczęliśmy w kwietniu 2024 roku, w czerwcu chór ukraińskich uchodźców wystąpił podczas Szczytu Pokojowego w Lucernie.) Chcieliśmy, by członkowie chóru ubrani byli w ukraińskie stroje ludowe, pomysł ten wywołał jednak obiekcje, ponieważ taki widok mógłby wywołać zbyt silne emocje. Dlatego ograniczyliśmy się do białych bluzek oraz czerwonych spódnic, pozbawiając je wszelkich nawiązań do ukraińskiego folkloru. Te pozostały tylko w stroju przodownika chóru oraz solisty.
Kluczowa scena rozgrywa się na samym początku spektaklu. Tezeusz (granatowa marynarka, czerwony krawat), władca demokratycznych Aten, wypytuje Adrastosa, czemu nie próbował negocjować z Tebami, czy zasięgnął rady wieszczków, czy ruszył na wojnę nie mając przychylności bogów? Tekst Eurypidesa jest w tym miejscu jednoznaczny. Tezeusz upokarza Adrastosa, zmuszając go, by padł na kolana w błagalniczym geście. (Ponieważ aktor kostiumem przypominający Wołodymira Zełeńskiego, na kolanach przed postacią przywodzącą na myśl Donalda Trumpa mógłby nie spodobać się ukraińskiej publiczności obaj mężczyźni stoją.) Dopiero Aitra (czerwone spodium nawiązujący do stylu Angeli Merkel), matka Tezeusza, przekonuje go, by pomógł błagalnikom. Zyska na tym wizerunkowo, bogowie zobaczą, że Ateny zawsze stają po stronie potrzebujących.
Przygotowania do rokowań przerywa przybycie tebańskiego Posłańca. Radek chciał, by jego kwestie przetłumaczyć na język rosyjski. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie wpleść w nie fragmentów rosyjskiej, antyukraińskiej propagandy. Wystarczyło jednak, że aktor zaczął mówić słowa Eurypidesa o wyższości tyranii nad demokracją, by wszystkie aluzje stały się czytelne. Uwielbialiśmy, jak przeciągał retoryczną linę z Tezeuszem. Jedyną zmianą jakiej dokonaliśmy w tekście było wprowadzenie kart, gdy Posłaniec wytyka przywódcy Aten, że w kościach wyrzucił za mało oczek… O tym, że ktoś ma „zbyt słabe karty” usłyszeliśmy parę miesięcy później w serwisach informacyjnych. Stanowisko Teb było nieugięte, nie oddadzą ciał bez walki. Przerywamy więc wszystkie programy, by nadać orędzie Tezeusza do narodu: a więc wojna.
Po wyjściu polityków chór zostaje na scenie sam. W stasimonie dopisanym na podstawie improwizacji czeka na występ, ale wydaje się, że wszyscy o nim zapomnieli. Syn jednego z zabitych dowódców podsłuchuje rozmowę Tezeusza, z której jasno wynika: przywódca Aten nie walczy dla nich, walczy dla siebie. Gdy pada propozycja buntu, by nie śpiewać dla ludzi, którym argejczycy nie są za nic wdzięczni, od strony widowni wkraczają posłańcy powracający z pola bitwy: „Wygraliśmy wojnę!”. Ale co znaczy „my”? To wojownicy z Instagrama, którzy zgrywając ekspertów od militariów, próbują poderwać dziewczyny na odniesione rany. Ale… nie mają ani jednej. Bitwę widzieli z bardzo daleka. Nie przeszkadza im to jednak w epickim opisywaniu szarży wojsk Tezeusza wyświetlanej na równie epickiej projekcji video Natana Berkowicza (która posłużyła również jako teaser spektaklu[2]). Zostaje przy tym bardzo jasno podkreślone: Tezeusz zrobił to, co nie udało się Adrastosowi.
W scenie wnoszenia prochów poległych dowódców chcieliśmy wyświetlić zmultiplikowane urny. Poszliśmy jednak za obawami aktorów, że taki obraz mógłby okazać się zbyt mocny dla ukraińskiej widowni. Bez zmian pozostał pomysł, by wątek Euadne, która rzuciła się na stos pogrzebowy męża przedstawić na projekcji. W tragedii Eurypidesa to czyn z miłości. Dla nas to wspomnienie kobiety z urzędu podatkowego. Wdowy wojennej, bez pomocy państwa, bez pracy, bez ubezpieczenia, zagrożonej utratą dzieci, które trafią do sierocińca. W rozpaczy krzyczała na urzędniczkę. Jedyna rzecz, która jeszcze trzyma ją przy życiu, to wyprawienie mężowi godnego pogrzebu. Dlatego jest z kobietami, które przyszły błagać o pomoc w odzyskaniu ciał. Chce się pożegnać, ale to, co dostaje, to ceramiczna urna. Nie takiego końca oczekiwała. Euadne mówi monolog do pustego snopu światła. To monolog do nieobecności zakończony projekcją z płonącą dziewczyną.
Przez długi czas nie wiedzieliśmy, jak przedstawić Atenę, której epifania kończy spektakl. Czy powinna wyglądać jak pomnik Matki Ojczyzny, czy Statua Wolności. Aitrę i Atenę gra ta sama aktorka. Matka Tezeusza miała świadomość, że syn chętniej posłucha bogini, niż jej, dlatego postanowiła się przebrać. Pod taką postacią nakazuje mu, by związał argejczyków przysięgą, że na zawsze zachowają w pamięci wdzięczność wobec Aten. (Byliśmy już wiele miesięcy po adaptacji tekstu, gdy światowe media obiegły zdjęcia, jak Donald Trump wyrzuca Wołodymira Zełeńskiego z Białego Domu, zarzucając mu brak należytej wdzięczności.) Nie budujemy szczęśliwego zakończenia. Odzyskane ciała nie wrócą do ojczyzny, zostaną pochowane w Atenach. Zapewnienia Ateny o wsparciu dla Argos, brzmią ironicznie, bo kim są bogowie w dzisiejszych czasach?
Dla Eurypidesa „Błagalnice” to był mit, historia, która nigdy nie była rzeczywistością. Dla nas okazały się tak prawdziwe, że myślenie nad nimi przepalało zwoje. Realizm kostiumów oraz scenografii zaprojektowanych przez Łukasza Mleczaka przecinały dalekie od realizmu projekcje Natana Berkowicza. Czy ktoś widział kiedykolwiek czołgi i helikoptery w otwartej bitwie toczonej pomiędzy antycznymi świątyniami? Oglądaliśmy spektakle z repertuaru. Wiedzieliśmy, że statystyczny widz Teatru Narodowego im. Lesi Ukrainki, przychodząc na „Romeo i Julię”, zobaczy spektakl w wyestetyzowanej, renesansowej Veronie. Kupując bilet na „Błagalników”, miał pełne prawo spodziewać się kolumnady i białych prześcieradeł. Dlatego, pokazując rzeczywistość szczytu pokojowego oraz aktorów, których kostiumy przywodziły na myśl Merkel, Trumpa, czy Zełeńskiego, konsekwentnie pozostawiliśmy greckie imiona, nazwy oraz konteksty. Dzięki temu zachowaliśmy grecki sznyt we współczesnej formie.
Monumentalna, brutalistyczna agora swoją dwupoziomowością bardzo mocno rozdzielała dwie przestrzenie gry. Politycy na podwyższeniu grali formalnie. Szerokimi gestami oraz przesadnym podawaniem tekstu stawali się ludźmi z telewizji. Bezpośrednio na scenie znajdowali się błagalnicy, członkowie Narodowego Chóru Ukrainy, grający realistycznie. (Idealnie byłoby, gdyby grali na poziomie widowni. Niestety, Teatr Narodowy = scena włoska.) Radek pracuje z aktorami stosując metody, które wyczytał z pism Konstantego Stanisławskiego i których nauczył go Krystian Lupa. Ugięły mi się kolana, gdy któregoś dnia szłam administracyjnym korytarzem teatru i nagle wyrosły przede mną dwa ogromne portrety Stanisławskiego oraz Władimira Niemirowicza-Danczenki. To ta tradycja. Starsi członkowie zespołu opowiadali nam o swoich studiach w moskiewskim GITISie, ale nawet młodsi, oceniając wykonanie koleżanek i kolegów wciąż używają kategorii: „wierzę – nie wierzę”. Praca w tym teatrze pozwoliła mi zrozumieć, czemu Jerzy Jarocki, dążąc do idealnej powtarzalności, tak precyzyjnie prowadził swoich artystów. Tutaj aktor nie jest współtwórcą przedstawienia, nie proponuje, pokornie wykonuje polecenia reżysera. Próby odbywały się w języku angielskim. Naszą tłumaczką była asystentka dyrektora artystycznego, którego wielokrotnie zapraszaliśmy na próby, nigdy jednak z zaproszenia nie skorzystał.
Wszystkie pomysły inscenizacyjne wynikały z naszego pobytu w Kijowie. Byliśmy jednak świadomi, jak łatwo dokonać nadużycia. Wprowadzić do spektaklu element bardzo efektowny teatralnie, ale dla widowni będący przejawem gruboskórności. Szybko się nam udzieliła tutejsza znieczulica. Przyzwyczailiśmy się do nocnego zawodzenia syren. Zdarzało się, że po wieczornej próbie byliśmy tak zmęczeni, że je przesypialiśmy. Informacje o nadlatujących dronach przyjmowaliśmy wzruszeniem ramion wiedząc, że to rakieta balistyczna jest największym zagrożeniem. Wystrzelona z Moskwy, do Kijowa leci około dwóch minut. Nie wykryje jej żaden system. Alarmy nie zdążą się uruchomić. Kiedyś to draństwo uderzyło, gdy mieliśmy próbę. Dźwięk, jakby przed teatrem zderzyły się dwa rozpędzone tiry. Po jednym z nocnych ataków część aktorów, która nie miała próby, pojechała pomóc w odgruzowywaniu szpitala. Reszta zebrała się w teatralnej palarni. W kłębach dymu dyskretne dopytywanie: „Jak tam? – Normalnie”. Podczas próby, nagle jeden z aktorów wybiegł z sali zanosząc się płaczem. Nikt za nim nie wyszedł. Każdy ma swój prywatny cmentarz na tej wojnie, dlatego skupialiśmy się na pracy. Nigdy nie pytaliśmy, czym jest tekst „Błagalników” dla aktorki, której mąż od początku wojny znajduje się na liście zaginionych. Zawsze jednak dopytywaliśmy, czy nie idziemy za daleko. W scenie wnoszenia urn z prochami zmarłych dowódców Radek zaproponował wyświetlenie fotografii bliskich oraz znajomych naszych aktorów, którzy polegli na froncie. Wówczas pojawiło się absolutnie zasadne pytanie, jakie mamy prawo, by w świecie teatralnej fikcji upamiętniać tych, którzy zginęli naprawdę.
Jeden z najbardziej wstrząsających widoków tej wojny, to ponad sto gaśnic przy wejściu dla artystów. Wszyscy wiemy, że jeżeli uderzy rakieta to kurz teatralny pali się wyjątkowo szybko. Kiedyś, podczas przerwy w próbie, wciąż myślami w świecie wojny tebańskiej, przyglądałam się precyzyjnej pracy naszej krawcowej, która na foyer rozwiesiła siatkę maskującą. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to, na co patrzę nie będzie elementem scenografii. Wiem już, jakie wrażenie robi, gdy w chwili największego skupienia, pełnego zanurzenia w niuanse antycznego tekstu, nagle paręnaście telefonów uruchamia alarm rakietowy. Wiem też, jaka to ulga, gdy ściany teatru zaczynają drżeć, a to technicy przetaczają scenografię. Nigdy nie przypuszczałam, że pracując w teatrze nauczę się „na słuch” odróżniać odgłosy artylerii, oceniać, jak daleko uderzyła rakieta balistyczna. Czasami miałam wrażenie, że jesteśmy jak surferzy z „Czasu Apokalipsy”.
Ołeksandr Myched w książce „Kryptonim dla Hioba. Kroniki inwazji” napisał, że kiedyś sztuka musiała przejść próbę czasu, dziś musi przejść próbę ludobójstwa. Teatr Narodowy im. Lesi Ukrainki gra codziennie. W każdym miesiącu daje premierę nowego spektaklu. Zawsze przy pełnej widowni, która jest panoramą ukraińskiego społeczeństwa. Jeżeli nad miastem zaczynają wyć alarmy widzowie są ewakuowani na stację metra, która znajduje się przy wejściu do teatru. Jeżeli atak trwa krótko, wracają na widownię i aktorzy grają od miejsca, w którym im przerwano. Jeżeli trwa parę godzin – przedstawienie jest przenoszone na inny termin. Dodatkowe zagrożenie stanowią akcje sabotażu oraz ataki terrorystyczne. Ładunek wybuchowy może być ukryty za butelką mleka w sklepie spożywczym, w plecaku dziewczyny stojącej obok w wagonie metra. W teatrze nie mamy wykrywaczy metali. Gdy gasły światła na widowni, zawsze przychodziła mi do głowy myśl, czy dzisiejszego wieczoru ktoś nie zgotuje nam kolejnej Dubrowki. Nigdy jednak nie słyszałam takich braw. Wielominutowych owacji na stojąco. Oklaskami przejmująco wyrażonej wdzięczności, bo dzięki bohaterstwu naszych aktorów przez chwilę mogliśmy nie myśleć o tym, co zostawiliśmy na zewnątrz teatru. Wzruszające poczucie wspólnoty. Niezłomności, która zasługuje na najwyższy podziw. Z takimi aktorami i dla takiej publiczności chce się robić teatr. Bez względu na okoliczności, a może właśnie przede wszystkim, w takich okolicznościach i wbrew nim. Podczas jednej z prób, prób z kategorii tych katarktycznych, pełnej łez i silnych emocji, zaczęliśmy rozmawiać, czym jest to przedstawienie. Jedna z aktorek powiedziała, że udało nam się wychwycić moment, w którym Naród Ukraiński zjednoczył się w walce przeciwko najeźdźcy i kiedy zdał sobie sprawę, że w tej walce pozostał całkiem sam.
Dzień prób generalnych zaczął się dla nas o pierwszej w nocy. Na aplikacji z alarmami rakietowymi całe terytorium Ukrainy świeciło się na czerwono. W stronę Kijowa wystrzelono dwieście piętnaście pocisków dalekiego zasięgu, w tym jedenaście rakiet balistycznych i sto czterdzieści pięć dronów. Dziesięć osób zginęło, ponad siedemdziesiąt zostało rannych. Był to jeden z największych ataków na stolicę od początku wojny. O szóstej nad ranem wyszliśmy z metra, by złapać resztki snu. Po przyjściu do teatru dowiedzieliśmy się, że na dzień premiery została ogłoszona Żałoba Narodowa. Odwołane zostaną jednak tylko wydarzenia o charakterze rozrywkowym. Siedzieliśmy z aktorami poruszeni, jak nasz spektakl wpadł w koleiny rzeczywistości. Co znaczy, dawać premierę greckiej tragedii w dzień Żałoby Narodowej kraju ogarniętego pełnoskalowym konfliktem zbrojnym.
Gdy po drugiej generalnej, na której pojawił się dyrektor artystyczny teatru, zgasły światła, mogliśmy odetchnąć usatysfakcjonowani. Historia się składała. Na scenie tworzył się świat. Widownia Teatru im. Lesi Ukrainki prawdopodobnie jeszcze nigdy nie widziała tak spektakularnych projekcji, jak te, które przygotował Natan Berkowicz. Radek powiedział, że to najlepsza rzecz, jaką wyreżyserował na dużej scenie. Dyrektor spektakl przyjął i zwołał zebranie zespołu. Gdy wszyscy zebrali się w sali prób, zapowiedział, że jest tak wzburzony, że będzie mówił w języku rosyjskim. Zapytał, czy zespół aktorski jest gotów wziąć odpowiedzialność za wydźwięk tego spektaklu. Istnieje bowiem realne ryzyko, że Donald Trump, przyjaciel i sojusznik Ukrainy, zobaczy zdjęcia z naszego przedstawienia i dojdzie do wniosku, że jest wyśmiewany w narodowej instytucji. Co, jeśli nasz spektakl sprawi, że odetnie pomoc dla Ukrainy? Równie prawdopodobne jest to, że sztuka zostanie wykorzystana przez rosyjską propagandę. Radek był gotowy na daleko idące zmiany, by tylko doprowadzić do premiery. Po roku pracy, w gronie przyjaciół, z którymi połączyła nas wspólna sprawa po raz pierwszy usłyszeliśmy, że jesteśmy obcy i nigdy nie zrozumiemy konsekwencji, które przez taki spektakl może ponieść teatr. Wyproszono nas z zebrania. Po godzinie zostaliśmy poinformowani, że do premiery nie dojdzie. Na stronie teatru opublikowano komunikat, że została odwołana z powodu Żałoby Narodowej. Z repertuaru skasowano również wszystkie spektakle zaplanowane na następny miesiąc.
Olga Śmiechowicz
(tekst oraz fotografie)
[1] Ukraine Cold Open – SNL
https://www.youtube.com/watch?v=IjE4_h0t7qI
[2] https://www.youtube.com/watch?v=SyEQIZMyU6A ________________________
„Błagalnicy”
Teatr Narodowy im. Lesi Ukrainki w Kijowie
reżyseria: Radek Stępień
dramaturgia: Olga Śmiechowicz
kostiumy i scenografia: Łukasz Mleczak
muzyka: Dominik Strycharski
projekcje video: Natan Berkowicz
obsada:
Albert Malik, Kirił Parastaiev, Nina Nizheradze, Vladyslava Korovaii, Olha Nahirniak, Oleksii Polischuk, Stepan Yanchuk, Mykhailo Hnatіv, Zakhar Kermoshchuk, Volodymyr Mishukov, Oleksandr Hrekov, Dina Andriichuk, Sofiia Gushchyk, Oleh Hudyk, Darya Katashynska, Yelysaveta Royenko, Kateryna Shkola, Daryna Stepankova, Olga Uzun