Sezon teatralny 2022/2023 stał się uzupełnieniem wcześniej zaobserwowanych braków. Przede wszystkim widoczny jest powrót do teatru opowieści, w którym podejmowane są istniejące od jakiegoś czasu w zachodniej części teatralnej Europy tematy: posthumanizm oraz dekonstrukcja tego, co męskie w obliczu silnych, intelektualnie finezyjnych, feministycznych narracji.
Najsilniejszą opowieścią okazała się podróż do przyszłości, w której humanoidalne roboty pełnią funkcję sobowtórów załogi zamkniętej na statku kosmicznym. Precyzyjne oko kamery umiejętnie prowadzi narrację pełną świetlistych emocji rodem z filmów Wong Kar Waia. Cała obsada spektaklu zasługuje na zachwyt, poruszając się w klaustrofobicznym ścisku przemyślanej choreografii. Sądzę zatem, że „Employees” Łukasza Twarkowskiego – zaraz po zeszłosezonowym „Rothko” – zalicza się do miana jednego z najciekawszych spektakli ostatnich lat.
Z kolei w „Moim roku relaksu i odpoczynku” otrzymujemy na pozór prostą historię nieszczęśliwej mieszczanki, którą łatwo byłoby określić dramą uprzywilejowanej heteroseksualnej, akceptującej swoją tożsamość płciową, cisgenderowej białej kobiety. Mimo to reżyserka – Katarzyna Minkowska – umiejętnie, scena po scenie, buduje napięcie sennego fermentu, ukazując jednocześnie destrukcyjne mechanizmy późnego kapitalizmu. Spektakl imponuje scenami zbiorowymi, w których uwydatniane są poszczególne relacje pomiędzy postaciami. Jednocześnie pierwsza premiera Teatru Dramatycznego w Warszawie za dyrekcji Moniki Strzępki staje się najsilniejszą propozycją w dotychczasowym repertuarze i – co stwierdzam ze smutkiem – jakością góruje również nad spektaklami, które ukazały się po premierze „Mojego roku relaksu i odpoczynku”. Być może z wyjątkiem opowieści o męskich wrażliwościach napisanej i wyreżyserowanej przez Michała Buszewicza „Chłopaki płaczą”. W końcu podjęty zostaje problem nowo kreowanej męskości, która nie chce mieć nic wspólnego z patriarchatem, jednak musi zbudować się na nowo, nie dokonując jednocześnie kolonizacji feministycznych paradygmatów.
Rozczarowuje brak rewolucyjnych pragnień i silnych zwrotów w kierunku, który można by nazwać „teatrem anarchistycznych imaginacji”. O ile nie spodziewamy się tego po młodych, tworzących dzisiaj teatr w znacznym stopniu koncyliacyjno-edukacyjny (może z wyjątkiem Jakuba Skrzywanka i jego mocnego „Spartakusa”), to należy przyznać, że na przykład „Przedwiośnie” w reżyserii Pawła Łysaka jest niezwykle poddańcze wobec przegranej przyszłości. Z drugiej strony znakomita gra aktorska w groteskowy sposób podbudowuje nieumiejętność odnalezienia się polskiej kultury w szeroko rozumianej nowoczesności.
Jednym z ciekawszych wydarzeń sezonu jest spektakl wyjątkowo nieoczywisty, lecz autorski w każdym calu: „Jak nie zabiłem mojego ojca i jak bardzo tego żałuję” według tekstu i w reżyserii Mateusza Pakuły. Niezwykle czuła i przejmująca narracja umiejętnie przekłada akcent z tego, co osobiste wobec zbiorowego doświadczenia śmierci i bezradności.
Nic nie robi lepiej niż rewia flamingów prezentująca publiczności opowieść o niezrozumieniu mechanizmów czasu i pamięci. I choć to wyjątkowo niecodzienna, miejscami wręcz barokowa estetyka, to „Alicji Kraina Czarów” w reżyserii Sławomira Narlocha zasługuje na wizualne i dramaturgiczne uznanie.
Widoczny rozkwit młodego pokolenia polskich reżyserów i reżyserek, często piszących również autorskie dramaty/scenariusze teatralne, bardziej niż w jakimkolwiek innym sezonie prowadzi nas w kierunku silnych, często nacechowanych osobistym doświadczeniem, historii. Z kolei to, co wyobrażone stało się początkiem troski nie tylko o teraźniejszość, lecz i to zdaje się najważniejsze, o niepewną przyszłość.
Adrian R. Chmielewski
Komentarze
Komentujesz tekst: RECENZUJEMY SEZON.
Adrian R. Chmielewski