„Mam głębokie przekonanie, że skoro putiny naszego czasu chcą, byśmy myśleli wyłącznie o biologicznym przetrwaniu i zajmowali się tylko tym, co może je zapewnić, to najwłaściwszym aktem oporu, działaniem najdosłowniej antywojennym jest zwrócenie uwagi ku rzeczom najbardziej odległym od tej troski, ale paradoksalnie do przetrwania najbardziej koniecznym. Takim właśnie jak teatr”.
Najnowsza książka Dariusza Kosińskiego „Teatr, który nadchodzi?” ostro prowokuje tytułem, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, z jakim napięciem środowisko przygląda się teraz sobie i światu, a świat teatrowi, który właśnie nadchodzi? Tytuł, z jednej strony daje więc nadzieję odpowiedzi na fundamentalne dla wielu pytanie. Choć z drugiej – ma przecież na końcu zdania zamiast kropki pytajnik, choć wszyscy wolelibyśmy, aby go tam nie było. Z trzeciej strony – autor jest wybitnym znawcą tematu, a zatem absolutnym gwarantem, że jeśli ktoś może nam na pytanie odpowiedzieć – to kto, jeśli nie on. Z czwartej strony – teatr w swojej historii przeszedł już tyle kryzysów, przełomów, rewolucji i reform – z Wielką Reformą Teatru na czele, że mamy wszyscy prawo wierzyć w jego nieśmiertelność, przynajmniej za naszego życia. Tych stron, w które musimy teraz patrzeć jest tyle, ile stron naszego rozsypującego się świata i radykalnych społecznych i kulturowych przemian, którym podlega. Teatr jak świat – na naszych oczach przestaje być tym, czym dotąd był. Jest chyba jeszcze gorzej, istnieje niebezpieczeństwo, że dochodzi on do swojego kresu.
Najnowsza książka Dariusza Kosińskiego to zbiór tekstów badawczych, naukowych i publicystycznych wybitnego znawcy historii i teorii sztuki aktorskiej, teatru oraz performatyki teatru polskiego, którego niezwykły temperament twórczy i erudycję oraz badawczą nieortodoksję znamy choćby z takich książek jak: „Polski teatr przemiany” (2007); „Teatra polskie. Historie” (2010); „Teatra polskie. Rok katastrofy” (2012); „Grotowski. Przewodnik” (2009); „Grotowski. Profanacje” (2015); „Farsy-misteria” (2018).
„Teatr, który nadchodzi?” w swojej okazałej, imponującej, ponad pięciuset stronicowej intrygującej redakcyjnie, bogato ilustrowanej (w zachwycie doliczyłam się przynajmniej dwustu pięćdziesięciu zdjęć spektakli, aktorek i aktorów, plakatów teatralnych oraz performansów artystycznych i społecznych), ciekawie zbudowanej – wręcz wielomedialnej kompozycji – realizuje swoistą dramaturgię wydawniczą. Dzieje się tak za sprawą autorskich decyzji i wyboru z własnego archiwum tekstowego tych materiałów, które niezależnie od faktu czy były już kiedyś publikowane, czy nie – dziś na nowo przez autora odczytane i uaktualnione usiłują znaleźć odpowiedź na wciąż powracające, fundamentalne pytanie o potrzebę teatru: po co nam był / jest / będzie teatr. Czy w obliczu zbliżających się katastrof i wojen, które toczą się coraz bliżej nas, gdy na naszych oczach kompletnie rozpada się świat, który dotąd uważaliśmy za „nasz”– jest w ogóle sensowne wydawać taką książkę i wciąż zadawać sobie pytanie: Czym i po co my się tu zajmujemy? Czy to jest jeszcze sensowne – czy już wyłącznie absurdalne.
Autora nie zadowala banalna, pokrzepiająca opowieść o tym, że teatr jest odwieczny i mimo historycznych huraganów wciąż przecież trwa. Przyznaje, że mało wie o sprawach odwiecznych „a teatr, jak wszystkie twory ludzkie, jest historyczny i kiedyś jego historia dobiegnie końca. Skąd pewność, że już nie dobiega.”[1] Jakkolwiek byśmy się nie zżymali i buntowali, nikt z nas nie ma żadnej pewności, że jest inaczej. Tym bardziej cieszy fakt, że ostatecznie autor znalazł istotny powód do podjęcia pracy nad tą z wielu względów arcyważną w historii teatru polskiego – tak publicznego, jak i narodowego – publikacją: „Mam głębokie przekonanie, że skoro putiny naszego czasu chcą, byśmy myśleli wyłącznie o biologicznym przetrwaniu i zajmowali się tylko tym, co może je zapewnić, to najwłaściwszym aktem oporu, działaniem najdosłowniej antywojennym jest zwrócenie uwagi ku rzeczom najbardziej odległym od tej troski, ale paradoksalnie do przetrwania najbardziej koniecznym. Takim właśnie jak teatr. Być może świat ginie i na pewno trzeba robić wszystko, by tę zagładę powstrzymać, ale też właśnie w obliczu wojny i katastrofy nie możemy zapominać o pytaniach dotyczących tego, co sprawia, że warto walczyć o życia tego zachowanie, co nie jest życiem «nagim»”.[2]
Wstępny argument jest mocarny. Podobnie silna jest rozsadzająca idea „Prologu”. Stanowi go zapis mało znanej a niezwykle ważnej rozmowy Jerzego Grotowskiego z Konstantym Puzyną, która odbyła się na Wawelu w Sali Senatorskiej w 1972 roku, zatytułowanej potem znacząco: „Obok teatru”. Kosiński uważa ją za „jedną z najmądrzejszych i najbardziej przenikliwych wypowiedzi o tym, co się stało z teatrem i kulturą w drugiej połowie XX wieku”[3]. Z zapisu rozmowy pobrzmiewają niepokojąco współcześnie brzmiące pomieszane tony obu gigantów teatru: krytyka i praktyka. Jest w nich tyle samo sceptycyzmu, a nawet zmęczenia i wyczerpania, co nieustannej pasji i radykalizmu poszukiwań nad tym, czym jest/ może być teatr, skoro przestał być tym, czym dotąd był; na jaką odpowiada aktualną potrzebę.
„Prolog” jest ważnym, autorskim komentarzem do dalszej części książki, do jej trzech kolejnych części – dramatycznych odsłon dramatu: „Było? Jest? Będzie?” z fundamentalnym, dla każdej z nich pytaniem: Co decyduje jednak o trwałości teatru, mimo wszystkich kolejnych kryzysów?
W pierwszej części książki pod tytułem: „Było?” pojawia się więc wiele historycznych argumentów, uwzględniających XIX-wieczny kontekst, wyjaśniających złożoną ideę teatru tradycyjnego, który choć był „nieustannie tropionym i zwalczanym przez reformatorów i awangardzistów”[4] pełnił – i dobrze wiemy, że nadal pełni – ogromnie ważne społecznie funkcje kompensacyjne: potęga iluzji tworzy wspólnotę wyobrażeniową, uwzniośloną, podwyższającą cenzus środowiska i status instytucji jednocześnie i naprzemiennie. Nade wszystko więc buduje idealizowany dramatyczny autoportret wspólnoty „idealistyczny sen społeczeństwa o samym sobie”[5]. Piękne złudzenie i wielki paradoks takiego teatru iluzji polega jednak na tym, jak bogato argumentuje Kosiński – że wytwarza poczucie realności tego, co dane do oglądania, ukazuje prawdziwe życie, którego jednak nie ma, bo zawsze jest gdzie indziej. Gdzie? „W Polsce, czyli Nigdzie”[6]. Tu – jak przewrotnie zapowiada badacz – rozpoczynając drugą część książki pod tytułem: „Jest?”.
Prowokacyjne odwołanie na początku do obrazoburczej farsy Alfreda Jarry’ego z 1896 roku stanowi od razu uderzenie w najczulszy, duchowy projekt polskości; kolejne warianty rodzimego, natrętnie aktualnego (w życiu i sztuce) skandalu publicznego. „Z takim uwydatnieniem najboleśniejszej polskiej słabizny”[7] – gdzie zmysłowe i cielesne zwycięża nad duchowym i tajemnym; wzniosłe z pospolitym, mogliśmy się skonfrontować już w „Weselu” Wyspiańskiego, na samym początku XX wieku. W tym duchu Kosiński śledzi również kolejne przemiany i rewolucje we współczesnym teatrze, śmiało zestawiając je i interpretując wobec przejawów aktualnego życia zbiorowego. Zawsze podkreśla zależność zachowań społecznych, artystycznie komponowanych i odgrywanych z zachowaniami artystycznymi, o natychmiastowej skuteczności politycznej. Z tej radykalnej idei zresztą wywodzi koncepcję i historię teatru publicznego oraz jego nowej publiczności.
Przywołując tu między innymi „Tezy o teatrze” Alaina Badiou zapowiada namiętną dyskusję o teatrze publicznym i wszystkich możliwych wokół tematu zaskakujących narracjach, które mają szansę wywołać zbawienny szok myślenia: „ta publiczność nie uczęszcza do teatru, żeby się kształcić. Nie jest w nim traktowana jak pupil czy pupilka. (…) Publiczność przybywa do teatru, żeby być zszokowana; zszokowana przez ideę-teatr. Nie wychodzi więc z teatru wykształcona, ale oszołomiona, zmęczona (myślenie jest męczące), zamyślona. Nie napotyka w niej satysfakcji, nawet podczas salw śmiechu. Spotkała się natomiast z ideami, których istnienia nie przeczuwała”[8].
Ogromnie ważnym, jeśli nie najważniejszym, w kontekście poszukiwań odpowiedzi na nurtujące współczesność pytanie: Gdzie jest teatr? wydaje się być ostatni materiał w tej części publikacji, zatytułowany: „Teatr demokracji performatywnej”, któremu rządzący – przedstawiciele wszelkich władz populistycznych przeciwstawiają własny konkurencyjny model dramaturgiczny, we wrogiej kontrze wobec demokracji performatywnej, sięgający z uporem po wszystkie schematyczne, afektywne i symboliczne postacie i fabuły obecne od dawna w tradycji. Uprawiają tym sposobem formę rządzenia, którą Kosiński proponuje nazwać „dramokracją performatywną”, zawsze podejrzliwą wobec teatru publicznego, po którym nigdy przecież nie wiedzą, czego mogą się spodziewać: „który choćby przez wielość konwencji, zmienność repertuaru i strategii artystycznych kwestionuje podstawowe uroszczenie dramokracji, jej aksjomat – że istnieje tylko jeden »właściwy«, »powszechny« i »uniwersalny« model życia zbiorowego i indywidualnego”[9].
Co zatem teraz „Będzie?” O tym traktuje ostatnia część książkowej triady. Tu najdotkliwiej odczuwa się nieporównywalne z żadną poprzednią epoką kosmiczne tempo społecznych, generacyjnych przemian, którym naturalnie podlega również teatr. Manifest Macieja Nowaka z 2004 roku „My, czyli nowy teatr” przez moment pozwolił nam uwierzyć, że jesteśmy w stanie rozpoznać i wyodrębnić cechy nowego teatru – tyle, że w 2023 roku okazały się one już nieaktualne. Wystarczyło przywołać – co zrobił Kosiński – choćby kilka spektakli z końca roku 2019: „to my jesteśmy PRZYSZŁOŚCIĄ” w reżyserii Jakuba Skrzywanka, „Czarna skóra, białe maski” w reżyserii Wiktora Bagińskiego, „Chroma” w reżyserii Grzegorza Jaremko oraz „Dobrze ci tego nie opowiem” w reżyserii Anny Karasińskiej – by zrozumieć, że jesteśmy już kompletnie w innym miejscu. Gdzie? Z nadzieją jeszcze raz czytam inicjujący ten rozdział tekst „Bądź realistą – żądaj niemożliwego”. Uważnie podążam za Kosińskim, który fenomenalnie tłumaczy kolejne w historii paradoksy aktorstwa – od Diderota, przez młodego i dojrzałego Stanisławskiego – po Brechta – tropiąc ostatecznie zasadnicze w historii współczesnego teatru przesunięcia awangardowych i eksperymentalnych rozwiązań na grunt repertuarowych teatrów; a wszystko to z nadzieją, że ostatecznie uda mi się rozpoznać logikę obecnych przemian, ale ich natura okazała się kompletnie nowa i „żadne z przywołanych przedstawień nie da się ująć w tradycyjnej formule teatru, nie da się o nich sensownie opowiedzieć przy pomocy zwrotów zwyczajowo do opisu przedstawień używanych”[10]. Kolejna generacja tak zwanego nowego teatru wprawia widza w odbiorczą dezorientację. Kolejna generacja udowadnia, że teatr, w gruncie rzeczy, zawsze robi się przeciwko widzom – choć paradoksalnie dla nich. I dlatego zawsze, zawsze na końcu frazy: „Teatr, który nadchodzi” musi pojawić się ten nieznośny pytajnik – dając nam do zrozumienia, że nowy teatr nigdy nie będzie tym, o czym myślimy, że jest?
Magdalena Chlasta-Dzięciołowska
[1] D. Kosiński, „Teatr, który nadchodzi?”, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2023, s. 8.
[2] Ibidem, s .7.
[3] Ibidem, s. 16.
[4] Ibidem, s. 35.
[5] Ibidem, s. 72.
[6] Ibidem, s. 169.
[7] Ibidem, s. 175.
[8] Ibidem, s. 246.
[9] Ibidem, s. 318.
[10] Ibidem, s. 474.