Felietony

Aktorstwo to wielki zawód

| 4 minuty czytania | 1538 odsłon

Rozczarowanie teatrem wisi ciężką chmurą w teatralnym powietrzu. Przedziwnie się to łączy z informacjami, że liczba kandydatów do zawodu z roku na rok rośnie i że w tym roku znowu padł rekord. 74 osoby na jedno miejsce w Warszawskiej Akademii Teatralnej.

„Biedni ci aktorzy” – westchnęła osoba, z którą byłem na spektaklu o teatrze. Na jednym z tych spektakli, w których teatr zajmuje się sam sobą. Podobne westchnienia padały podczas dyskusji o nowej książce Weroniki Murek pod tytułem „Urodziny”, w której brałem udział. Los głównej bohaterki, aktorki Jagi wywołał falę uwag w rodzaju: „Boże, jakie szczęście, że nie poszłam na aktorstwo!”

Temat przewija się w zakulisowych rozmowach, na papierosie w przerwie i w sytuacjach okołobankietowych. Rozczarowanie teatrem wisi ciężką chmurą w teatralnym powietrzu. Przedziwnie się to łączy z informacjami, że liczba kandydatów do zawodu z roku na rok rośnie i że w tym roku znowu padł rekord. 74 osoby na jedno miejsce w Warszawskiej Akademii Teatralnej. Kilkaset osób rozpoczyna właśnie wymarzone studia na pierwszym roku. Idą w kierunku światła sceny oraz filmowych refletorów. Czy nie powinno się ich jakoś ostrzec? Hej! Przeczytajcie sobie książkę Murek! Ona wie, co pisze! Smuta, rozczarowanie potężne, oszukiwanie siebie i innych, pikujące w dół poczucie wartości, bo przecież niektórym się jednak udaje, to czemu mi nie? 

Udaje się co? Poruszające słowa usłyszałem od aktora, z którym robiliśmy spektakl o teatrze i gadaliśmy o teatralnych doświadczeniach. O tym, że przeważnie jest rozczarowanie. Przeważnie bardzo szybko. Przeważnie to bardzo szybko widać, czuć, wiadomo, że znów nie to, na co się czeka, że szkoda energii, szkoda sił, że dyskretnie patrzy się na zegarek, ile do końca próby, że jeszcze na coś się liczy, jeszcze się czeka, wbrew rozsądkowi, który mówi, że bez sensu. Dupa boli,  mięśnie bolą, mózg boli. „Aktor dokonuje przemocy sam na sobie” powiedział. I że kiedy znów to sobie uświadomi, bezsens nawala bardziej niż zwykle. I że jeszcze liczy na to, że jak przyjdą ludzie, przyjdzie widownia, to się coś obudzi, jakiś sens. I przychodzą. I nic. 

Czy kiedyś tak nie było? Czy tak zawsze było? Czy ktoś robił jakieś badania, stawiał diagnozy, dlaczego tak jest? Czy chodzi o to, że im większe zaczarowanie, tym potężniejsze rozczarowanie potem? Czy chodzi o to, że to ostatecznie tylko teatr? Tylko teatr, który z natury kłamie, odgrywa, udaje, pozoruje. Pozoruje zaangażowanie. Pozoruje, że coś przekracza. Pozoruje ważność. A to tylko teatr. Błysk. Pasemko wrażeń. Płacz czasem, śmiech, kiwanie głową, że zgoda albo że nie. Ta księżniczka nie jest prawdziwą księżniczką. Ten aktywista nie jest prawdziwym aktywistą. Te słowa są ułożone, scenografie efektowne, gesty wystudiowane, uczucia zręcznie odegrane. To wszystko tylko teatr! Czy o to chodzi? O to rozczarowanie?

Kolejna rozmowa z aktorką, która przestała być aktorką, jak się zorientowała, że to już, że już nic więcej nie będzie, a to co będzie, jej nie ciekawi w ogóle. Kolejna rozmowa o tym, jak się myślało, że chwyciło absolut za absolutne nogi, gdy się zdało w końcu na tę uczelnię, na którą trudniej się dostać niż na medycynę i prawo, co więcej, gdy się po studiach chwyciło jeszcze bardziej absolutny absolut i znalazło się w tej absolutnej elicie, która jest zatrudniona na etacie aktorskim, i okazuje się, że nie to, nie to, że przychodzą, mówią, opowiadają swoje wizje i trzeba w niej wejść, i tekst na pamkę i robić, co każą, nieważne zgadzasz się, czy nie, a przeważnie zakładają, że się zgadzasz i nie ma najmniejszego sensu jakoś jawnie okazywać, że niekoniecznie. I różne mają modele, różne idee, różne wizje, a ty je realizuj po prostu. I powtarzaj na kolejnych przedstawieniach. A i tak przez trzydzieści, czterdzieści lat nieprzerwanie grany będzie „Mayday”. To jest ta stała, nieprzerwana linia. Przynajmniej jest jakaś zabawa. Można robić numery, ludzie się śmieją, jest wesoło. Zapominają o problemach, troskach. Ma się poczucie, że naprawdę jest się przez chwilę potrzebnym. Terapia. Na papierosie z tyłu teatru aktor opowiada, jak po wielu różnych sprawach scenicznych, ważnych i mniej ważnych, najbardziej lubi grać farsy. Bo reakcja jest szczera i natychmiastowa.

Anegdota o aktorze, który jest niezadowolony tylko w dwóch przypadkach: kiedy gra i kiedy nie gra, zawiera w sobie, poza krótkim śmiechem, tę gorzkość, która wypełnia teatry, i którą łykają wraz z powietrzem wszyscy, którzy się w nim znajdują.

I znów myślę, i nie wiem, czy to jest gorzkość, która od zawsze tu była i jest wpisana w teatr? Czy to jest coś, co się budzi czasami, a potem znowu zasypia? Czy to jest coś, co się nabudowało niedawno? Tak, czy inaczej, wszyscy ci, którzy planują, zamierzają się znaleźć w kolejnej fali bijących rekord kandydatów na studia aktorskie, warto chyba z tą gorzkością jakoś pozapoznawać. Odczarować. W ramach przygotowań do egzaminów aktorskich. Z obowiązkową lekturą „Urodzin”.

Artur Pałyga

Artur Pałyga