Felietony

Casus Salieriego

| 5 minut czytania | 154 odsłon

Teraz mamy okres powyborczy i chce mi się raczej oglądać wschody i zachody słońca, a nie ich spocone i upolitycznione twarze.

Nieuchronnie zbliża się koniec sezonu w światku teatralnym, więc spotykam się ze znanym aktorem, żeby posłuchać co ma do powiedzenia o tym, co się dzieje w naszym środowisku. Siedzimy w ogródku warszawskiej Amatorskiej, mekki wielu twórczych person. Można tu spotkać różne znane osoby o dowolnej porze dnia. Aktor macha dłonią pozdrawiając artystę Zbigniewa Liberę i pisarza Janusza Rudnickiego. Uśmiecha się do nich przyjacielsko i komentuje pod nosem:

Ci to już z tych spełnionych, mogą w południe sobie piwo pić i bezkarnie pozdrawiać znajomych. Ja teoretycznie też bym mógł, ale od piwa tyję, wolę mniej kaloryczne napoje. Szlachetniejsze w smaku i kolorze. A w południe to raczej skromna herbatka z cytrynką – uśmiechnął się do mnie znany aktor i odsłonił cały lśniący garnitur swoich zębów.

A powiedz mi, co myślisz o tym co teraz się dzieje w teatrze w Kielcach? Nie masz wrażenia, że to już któraś tam nam dobrze znana powtórka z rozrywki? Tylko że nie ma w tym ani grama rozrywki, a jest raczej żałość polityków i żenująca gra partyjna? 

No co mam ci powiedzieć? Jakie cielę jest, każdy widzi. O politykach, wybacz, ale nie chce mi się strzępić języka. Teraz mamy okres powyborczy i chce mi się raczej oglądać wschody i zachody słońca, a nie ich spocone i upolitycznione twarze. 

Ile razy jeszcze politycy będą chcieli obsadzać stanowiska dyrektorskie w instytucjach kultury swoimi ludźmi? I bądźmy sprawiedliwi, dotyczy to polityków obu wiodących partii. 

Tyle razy, ile będa to mogli zrobić. A daj spokój, mnie się w głowie nie mieści, że ci ludzie nie chcą słuchać aktorów i innych pracowników teatru, że chcą im na siłę wcisnąć kolejnego Dyzmę. Że unieważniają przeprowadzony konkurs i zachowują się jak typowy pan na zagrodzie. Lepiej porozmawiajmy o odbudowujących się stopniowo rafach koralowych u wybrzeży Francji na Morzu Śródziemnym i innych strefach chronionych albo o ostatnim okresie w malarstwie Caravaggia – rozmarzył się znany aktor, który znany jest także ze swojego uwielbienia dla włoskich mistrzów renesansu oraz mający upodobanie do wszelkich stworzeń morskich. 

Do Caravaggia zawsze można wrócić, bo jest wieczny, ale teatr można zniszczyć w parę miesięcy. Tego, co udało się wypracować, tych ludzi, którzy wychodzili przez wiele sezonów na scenę, i tych którzy działali poza sceną, ich wysiłków szkoda. 

Szkoda, szkoda. No a ten cały kandydat na dyrektora, no przecież znam kolegę Leszka. No aktor epizodysta, czy drugoplanowy, nawet dobry. Graliśmy razem w paru serialach. Zrobił parę słuchowisk, w tym cykl dla Redakcji Katolickiej Polskiego Radia. Wyreżyserował sztukę o rotmistrzu Pileckim, sztukę folklorystyczną „Bocian, czyli obcy”, czy „Mikołajowe przygody w teatrze”, robi sporo w dubbingu, też reżyseruje dubbingowo. Mógł takie swoje piękne życie prowadzić dalej, ale na nieszczęście zechciał zostać dyrektorem. Ooo, słodziutki To już kochany nie jest w naszym pięknym kraju takie bezkarne. Albo masz papiery na dyrektora, albo nie masz. I tak bym mu powiedział: Leszek, ty się naprawdę poważnie zastanów, nie dwa, a trzy, cztery razy, zanim dasz się wplątać w tę grę tak do końca No przecież ty nawet nie jesteś jak ten Salieri. Antonio Salieri z „Amadeusza” Milosa Formana, który kiedy zobaczył w Mozarcie geniusza, stał się jego największym wrogiem i chciał go za wszelką cenę unicestwić, żeby być na pierwszym planie na wielkiej scenie XVIII – wiecznego Wiednia. On też chciał, nawet bardzo, obsesyjnie – na śmierć i życie, i co mu z tego przyszło? Płacz i wieczna zgryzota. Zostaw to, a zyskasz w oczach innych. Ja to wiem z doświadczenia. Później widzę tych Morawskich, czy innych, i to co się z nimi działo, i to jest przykry widok. Niech ci nikt nie wręczy biletu powrotnego do Warszawy na dworcu kolejowym, ja ci tego życzę, kolego. Tak bym mu powiedział – po czym znany aktor zamilkł i się zamyślił.

Spojrzeliśmy zgodnie przed siebie. Libera i Rudnicki nadal pili piwo. Dosiadł się do nich pewien poeta z Wrocławia. Wszyscy wyglądali na względnie zadowolonych. Mieli na nosach markowe ciemne okulary, i raz po raz ktoś z nich wybuchał śmiechem. Wiedzieliśmy, że ich dyskusja na pewno nie dotyczy teatru. Być może literatury, być może sztuk wizualnych. A może czegoś zupełnie innego, jak odradzające się rafy koralowe u wybrzeży Francji. 

Krzysztof Szekalski

Krzysztof Szekalski