Felietony

Forum Młodej Reżyserii

| 12 minut czytania | 381 odsłon

Mamy w Krakowie wydarzenie o ogólnopolskiej (a powoli międzynarodowej) randze, na które zjeżdża się crème de la crème osób zarządzających polskim teatrem (zarówno tym modnym, jak i tym pracującym na rzecz kultury mniejszych ośrodków), które corocznie daje plon w postaci boostów twórczych dla młodych artystów oraz – jeśli ktoś umie patrzeć – pozwala przewidzieć trendy, jakimi będzie rządził się teatr w następnych latach.

1.

Niech każdy wierzy w co chce, ale rzeczywistość jest jedna, a w niej najważniejszym festiwalem – tak w kategorii festiwali szkolnych, jak i festiwali reżyserskich – jest krakowskie Forum Młodej Reżyserii organizowane każdego listopada przez Wydział Reżyserii i Dramaturgii Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie. 

Jako pedagog tego wydziału, jak również weteran samego Forum mogę być widziany jako stronniczy komentator, więc na dowód mojej tezy mam następujące argumenty:
– ze szkolnych festiwali był jeszcze kiedyś (ale dawno umarł) warszawski „Itself!”, a do dziś żyje aktorski Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi, ten jednak dawno już stracił swoją niegdysiejszą rangę, zamieniając się w tygodniowe chlanie dyplomowych roczników wydziałów aktorskich,  poza chwalebnymi wyjątkami nie bywają tam już dyrektorzy teatrów, a z reżyserów tylko ci, którzy akurat robili jakiś dyplom, bądź zaproszono ich do jury; Forum tymczasem jest obecnie najważniejszym targiem pracy, i to nie tylko dla reżyserów – wielu dyrektorów, widząc studentów aktorstwa w szerszym, niż jeden dyplom, repertuarze, w pełni mocy twórczych, nieskrępowanych wymuszeniami pedagogów, decyduje się na ich zatrudnienie właśnie po tym, co widzieli w Krakowie; poza tym, Forum co roku odwiedzają „starzy reżyserzy”, znający jednak siłę młodości, chcący dowiedzieć się, co takiego szykuje im dyszącą już w karki konkurencja, by być „w czasie” a nie biernie patrzeć, jak ktoś młodszy i zwinniejszy przeskakuje ich w drodze na szczyt;
– z festiwali reżyserii mamy jeszcze katowickie Interpretacje, które jednak (szczególnie w ostatnich latach) tak dalece odleciały od trendów dominujących w polskim teatrze, dołączając się do nurtu kreowania przez krytyków teatralnych alternatywnej bańki tego co modne i fajne bez zwracania uwagi na realność, z jaką mierzy się poza–warszawsko–krakowski świat, że niezależnie na kogo odda swoje głosy celebryckie jury „Interpretacji”, nie ma to żadnego znaczenia dla szerszego planu; z osób wyróżnionych na Forum tymczasem rekrutuje się przekrój polskiej sztuki teatru, od dawna mówi się, że to jest miejsce, gdzie można zobaczyć „gwiazdy reżyserii zanim zostaną gwiazdami”, wszyscy istotni przedstawiciele młodego i najmłodszego pokolenia twórców – od Tomka Cymermana i Jędrzeja Piaskowskiego, przez Kasię Minkowską i Janka Jelińskiego po Anię Obszańską i Basię Bendyk – zostali najpierw dostrzeżeni na Forum; do tego pula nagród na FMR przekroczyła w tym roku pulę nagród na „Interpretacjach”, a to nawet bez doliczenia budżetów oferowanych jako nagrody na Forum debiutów;
– jeśli „Interpretacje” odleciały, to showcase „Generation After” orbituje gdzieś na granicach postrzegalnego wszechświata, bez jakiegokolwiek związku z tym, co prezentuje „młody polski teatr”, a cała impreza to wydmuszka mająca za jedyne zadanie wykazać wagę organizatorów na międzynarodowej arenie, żart, z którego żartują sobie nawet sami uczestnicy showcase’u, gdzie czterdziestoparoletni ludzie dalej są „nowym głosem”[1], gdzie selekcja jest wyjątkowo niejawna i zdaje się polegać jedynie na konkretnym podlizywaniu się konkretnym osobom lub z braku laku wpisywaniu się w program, a zmiana pokoleniowa deklarowana w programie jest opóźniona o jakieś trzy albo cztery zmiany;
– bezdyskusyjnie najważniejszy festiwal w Polsce („Boska Komedia”), któryś już rok z rzędu pokazuje (poza konkursem, ale jednak) prace dostrzeżone i docenione na Forum dając młodym twórcom możliwość zabłyśnięcia również na arenie międzynarodowej;

Mamy więc w Krakowie wydarzenie o ogólnopolskiej (a powoli międzynarodowej) randze, na które zjeżdża się crème de la crème osób zarządzających polskim teatrem (zarówno tym modnym, jak i tym pracującym na rzecz kultury mniejszych ośrodków), które corocznie daje plon w postaci boostów twórczych dla młodych artystów oraz – jeśli ktoś umie patrzeć – pozwala przewidzieć trendy, jakimi będzie rządził się teatr w następnych latach.

Zajrzyjmy więc za kulisy.

2.

Dawno, dawno temu, w roku 2014 czy 15, Forum było na tyle małą, niemal szkolną, wewnętrzną, imprezą, że pojawiały się na nim takie kwiatki, jak sytuacja, kiedy (oczywiście poza konkursem) grałem tam swój egzamin wstępny albo zorganizowałem sobie w szkolnej sali czytanie dla wybranego grona, któremu chciałem zaimponować tekstem napisanym na zajęcia. Działania te były bardzo owocne – pokaz egzaminu dał mi pierwszą recenzję, widział go też na przykład Krystian Lupa, od którego dostałem obszerny feedback, a po czytaniu otrzymałem zaproszenie od Teatru Wybrzeże w Gdańsku i złoty bilet na Sopot Non Fiction. Inną „dziką akcją”, którą pamiętam, było zakwalifikowanie do pokazów konkursowych spektaklu, którego byłem dramaturgiem, li tylko na podstawie opisu i niezachwianej wiary komisji we mnie i w Macieja Gorczyńskiego, reżysera.

Dziś jednak ranga imprezy nie pozwala na taką samowolkę – liczba miejsc w – i tak  zawsze przeładowanym – programie jest ograniczona, a każde miejsce to potencjalny start wielkiej kariery, dlatego stawka wzrosła, a co za tym idzie, zwiększone zostały regulaminowe obostrzenia. Dziś spektakle pokazywane na Forum wybiera komisja złożona z przedstawicieli wszystkich wydziałów reżyserii w kraju pilnujących parytetu uczelni, dotychczasowych zwycięzców festiwalu i osób odpowiedzialnych za logistykę festiwalu. 

À propos logistyki – boję się, że później nie będzie na to miejsca, dlatego zaznaczę tutaj – żadne Forum nigdy nie mogłoby mieć miejsca, gdyby co roku na wysokości zadania nie stawały osoby zatrudnione w Teatrze AST z panią Magdaleną Krawczyk i panią Jolantą Kubasiewicz na czele. 

Jak jednak doszło do zmiany rangi imprezy z pokazu niezłych egzaminów z Krakowa w najważniejsze ogólnopolskie wydarzenie w swojej kategorii?

Studiował kiedyś (był rok wyżej niż ja) na krakowskim wydziale niejaki Bartosz Żurowski. Bartek, z rodzicami prawnikami, z przeszłością w piłce nożnej, wyrobionym nazwiskiem w świecie mody i telewizji oraz social skillami, których każda dzisiejsza teatralna ćma[2] mogłaby mu pozazdrościć, był niezbyt oryginalnym twórcą, ale miał w sobie coś z genialnego organizatora. Bartek umiał tak rozgrywać ludzi, że to Roman Pawłowski czy Piotr Gruszczyński czuli się zaszczyceni, kiedy się do nich dosiadał, a nazywany był (ironicznie, choć było w tym wiele prawdy) najważniejszym polskim reżyserem przed debiutem.

Otóż Bartek, dla którego nie było rzeczy niemożliwych do załatwienia, wziął promocję Forum niejako w swoje ręce i do społu z Magdą Krawczyk dogadał między innymi Debiut w TR, który był pierwszą nagrodą tego typu (realizacją spektaklu w modnym miejscu, pomocą w realnym rozkręceniu kariery, zamiast jednorazowego zastrzyku gotówki). Dogadał go, by otrzymać tę nagrodę samemu, dostał ją jednak Jędrzej Piaskowski, który w ramach nagrody zrealizował „Puppenhaus. Kurację”, czym rozpoczął trwający do dziś trend, w ramach którego debiut w TR jest jedyną możliwością, by na scenie na Marszałkowskiej wydarzyło się coś świeżego i realnie interesującego, zamiast odbitek z klisz dawnej świetności. 

W ślady wręczającego nagrodę w postaci debiutanckiego spektaklu TRu szybko zaś  poszedł Słowak i Łaźnia Nowa – a dziś niemal każdy liczący się w kraju ośrodek ogłasza w ramach wyników konkursu Forum swój wybór osób debiutujących, otrzymujących rezydencję artystyczną, robiących czytanie lub pokazujących u nich docenioną pracę. 

3.

Debiut w TR – ta nagroda rozpoczęła proces nazywany przeze mnie roboczo „forumizacją kształcenia artystycznego”. Wraz ze wzrostem znaczenia imprezy na arenie ogólnopolskiej drastycznie skoczyło jej znaczenie wśród samych studentów, którzy zaczęli niebezpiecznie skręcać w kierunku tworzenia egzaminów i etiud „pod Forum”. Ostatecznie nie tak trudno zgadnąć co będzie interesowało teatr, w który celujemy – wystarczy tylko, już na etapie realizowania zadania w ramach programu kształcenia, odpowiednio nagiąć dzieło we właściwym kierunku i sukces gotowy, debiut w przynajmniej jednym modnym ośrodku mamy zagwarantowany. 

Bardzo to niebezpieczne – oto bowiem student ani niczego się nie uczy, ani nie tworzy „nowego języka”, a jedyne co robi, to powtarza chwyty i tendencje podpatrzone w teatrze, w który celuje z debiutem. Jeśli uda mu się oszukać dyrektora przyznającego nagrodę, powstanie kolejne takie samo dziełko do przeładowanego takimi samymi dziełkami repertuaru i niewiele z tego wyniknie, poza powiększaniem kółka wzajemnej adoracji. Jeśli nie uda się oszukać dyrektora – może się to skończyć żalem, wściekłością, wypaleniem, a nawet depresją studenta, który wszystko to co mówię, że robi, często robi podświadomie, szukając nie tyle oportunistycznego sposobu na zdobycie pracy, co po prostu akceptacji i docenienia ze strony tych „ważnych ludzi”, którzy mu imponują. 

Na całe szczęście zapraszane przez organizatorów jury zazwyczaj stara się zrównoważyć ten targ tendencyjności. Choćby patrząc na wyniki tegorocznego Forum, można łatwo zauważyć co się opłaca – i nie jest to naśladowanie znanych i uznanych głosów poprzednich pokoleń.

Po pierwsze – jak dowodzi wygrana Klaudii Gębskiej i wyróżnienia Julli Nowak – opłaca się znaleźć ciekawy tekst i umiejętnie go wystawić, a paradoksalnie jest to umiejętność wśród dzisiejszych studentów reżyserii niezwykle rzadka. W dobie powszechnej projektozy i prób kreowania przez tak zwaną progresywną krytykę alternatywnej rzeczywistości, w której dzieła postdramatyczne są lepsze niż dramatyczne, nie jest łatwo przekonać się do tego, że reżyseria polega na opowiedzeniu ważnej historii w zajmujący sposób. 

Po drugie – jak dowodzi wygrana Dominiki Przybyszewskiej i wyróżnienia Żeni Balakirevej oraz rezydencja dla Weroniki Zajkowskiej – opłaca się osobisty stosunek do podejmowanego tematu. To również wydaje się truizmem, jednak wobec ignorowania przez selekcjonerów i krytykę wszystkiego, co nie porusza „obecnie modnego problemu społecznego”, przy jednoczesnym punktowaniu wszystkiego, co – choć artystycznie i warsztatowo miałkie – dotyczy tego, o czym pisze się akurat doktoraty, potrzeba nie lada odwagi, aby wziąć na warsztat indywidualnie istotny temat (na przykład kwestie rodzinne) i pokazać się z nim publicznie. 

Po trzecie – jak dowodzą nagrody Magdaleny Dąbrowskiej i wyróżnienia dla Maxa Nowotarskiego – niezależnie od samej formy, warto pójść w nią maksymalnie, radykalnie głęboko. Obserwując, co doceniane jest przez głośnych krytyków, można mieć wrażenie, że to, co przynosi sukces, to maksymalna, horyzontalna, rozpiętość tematyczna – jeśli uda się zaadresować w jednym spektaklu przemoc w teatrze, dostęp do psychoterapii, radykalne wybaczanie, los osób pracowniczych, konflikty polityczne w ramach partyjnego duopolu, nie-świeckość państwa i na dodatek jeszcze dosypie się trochę meta-teatralności, ma się niemal gwarancję, że co najmniej kilku selekcjonerów festiwalowych i recenzentów złapie się na taki lep, doceni i zaprosi. Tymczasem to właśnie drążenie jednego tematu w obrębie dzieła daje szansę na wyczerpanie go i zmuszenie widza do samodzielnego myślenia – a chyba temu powinien służyć teatr.

4.

Wspomniałem wcześniej, że kiedyś to było – mogłem sobie zagrać egzamin wstępny, mogłem zrobić czytanie z wolnej stopy – a teraz to nie ma, bo regulamin. No tak, teraz jest regulamin i wielu rzeczy nie da się już zrobić, ale w sukurs przychodzi coś, co za czasów mojego studiowania dopiero raczkowało, a dziś jest chyba najpotężniejszą tego typu organizacją w kraju (jeśli w ogóle na świecie jest cokolwiek podobnego, ja się nie spotkałem). Mowa o dowodzonej przez Igę Gańczarczyk Pracowni Dramaturgicznej, choć może dowodzonej to złe słowo – bo panuje tam swoista demokracja, nikt nikomu raczej nic nie narzuca, Pracownia działa oddolnie i demokratycznie. Służy ona właśnie temu, żeby to, co powstaje w ramach zajęć nie szło na zmarnowanie – w samej AST, na Wydziale Reżyserii i Dramaturgii powstaje rocznie około dwudziestu czterech tekstów oryginalnych i tyle samo adaptacji. Po zaliczeniu notą teksty idą w niepamięć autorów i ogólny niebyt, bo publiczność, poza egzaminatorami, nigdy ich nie pozna. Przeciwko temu występuje właśnie Platforma Dramaturgiczna. Tylko podczas tegorocznego Forum zaprezentowano osiemnaście czytań i grę, trójka z osób prezentujących się jedynie w ramach pokazów Pracowni została wyróżniona nagrodami.

Problem w tym, że większość tego, co pokazywane, i tak umrze chwilę po czytaniu – w naszym kraju, mimo starań nowych dramaturgów, nie ma (i raczej nie będzie) zapotrzebowania na taką ilość nowej dramaturgii, szczególnie tak mocno eksperymentującej z formą. Ja sam jednak – choć przeciem znany z regresywności od-twórca, daleki od „nowego teatru” – bardzo cenię sobie to, co mogę zobaczyć w ramach tych czytań, bo pośród pomysłów, którymi kipi wydarzenie Platformy Dramaturgicznej, zawsze znajdzie się kilka, które, po oszlifowaniu i dostosowaniu do warunków repertuarowego teatru, wprowadza do mojej pracy świeży powiew. Dla autorów tekstów zaś, prezentacja na Forum, przyjrzenie się tekstowi przez kogoś innego niż autor – reżyseruje teksty zawsze ktoś inny niż ten, kto napisał, poza tym dochodzi grupa aktorów i całkiem spora widownia na pokazach od 10 do 14 przez pierwsze dni Forum – to już są wartości dodane, można pomyśleć nieco lepiej, zrobić w tekście poprawki i już ma się większe szanse w Gdyńskiej, Różewiczu czy co tam jeszcze teraz w Polsce przyznają.

5.

W tym miejscu chciałem jeszcze wymienić zwycięzców i osoby docenione w ramach ostatnich czternastu edycji Forum, by wykazać, że to naprawdę kluczowa impreza i obserwując ją można dowiedzieć się, co dla polskiego teatru będzie ważne za kilka lat w rzeczywistości, której wszyscy doświadczamy (nie w głowach poszczególnych krytyków). Przeczytałem jednak to, co napisałem do tej pory i chyba nie muszę nic dodatkowo udowadniać.

[1] Ostatecznie chyba każdy już jest „nowym głosem” w zestawieniu z dławiącym się własnym ogonem, emerytowanym mesjaszem, św. Krzysztofem Warlikowskim?
[2] Osoba fruwająca dookoła ludzi z ważnymi nazwiskami i pozycją w modnych teatrach. Wiecie o kim mówię, a jak nie wiecie, to przejdźcie się któregoś wieczora, na przykład, do Nowego Teatru w Warszawie i zobaczycie ich, wiodących prym przy winku, mimo, że nie oglądali nawet granego dziś spektaklu, ot, po prostu zew wieczora zawiódł ich na Mokotów i do stolika przy którym siedzą aktorzy/dział literacki/dział produkcji (w zależności, gdzie aspirują).

Radosław Stępień

Radosław Stępień