Trzeba przyznać, że pisarz sugestywnie opisał jak ptaki swoimi dziobami – „żelaznymi kilofami uderzają w martwe oko” konia, a potem zapamiętale dobijają się do wnętrza czaszki powstańca Winrycha.
Ptaki śpiewają od marca do czerwca. No chyba, że są krukami – wtedy zaczynają gody wcześniej, kraczą już od lutego. Wydają wtedy basowe dźwięki: „kroap, kroap” albo zalotne „klong, klong”. Różnice w śpiewie i głosach ptaków potrafią zależeć od regionu, na przykład ten sam gatunek w Bieszczadach może brzmieć inaczej niż w Bydgoszczy. Intrygująca jest jednak inna różnica – kruk w opisach literackich i przyrodniczych to jakby inna istota.
Przywołam najpierw pisarzy. Pierwsze skojarzenie to oczywiście groźna zapowiedź Żeromskiego „Rozdziobią nas kruki, wrony”. Trzeba przyznać, że pisarz sugestywnie opisał jak ptaki swoimi dziobami – „żelaznymi kilofami uderzają w martwe oko” konia, a potem zapamiętale dobijają się do wnętrza czaszki powstańca Winrycha. Po stu latach opis Żeromskiego wciąż robi wrażenie werystyczną dosłownością. Nicość, rozpad, śmierć. Krążenie materii i utrata nadziei. Tytuł tego opowiadania jest do dziś chętnie przywoływany jako synonim nierównej walki.
Zapomniany szesnastowieczny autor, Mateusz Cygański nie miał litości dla kruka, podkreślając, że ptak jest padlinożercą: „ścierwy sprośne są jego potrawy”, co jeszcze nie byłoby tak groźne, gdyby nie to, że
„kracząc strasznie nad domy latają,
kiedy się ludzie szkody spodziewają”.
Nie inaczej – u Cygańskiego kruk jest zwiastunem niebezpieczeństwa. No bo czarny, błyszczący, wielki. W dodatku, gdy otwiera dziób, to pojawia się karminowa czerwień, też dziwnie błyszcząca. Ptak-demon.
Idźmy dalej, do antycznych źródeł literackich. Ezop nie był tak pewny, co do inteligencji kruka. Jedna z opowiastek greckiego niewolnika mówi o sprycie spragnionego ptaka, który zobaczył dzban napełniony do połowy wodą i nie mógł do niej sięgnąć, ale wówczas
„myśl znakomita w kruczej głowie świta:
Kamyki zbiera i jeden po drugim rzuca do dzbanka, po czasie niedługim
Woda się wzniosła do wierzchu samego, kruk się napoił” (tłumaczenie Artur Oppman).
Dzięki swojemu pomysłowi kruk-hydrolog gasi pragnienie.
W inne bajce Ezop nie był tak łaskawy. Skonfrontował kruka z lisem i zrobił z ptaka łasą na pochwały gapę. Bo oto lis podpuszcza swojego rozmówcę komplementami o lśniących piórach (prawda) i o pięknym spojrzeniu „cóż to za oczy, / ich blask aż mroczy” (też prawda). No, ale kulminacyjny lisi komplement gubi ptaka:
„Pewnie i głos śliczny będzie
Więc kruk w kantaty; skoro pysk rozdziawił
Ser wypadł, lis go porwał i kruka zostawił” (tłumaczenie Ignacy Krasicki).
A teraz przyrodnicy. Przedwojenny ornitolog Jan Sokołowski pisze, że corvus „niosąc w powietrzu swój łup, przekłada go z dzioba w pazury i odwrotnie, a mimo to nic mu nie upadnie”. Nie widziałam takich akrobacji, ale obserwowałam jak oswojony kruk Krunio dostawał kostki sera. Najpierw je połykał, a gdy już był najedzony, wziął kolejny kawałek, ale go nie przełknął, tylko trzymał i za nic nie dało się go skłonić do otwarcia dzioba. Dopiero po dłuższej chwili połknął ser i znowu zaczął krukać. Ezop obstawił kruka w roli, której nie zagrałby w naturze. Zdaje się, że ezpopowy lis nie miałby szans w przechytrzeniu współbohatera bajki.
Krucze kantaty nie są melodyjne, ale oswojony ptak świetnie komunikuje. Młody Krunio wykrzykiwał całą skalę uczuć. Słychać było, gdy się kłóci (o kolejną kostkę sera); gdy jest zadowolony i gdy próbuje odstraszyć psa. Marek, ornitolog, opowiadał, że jego poprzedni, starszy kruk potrafił artykułować czterowyrazowe zdania, które miały odniesienie do rzeczywistości. Warunek – musiały być wcześniej wyuczone. Potrafił dopasować słowa do sytuacji: „Człowieku przyszedłeś do mnie?”, pytał, widząc gdy wchodzi opiekun i przy okazji imitował jego głos. W każdym razie papugi przy krukach wypadają słabo. Opiekun Krunia mówił też, że w porównaniu do jego sokołów, kruki są prymusami. Uczą się błyskawicznie, wystarczy raz im coś pokazać, aby chwyciły zasadę i były gotowe do zabawy. Nabierają też – uwaga, przyrodnicza fraza – „fałszywego uwarunkowania na obcy gatunek”. Czyli inaczej mówiąc, jak przebywają z ludźmi, to wydaje im się, że też są ludźmi.
Szczerze kracząc, miałam wrażenie, że Krunio śledzi to, co robimy i przysłuchuje się temu, co mówimy. W języku ornitologicznym oswojone kruki to są „imprinty” – naśladują reakcje otoczenia, w którym żyją. Krunio żywo i impulsywnie reagował, stroszył pióra, krakał, schylał głowę, właściwie… robił miny. Co jakiś czas na jego oczy spadały białe błonki, przypominające powieki, tzw. migotki, które na tle metalicznych kruczych piór, wyglądają jak jakiś kaprys natury. Był zabawny i groźny równocześnie.
Oswojone kruki potrafią nieźle psocić, ukraść błyskotkę, wydłubać gumkę z wycieraczki samochodowej, wyciągnąć kit. Wiedzą kiedy nabroją, bo wtedy próbują przeczekać z dala od swojego opiekuna – relacjonuje Grzegorz, lekarz weterynarii, który uważa, że ze wszystkich jego zwierząt najbardziej inteligentny był kruk.
Kruki nie jest łatwo zaobserwować. W miastach mylone są z krewniakami – wronami i gawronami.
W jednym miejscu spotyka się opowieść literacka i przyrodnicza. Kruki (i mniejsze od nich wrony), potrafią się nawoływać, gdy znajdą miejsce żeru, pod warunkiem, że jadła jest pod dostatkiem. Według interpretacji ornitologów, liczą na rewanż innych kruków, jeśli te też trafią na łupy. Czytam w starej księdze Jana Sokołowskiego, że w Puszczy Białowieskiej jest duża populacja kruków. Od razu myślę, że w ostatnim tygodniu marca, znaleziono kolejne ciało uchodźcy. To już 39 ofiara granicy polsko-białoruskiej…
A miał to być tylko wiosenny, ptasi felieton. Kra…kra…
Urszula Glensk