Praca w teatrze jest pełna niebezpieczeństw. I nie mówię tu o ryzyku oddania słabego spektaklu, pracowaniu bez podpisanej umowy, czy wystrzelenia w złym momencie czechowowskiej strzelby. Mówię o ciele, które wystawiamy na kontuzjogenne czynniki już od pierwszej próby.
Przywołuję w pamięci spadającą z komina sceny (w slow motion, ale jednak konsekwentnie usłużną grawitacji) metalową rurkę. Na szczęście rurka profesjonalnie upadła w odpowiednim miejscu i czasie: około metra od stołu, przy którym mieliśmy czytać tekst i w chwili, gdy dyrektor pomylił nazwisko realizatorki. Pamiętam też, jak kostiumograf spiesząc się na przymiarki, wpadł do zapadni. Jak wiadomo, zapadnia służy, by się w nią zapaść, więc zapadnia niczemu niewinna, ale kolega mimo to był troszkę zaskoczony. Na szczęście zakończyło się to jedynie kaskadą niezbyt lotnych żartów o wpadaniu w sidła niszczycielskiej siły teatru, et cetera. Mogliśmy się śmiać, ale nikt z nas tak naprawdę nie wiedział, jakby to się skończyło, gdyby kolega w wolnych od teatru chwilach nie dorabiał jako kaskader.
Są też w tej pracy zagrożenia mentalne. Stres związany z tym, że napisany przez ciebie żart, nie rozbawi nikogo prócz reżysera, który cię po prostu lubi, jest stresem podobnym do stresu osoby debiutującej w skoku spadochronowym z lecącego samolotu. Praca nad spektaklem to też okazja do spotkania się z ludźmi, którzy mogą mieć inne zdanie niż ty. W dzisiejszych czasach, gdy głównym źródłem bezpieczeństwa są nasze miłe, małe, skrupulatnie dobrane społeczności, taka konfrontacja może skończyć się szokiem, a może nawet nieoczekiwaną zmianą poglądów. Na to i na inne nieprzyjemności, takie jak: bóle karku od spania w pociągu, wzrost cholesterolu przez żywność z Żabki, światłowstręt po każdym wyjściu z sali na zewnątrz, zakwasy po porannej jodze (podobno niektórzy reżyserzy tak zaczynają próby!), druzgocząca niepewność siebie od przedłużającego się braku pomysłu na ostatnią scenę – na to nie możemy się godzić. Szczególnie ta część z nas, która prawo do świadczeń zdrowotnych NFZ ostatni raz widziała u syna koleżanki twojej matki. Albo na śmieciówce, którą zawarłeś z wujkiem mającym firmę wykończeniową (nauka fugowania była tu nie tylko przyjemnym benefitem, ale inwestycją we własną wszechstronność). Kiedyś w teatrach zatrudniano etatowych lekarzy, by dbali o zdrowie artystów i artystek, a także gwarantowali ład i bezpieczeństwo instytucji. Dobrze, że instytucje od tego odeszły. Obecność lekarza generowałaby tylko długi u realizatorek bez świadczeń, czyli u około większości. I to tylko po to, by poprosić o zwolnienie z próby.
Na te wszystkie nieprzyjemności wynikające z pracowania w teatrze, które czasem tylko zdają się w bilansie przewyższać przyjemności, jest jednak jeden skuteczny sposób. Najpierw masa, potem rzeźba. Ewentualnie dekompozycja sylwetki. W ostatnim czasie Mariusz Szczygieł opublikował w swoich mediach społecznościowych film, w których wykonuje ćwiczenie fizyczne popularnie zwane martwym ciągiem (inaczej deadlift), zachęcając tym samym innych do pracowania nad swoją tężyzną, niezależnie od wieku, zdolności i sił. Na poparcie sensowności swojej zachęty, wspomniał słowa Murakamiego, który twierdził, że zdolność koncentracji i wytrzymałość fizyczna to dwie cechy najważniejsze do bycia pisarzem, a bez nich talent się marnuje. Myślę, że te słowa odnoszą się również do pracy w teatrze. Długie godziny siedzenia w jednym miejscu – a przecież do tego często sprowadza się istota teatru, również z perspektywy widza – wymagają krzepkości, sprawności i mocy. Podnoszenie sztang, dźwiganie hantli oburącz, rozpiętki na skosie dodatnim, face pull na wyciągu, back squaty, kick backi i martwy ciąg sumo – i to wszystko w seriach po trzy – w taki sposób możemy zniwelować niemal każde ryzyko kontuzji pracy twórczej. W naszym przypadku naprawdę lepiej zapobiegać niż leczyć. Tu nie chodzi o wellness, tu chodzi o życie.
Z uzyskanej tężyzny, wigoru i ogólnej sprawności można korzystać też poza pracą, bo przecież jak wiadomo, nie samą pracą osoby twórcze żyją, a heroicznych ojcobójstw słusznie nikomu już się nie chce dokonywać. Uzyskaną masę polecam wykorzystać przytulając bliskie osoby, bo nie ma nic skuteczniejszego niż rozgrzane pompowaniem mięśni ciało w okresie mroźnej jesieni i pałętających się zarazków. Można też podnosić z ziemi kasztany bez zawrotów głowy, które skłaniają do mogących rujnować cały dzień i noc autodiagnoz. Kiedy jesteś w formie i mieszkasz w dzielnicy opanowanej przez stado dzików (albo jesteś moją sąsiadką), uciekając naprawdę szybko, możesz przedłużyć swoje życie o około siedemnaście sekund. Najprzyjemniejszą jednak częścią życia początkującego koksa (żeńska forma: koksini?), który na co dzień pracuje twórczo, jest bycie na siłowni. Bo oprócz wyciskania, na siłowni również się po prostu przebywa, co skutkuje oglądaniem wielu krótkich, choć intrygujących spektakli. Istny festiwal teatru awangardowego. Taniec prężących się mięśni czworogłowych ud pozujących do zdjęcia przed lustrem, monodram motywacyjno-upokarzający o ostatni wznos sztangi konającego studenta filozofii, thriller romantyczny rozgrywający się w spojrzeniach między panią a panem jadących na rowerkach nie wiadomo dokąd – to i o wiele więcej można zobaczyć nie w teatrze, a na siłowni, i to tylko w cenie karnetu. Polecam jednak zadbać o odpowiednią ścieżkę dźwiękową podczas oglądania, można sobie wtedy włączyć utwór „Kulturyści” niszowego zespołu ze Świętochłowic The Syntetic [1].
Jeżeli jednak nie straszne ci ryzyko, jakie każdego dnia zagląda ci w oczy, kiedy przekraczasz próg sali prób, nie budzisz się w środku nocy z lękiem, że stoisz na scenie i zaraz grasz cały spektakl sam, nie rozglądasz się na ulicy trzy albo sześć razy, za rozpędzonym autobusem spóźnionych na spektakl widzów, nie prosisz koleżanki, by sprawdziła, czy na pewno w bufecie teatralnym dali ci do kawy mleko owsiane – to jasny znak, że być może jesteś bezpieczny, bezpieczna. Istnieje też duża szansa, że przysługuje ci prawo do zdrowotnych świadczeń. A być może i kiedyś emerytura. Wtedy nie musisz być koksem. Jesteś zwycięzcą.
Daria Sobik
[1] https://www.youtube.com/watch?v=z7WGWWSMYRA&list=RDz7WGWWSMYRA&start_radio=1