Podczas gdy twórcy polskiej wystawy w Wenecji zaproponowali refleksję nad wielkimi liczbami, Finowie skoncentrowali się na jednej wartości – na trzydziestu procentach wody zużywanej w wielkich miastach. Spływa ona w toaletach.
Ludzie wychodzili szybko, mieli znudzone miny, nie rozmawiali o tym, co zobaczyli. Zaglądali i szli dalej. Wystawa opowiada o big data – wielkich zbiorach danych i raczej nie przyciąga uwagi widzów. Zainteresowanie wzbudza inny pawilon. W małym wnętrzu zatrzymywali się, siadali na ławce, oglądali dwa krótkie filmy, stali, przyglądali się, wychodząc dyskutowali. Ekspozycja pokazuje toaletę „spłukiwaną” torfem.
Polska wystawa o wielkich danych i fińska o małych toaletach są pokazywane na 18. Międzynarodowych Biennale Architektury w Wenecji. Twórcy pierwszej ekspozycji zbudowali metalową konstrukcję ze słupków i poprzeczek, która symbolizuje cyberprzestrzeń. Ma kolory jak z placu zabaw dla dzieci, co wyraźnie odróżnia ją od innych wstaw na Biennale. W progu sali można zobaczyć ostrzeżenie, że do pawilonu może wejść równocześnie pięćdziesięciu widzów, a na platformę sześć osób, ale i tak tłoku nie ma. Natomiast sens ekspozycji mogły uchwycić tylko te osoby, które przeczytały opis zamieszczony w dalszej części pawilonu. Tablice powieszono dość niefortunnie, przysłonięte zostały instalacją. Tekst dotyczy wpływu big data na współczesną rzeczywistość, jest rodzajem manifestu „datament” – taki neologizm zaproponowali twórcy projektu. Czytam więc, że „ilość generowanych danych przekracza ludzkie możliwości poznawcze” (wiedziałam); że są „gromadzone i generowane automatycznie i przetwarzane bez interwencji i nadzoru człowieka” (wiedziałam); że „im mniej możemy polegać na własnej wiedzy i doświadczeniu, tym bardziej ufamy danym” (przypuszczałam); że „statystyki mogą prowadzić do uogólnień” i stronniczości (przypuszczałam); a nasza „skłonność do bezkrytycznego zaufania do zautomatyzowanych procesów obliczeniowych staje się zagrożeniem”, bo automatycznie wytwarzane dane „błędnie przyjmujemy za prawdziwe”, szczególnie, gdy przywoływane są przez tak zwane wiarygodne źródła (domyślałam się).
Tezy „datamentu” twórcy wystawy sprytnie zobrazowali tablicami z powierzchnią mieszkań w Meksyku, w Polsce, w Hong Kongu i w Malawi (Afryka wschodnia). Obliczenia zrobione zostały według tego samego algorytmu. A więc mieszkaniec Meksyku ma do dyspozycji 130 metrów kwadratowych podłogi, Polski 81,5 m. kw., Hong Kongu 45 m.kw, Malawi 25 m.kw. Skonfrontujmy owe 81 metrów (i pół) powierzchni mieszkania każdego Polaka z rzeczywistością, z naszymi obserwacjami i doświadczeniami. Bingo. Dane ze statystyk mają się tak do rzeczywistości, jak domki z placu zabaw do realnego budownictwa. Jednak ani kolorowa konstrukcja, ani tablice raczej nie przyciągają uwagi oglądających. Przytłoczenie cyber-realnością? Może y… przekazu? Podczas gdy twórcy polskiej wystawy w Wenecji zaproponowali refleksję nad wielkimi liczbami, Finowie skoncentrowali się na jednej wartości – na trzydziestu procentach wody zużywanej w wielkich miastach. Spływa ona w toaletach.
W małym pawilonie pokazane zostały suche toalety. Zamiast wody stosuje się w nich specjalnie przystosowany torf ze środkami chemicznymi. Mieszanka powoduje przyspieszoną biodegradację w specjalnych urządzeniach, a powstałe odpady stanowią kompost, przeznaczony do nawożenia gleby. Innymi słowy: powrót do wychodków. Filmy opisujące bezwodne toalety z równym zainteresowaniem oglądali dorośli i dzieci. Siedzenia przed ekranem bez przerwy były zajęte. Specjaliści alarmują: oszczędzajcie wodę. I dopowiadają, że miliard ludzi na świecie nie ma dostępu do czystej wody, podczas gdy inni przelewają ją jednym naciśnięciem spłuczki. Atrakcyjność fińskiej ekspozycji wynikała z prostego i sugestywnego przekazu.
Twórcy wystaw na architektonicznym Biennale 2023, ogólnie zatytułowanym „The Laboratory of the Future”, prawie nie pokazali nowych wielkich koncepcji budowlanych. Nie ma Gropiusa ani Le Corbusiera. Poza Biennale, już w zupełnie innym miejscu Wenecji, osobno, pokazywana jest koncepcja The Line, czyli futurystycznego „Miasta-linii”. Można ją oglądnąć pozornie za darmo, trzeba jednak udostępnić swoje dane kontaktowe. Ekspozycję finansują Saudowie, którzy chcą miasto-utopię budować na Bliskim Wschodzie (ale to historia na inny felieton). Natomiast na ekspozycjach prezentowanych na wystawie Biennale najwyraźniej wybrzmiewają pytania o wodę – Greccy prezentują fotografie z budowy tam i elektrowni wodnych, Duńczycy pokazują perspektywę podtopień Kopenhagi w efekcie zmian klimatycznych (też wykorzystywali obliczenia big data), Egipcjanie opowiadają o życiodajnym Nilu w perspektywie projektu NiLab. Rumuni chwalą się prototypem maszyny do odsalania wody morskiej z wykorzystaniem energii słonecznej. Małe urządzenie może dostarczać wodę pitną, ale poza prototyp nigdy nie wyszło, chociaż zostało zaprojektowane siedemdziesiąt lat temu.
Dla widzów Biennale kolorowa ekspozycja była mniej atrakcyjna niż torfowa. Epoka torfu? Nie sądzę. Może efekt zmęczenia big data i algorytmami? W każdym razie, pytanie o własny wychodek okazało się bardziej na czasie.
Urszula Glensk
Komentarze
Komentujesz tekst: Laboratorium przyszłości