Felietony

Marzenia Dziewczynek

| 6 minut czytania | 1090 odsłon

„Czy mogłabyś nie przychodzić tak ubrana na próby? Rozpraszasz mnie swoim ubraniem, nie mogę się skupić, gdy widzę twoje nogi, twój dekolt”. Tak powiedział do mnie pewien starszy aktor, gdy ewidentnie nie szła mu scena na próbie.


Chciałabym mieć brodę. Nie żartuję! Może być nawet ruda, choć ciemna, szorstka pewnie wyglądałaby bardziej seksownie. Odpuszczę jednak tę w wydaniu ciemny brąz na rzecz jakiejkolwiek innej, byle własnej
nie o seksowność wszak chodzi. 

I wąsy. Można by wtedy zamiennie raz tym, raz tamtym udowadniać niedowiarkom. Można by tym wąsem śmiać im się w twarz, tą brodą pogardliwie wydymać wargi, a potem gładzić, gładzić, gładzić – w geście głębokiego zrozumienia – widocznego dowodu na posiadanie kompetencji i inteligencji, która pozwala na długie gładzenie tematu rozmowy w zamyśleniu. Można potem burknąć coś spod wąsa lub znad brody, coś w rodzaju: no tak przypuszczałam… To było do przewidzenia… Rozumiem, tak, tak, to problem zawiły…

W tym aspekcie jednak świat się nie spisał, w tym mnie zawiódł, nie ułatwia mi w żaden sposób udanej mimikry za Kogoś Mądrego i Dojrzałego. Wręcz przeciwnie! Muszę walczyć każdą częścią ciała o wyszarpanie się z przebrania za Dziewczynkowatą, Naiwną, Egzaltowaną Debiutantkę. „Warunki” mam, można by powiedzieć językiem teatru „kiepskie”. Nie obsadzono by mnie w sztuce o Mędrcu, nie obsadzono by mnie nawet w sztuce o Mędrczyni! Pewnie również dlatego, że nie ma takiego słowa.

O! I jeszcze niższy głos poproszę! Badania dowodzą, że niższy głos budzi zaufanie, wysoki – irytację! Wspaniale. Tego też nie uda mi się od losu uzyskać, tego brzmienia budzącego automatyczną bezkrytyczną wiarę w to, co mówię. Może dlatego z biegiem czasu dostrzegłam, że wolę pisać niż mówić. Gdy zaczynasz czytać ten tekst – nie widzisz dość drobnej postaci, zaokularzonych oczu, irytująco gładkiej buzi w typie wieczny baby face bez ani kszty zarostu, jak na złość! Nie widzisz tego wszystkiego z czym idę na co dzień udowadniać swoje kompetencje światu. Bo czuję, że ciągle, niezależnie od lat przepracowanych w zawodzie, niezależnie od dorobku, muszę je udowadniać. Ktoś w każdej chwili – może je zakwestionować! A ja nie wyprowadzę go z błędu niskim głosem zza gęstej czarnej brody z wysokości metra dziewięćdziesiąt, tylko będę musiała poradzić sobie z tym, co mam. Jak z tak kiepskimi warunkami zewnętrznymi zagrać na ten przykład Postać Reżysera? 

Po szkole (teatralnej) miałam pomysł: ciemne okulary (żeby nie zdradzać błysków wesołości tudzież strachu w oczach), ciemna bluza z kapturem (żeby zawsze wyglądała na lekko elegancką i formalną, a jednocześnie pozwalała ukryć się bezpiecznie w kapturze w razie potrzeby), spodnie, oczywista! Ciemne spodnie (dają większą swobodę ruchu, komponują się z niezobowiązującym rodzajem chodu pt. „mam lekko wyjebane, ale nie całkiem”), ciemne ciężkie buty, żeby wzmocnić swoją stabilność, żeby nikt nie mógł mną zachwiać, gdy stoję na lekko rozkraczonych nogach, gdy siadam z rozsuniętymi szeroko kolanami, w pozycji „zajmuję przestrzeń, która mi się słusznie należy”. I oczywiście papieros. Mówiący „są rzeczy ważniejsze niż zdrowie. Ja mam zdrowie końskie, kh, kh, kh, ale nieobce mi są też te rzeczy ze sfery idei, które są niż zdrowie ważniejsze”.

To był mój pomysł na kostium, który miał budować moją postać, w zastępstwie „warunków naturalnych”, których owa natura mi niesprawiedliwie poskąpiła.

Na szczęście nie doszło do mojego w nim występu. W międzyczasie zdołałam zrozumieć, że to tylko przebranie. Nie zapewni mi magicznego wyrośnięcia brody i wąsów, nie sprawi, że ktoś uwierzy w graną przeze mnie Postać Reżysera. To na nic.

Starałam się więc nie myśleć o tym, jak wyglądam, jak powinnam wyglądać, ale o tym, co myślę i co mam przekazać. To nawet działało. Aż do. Aż do nagłej demaskacji! „Czy mogłabyś nie przychodzić tak ubrana na próby? Rozpraszasz mnie swoim ubraniem, nie mogę się skupić, gdy widzę twoje nogi, twój dekolt”. Tak powiedział do mnie pewien starszy aktor, gdy ewidentnie nie szła mu scena na próbie. „Co słychać Laleczko?” „Słucham?” „No bo ty tak młodo wyglądasz, jesteś na studiach?” – aktor w palarni pewnego dużego teatru. „No i jak wam idzie praca dziewczynki? Mam nadzieję, że obędzie się bez niespodzianek, dziewczynki?” Tak powiedział do mnie i do mojej reżyserki pewien dyrektor na dwa tygodnie przed trudną premierą.

Na nic moje intelektualne wysiłki przebrania się za Dojrzałego Mędrca, w jednej chwili, brutalnie i znienacka zostałam zdemaskowana! A tak dobrze udawała! Taka sprytna myślała, że jest! A wyszło, wyszło szydło z worka! To tylko Dziewczynka!

„Długo nie kojarzyłam różnych spotykających mnie przejawów przemocy czy pogardliwych ocen z tym, że jestem dziewczyną. Byłam przekonana, że one wynikają z tego, że jestem gówniarą. Za chwilę jednak już nią nie byłam. Miałam na koncie dużo osiągnięć, a wypalone chłopy, których dawno przerosłam dorobkiem, ciągle mówiły o mnie jako o »Dorotce«, która robi te »swoje głupoty w teatrze«”. 

Tak mówi Dorota Masłowska, lat czterdzieści, znana i uznana pisarka i twórczyni. 

„Kobiety są zwykle (…) za stare na wszystko – wyjątkiem chwili, gdy mają się o czymś wypowiadać, jako ekspertki. Wtedy najlepiej sprawdza się zasada, że kobieta jest zawsze młodsza od mężczyzny, bez względu na to, ile które ma lat”. Tak podsumowuje wieczną kondycję dziewczynkowatości, z której nie mogą wygramolić się kobiety z dorobkiem w swojej dziedzinie Weronika Murek w najnowszej książce „Dziewczynki”.

Czasy się zmieniają, ktoś powie, nadchodzą inne rodzaje przywództwa, nawet takie bez przemocy, bez autorytetu, egalitarne i płynne. Dla wszystkich znajdzie się w tym nowym świecie miejsce, w domyśle nawet dla kobiet! Hmmm… może i tak, ale co zrobić, gdy koleżanka reżyserka słyszy od zespołu w pierwszym tygodniu prób, że „nie ma charyzmy”? Czym ta charyzma jest wobec tego, jeżeli nie po prostu posiadaniem brody, niskiego głosu, względnie wąsów? 

Dlatego ja nie mam cierpliwości do czekania na te nowe wspaniałe czasy, które wedle niektórych właśnie pomału nadchodzą, ja chcę już! Charyzmę, Mędrca, Reżysera, Pisarza. Ja chcę brodę! Choćby najlichszą, a wtedy dopiero zobaczycie!

Małgorzata Maciejewska

Małgorzata Maciejewska

Komentarze

Komentujesz tekst: Marzenia Dziewczynek