Wszyscy chcieli robić spektakle o wojnie. Żaden inny temat nie wydawał im się ważniejszy. Tylko poprzez opowieść o wojnie mogli wypowiedzieć się o swoim świecie. To było silnie i nierozerwalnie połączone, bardzo mocno odczuwalne.
Pierwszy raz jednak ktoś z moich znajomych idzie na wojnę. Nie robi kolejnego projektu teatralnego, nie uczestniczy w proteście przeciwko agresji rosyjskiej, po prostu idzie walczyć, rusza na front. Olena Apchel, ukraińska reżyserka i aktywistka, ogłosiła w mediach społecznościowych, że wstąpiła do Armii Ukraińskiej, Sił Zbrojnych Ukrainy, w skrócie ZSU. Podpisała kontrakt z wojskiem.
Poznałem Olenę podczas warsztatów teatralnych we Lwowie w 2014 roku. Zostałem zaproszony z dramaturgiem Łukaszem Chotkowskim przez już nieżyjącą dramaturżkę i kuratorkę Joannę Wichowską do uczestnictwa w warsztatach w Ukrainie „Mapy strachu. Mapy tożsamości”. Warsztaty odbywały się w Teatrze im. Łesia Kurbasa we Lwowie. Uczestniczyli w nich twórcy z różnych regionów Ukrainy. Z Kijowa, Lwowa, Chersonia, Charkowa i Odessy. Wśród zaproszonych najciekawszych reżyserek, reżyserów, aktorek i aktorów była właśnie Olena. Dopiero tam zrozumiałem, jak totalnie wojna wpływa na ludzi, którzy jej doświadczyli. Pojawiło się na tych warsztatach wiele osobistych historii, o ofiarach w ich rodzinach i wśród bliskich im ludzi. Wszyscy chcieli robić spektakle o wojnie. Żaden inny temat nie wydawał im się ważniejszy. Tylko poprzez opowieść o wojnie mogli wypowiedzieć się o swoim świecie. To było silnie i nierozerwalnie połączone, bardzo mocno odczuwalne. Zrozumiałem, że do tej pory byłem nieświadomy tego, czym naprawdę może być wojna, jak bardzo może wpłynąć na każdego bez wyjątku, że nie ma przed nią ucieczki. Nawet jak uciekniesz za granicę, ona będzie w tobie żyć dalej.
Minęło siedem lat od tych warsztatów. Był listopad 2021 roku, Olena przeprowadziła się do Polski. Zaproponowała mi projekt teatralny, chciała w Polsce zrobić spektakl o wojnie. Spotkaliśmy się w kawiarni w centrum Warszawy. Powiedziała mi, że wszystko wskazuje na to, że wkrótce znów wybuchnie wojna w Ukrainie. Maksymalnie za parę miesięcy. W Polsce oficjalnie się o tym nie mówiło. Później okazało się, że miała rację. Nie zrobiliśmy projektu teatralnego, wojna wybuchła. Zapis naszego spotkania umieściłem w dramacie „XYZ”, za który później dostałem nagrodę w konkursie im. Tadeusza Różewicza Teatru Miejskiego w Gliwicach:
„Olena patrzy mi w oczy mówi że urodziła się w środku Ukrainy
w tym mieście lewa jego część jest ukraińska a prawa rosyjska
pół na pół tygiel od wieków zawsze był podziałI u was jest mówi ale nie taki jak u nas
Olena straciła ciocię wujka kuzyna
matka z siostrą przyjechały jej ojciec tam został
mimo że nie wierzy zaczęła się modlićmodlę się przed zaśnięciem do boga którego nie znam
żeby ochronił mojego ojcaOlena przykro mi
nie musi być ci przykro nie musi
co mogę dla ciebie zrobić?
nic
nic?
mam dach nad głową mam pracę
mam matkę i siostrę przy sobie
ojciec jeszcze żyje nic nie trzeba
myśl o mnie dobrzebędę myślał
przepraszam a jak twój tata nie przeżyje?nie chcę o tym myśleć
nie chcę
przepraszam
myśl o mnie dobrze
będę”
Piszę o tym nie z powodów narcystycznych, tylko dlatego, żeby powiedzieć, jak czasem w nieoczekiwany sposób rzeczywistość może przeplatać się z twórczością. I ta rzeczywistość często okazuje się bardziej dojmująca. Ja wcześniej napisałem dramat. A Olena wstąpiła do wojska. Pisze, że świadomie wybrała tę drogę. Decyzja nie była łatwa. Ma nadzieję, że kiedy Ukraina zwycięży, wróci do realizacji wszystkich projektów, które miały powstać. Dodaje, że będzie wdzięczna za wsparcie. Wszystkiego dobrego, Olena.
Krzysztof Szekalski