Zdarza się, że na ostatniej prostej przed premierą spektaklu wyrzuca się ze scenariusza całe wątki, sceny i postaci. Czasem spektakl krótszy jest lepszy, chyba że to spektakl Krystiana Lupy. Czasem warto jednak zrobić spore skróty. Dla dobra przedstawienia i widzów tegoż. Nikt nie tęskni za odrzuconymi postaciami. Jedynie osoba dramatopisarska. Można by urządzić meeting psychoterapeutyczny dla tych odrzuconych bohaterów. Proszę sobie wyobrazić, że odbywa się taka sesja, którą prowadzi terapeutka wynajęta przez teatr.
Mała, jasna salka. W kółku na krzesłach siedzą postaci odrzucone. W środku długowłosa terapeutka. Pierwsza zabiera głos:
—Cieszę się, że dziś się tu wszyscy zebraliśmy. To bardzo odważne z waszej strony. Wiem, przez co przechodzicie. Chcę, żebyście wiedzieli, że nie jesteście z tym sami – terapeutka niepewnie uśmiechnęła się do wszystkich, ale nikt nie odwzajemnił uśmiechu.
Spojrzała na postać siedzącą obok. Był to młody mężczyzna. Powiedziała do niego:
—Proszę przedstaw się wszystkim.
Mężczyzna niepewnie rozejrzał się po sali.
—Nazywam się Karol. Zostałem odrzucony – powiedział smutno.
Wszyscy biją brawo.
—Powiedz, co się wydarzyło? – zapytała teraputka.
—Miałem być przyjacielem głównego bohatera. Ale dyrektor teatru na drugiej generalnej kazał mnie usunąć, powiedział przy wszystkich, że jestem zbędny. Niepotrzebny. Że nic nie znaczę dla całości spektaklu. A reżyser niestety się z tym zgodził. Aktorzy się ucieszyli, bo mieli mniej tekstu. Tylko dramaturg mi współczuł.
—To straszne. Jak mogło do tego dojść?! Jak sobie radzisz? – stwierdziła współczująco terapetka.
—Kiedy mnie odrzucili przestałem być sobą. Poczułem się kompletnie zagubiony. Tęsknie też za głównym bohaterem. Zostałem tak napisany, że nie umiem przestać o nim myśleć. Poza tym przez ponad dwa miesiące byłem też z innymi na próbach, zżyłem się z nimi, mam wrażenie że oni ze mną też, aż później przyszedł ten feralny dzień. Mieliśmy wspólne doświadczenie, wspólne smutki i radości. Czułem, że tworzymy jakąś rodzinę. A potem oni wyrzucili mnie jak śmiecia. Jakby mnie nigdy nie znali. Jak można zrobić coś takiego? Zupełnie to do mnie jeszcze nie dociera. Nie dopuszczono mnie do premiery… Nie rozumiem dlaczego…
Siedząca obok inna odrzucona postać zaczęła cicho łkać. To była jasnowłosa kobieta. Terapeutka podeszła do niej i ją mocno przytuliła. Kobieta z trudem otarła łzy. Terapeutka zapytała ją:
—A ty kim jesteś?
—Nazywam się Anna. Jestem odrzucona.
Wszyscy biją brawo. Anna ciągnęła dalej:
—Miałam być królową. Mnie też nie dopuszczono do premiery. A byłam tak blisko… To było na trzeciej generalnej… Wcześniej reżyser zapewniał aktorów, że jestem niezbędna, nie wyobrażał sobie żadnej próby beze mnie… Aktorzy też mnie pokochali, zaakceptowali mnie taką, jaką jestem, że jestem inna niż wszyscy, wierzyli we mnie i nagle…
—Co się stało, Aniu?
—Nagle reżyser wyrzucił wszystkie sceny ze mną. Mimo że wcześniej zapewniał, że te sceny są konieczne, że bez nich nie ma spektaklu. Nagle zmienił zdanie. Tylko dramaturg stanął w mojej obronie. I aktorka, która miała mnie zagrać. Ale reżyser dał jej inną postać… To był dla mnie koniec… – Anna znów zaczęła płakać.
—To bardzo ważne, że się tym z nami dzielisz. Może to będzie lekcja dla niektórych reżyserów i innych współtwórców, żeby się dowiedzieli, jaką cenę muszą zapłacić postaci odrzucone. Może następnym razem się poważnie zastanowią nad konsekwencją swoich czynów. I dokonają innych wyborów. Czy ktoś jeszcze chciałby zabrać głos? – terapeutka rozejrzała się po sali.
Z krzesła wstał mały chłopiec. Miał wielkie, smutne oczy.
—A ty kim jesteś? – zapytała terapeutka.
—Nie mam imienia. Jestem odrzucony.
Wszyscy biją brawo. Chłopiec mówił dalej:
—Miałem być Bogiem. Byłem genialnym pomysłem reżysera. To on chciał, żeby Boga w spektaklu zagrał mały chłopiec. Dramatopisarka napisała mi tylko jedno zdanie. Ale ono było bardzo ważne. Może dlatego bez żalu mnie skreślili. I dziecięcy aktor we mnie nie wierzył. Powiedział, że nie chce grać Boga. Bo się boi. Szkoda. Mogłem być Bogiem…
—Nadal nim jesteś. Kiedy cię odrzucono?
—To się stało już po dwóch tygodniach prób. W sumie mam szczęście, że tak szybko.
—To prawda. Ci szybciej odrzuceni mają mniejszą traumę – powiedziała terapeutka. – A jakie było to jedno zdanie, które miałeś powiedzieć?
—Właściwie to było jedno słowo…
—Jakie?
—Gówno – rzucił mały chłopiec.
Krzysztof Szekalski