Twórcy z szacunkiem podejmują temat Gietrzwałdu – wychodząc szerszej od lokalnej, warmińskiej historii. Justyna wpisuje się bowiem w biografie niezależnych, zapomnianych przez wielką Historię, kontrowersyjnych kobiet teatru Janiczak i Rubina – obok carycy Katarzyny, królowej Joanny Szalonej, hrabiny Batory, Rity Gorgonowej, spalonej na stosie Barbary Zdunk czy morderczyni Zofii Stefaniak spod Kórnika.
Widzowie, którzy usiądą bliżej wejścia do Sceny Margines, mogą nie dojrzeć baniaków na wodę ze złotymi kurkami i półtoralitrowych butelek z wodą. To bardzo istotny element scenografii Łukasza Surowca – charakterystyczny dla miejsc pielgrzymek. Woda nawiązuje do Cudownego Źródełka ze wsi Gietrzwałd, nieopodal Olsztyna, słynnego za sprawą objawień maryjnych, jedynych w Polsce uznanych przez Stolicę Apostolską. W 1877 roku przez trzy miesiące Maryja, która przedstawiła się jako Niepokalanego Poczęcia, codziennie ukazywała się dwóm dziewczynkom – trzynastoletniej Justynie Szafryńskiej i dwunastoletniej Barbarze Samulowskiej. Przemawiała do nich w ich gwarze, nawołując Polaków do codziennej modlitwy różańcowej o zaprzestanie prześladowań Kościoła katolickiego przez zaborców oraz do pokuty i rezygnacji z alkoholu. Obecnie Gietrzwałd, obok Świętej Lipki, jest najczęstszym na Warmii celem ogólnopolskich i zagranicznych pielgrzymek.
Na zaproszenie Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie dramatopisarka Jolanta Janiczak i reżyser Wiktor Rubin mieli zrealizować spektakl o lokalnej tematyce. Zainteresowały ich objawienia w Gietrzwałdzie z uwagi na biografie młodziutkich wizjonerek. Zgodnie z poleceniem Maryi obie dziewczynki zamieszkały najpierw w klasztorze, a po ukończeniu edukacji wstąpiły do zgromadzenia szarytek. Siostra Barbara pracowała jako misjonarka i zmarła w Gwatemali. Obecnie trwa jej proces beatyfikacyjny. O Justynie historia i Kościół milczą, od kiedy w wieku trzydziestu trzech lat niespodziewanie opuściła klasztor. Jej dalsze losy są nieznane. Wiadomo jedynie, że została krawcową i wyszła za mąż za młodszego o dekadę od siebie Francuza, który po dziesięciu latach zmarł. Nie udało się ustalić, czy miała dzieci. Twórcy „Nie smućcie się. Ja zawsze będę z Wami” skoncentrowali się na perspektywie Justyny (Milena Gauer), której decyzja o odejściu z zakonu sprawiła, że nie tylko nikt nie zastanawia się nad wyniesieniem jej na ołtarze, ale jej znaczenie jako drugiej z wizjonerek wydaje się dla Kościoła problematyczne. Nie potrafiła dostosować się do formuły życia zakonnego, z wpisanymi w nią posłuszeństwem, pokorą i celibatem. W nadpisanej przez Janiczak biografii – od końca pobytu w zakonie do śmierci – Justyna pozostała wierząca, ale ani gorliwa praktyka duchowa, ani życie rodzinne (małżeństwo i macierzyństwo) nie przyniosły bohaterce poczucia spełniania. Objawienia stały się dla niej emocjonalnym i egzystencjalnym balastem. Pozostałe osoby konsekrowane – Delegat Apostolski (Radosław Hebal), Matka Przełożona (Barbara Prokopowicz) i siostra Barbara (Aleksandra Kolan) – reprezentują tradycyjny model kobiecego posłannictwa zakonnego. Na wątpliwości Justyny, czy wierzy dostatecznie, przeoryna radzi jej: „Zachowuj się tak, jakbyś wierzyła, to wystarczy, samo się napełni zaufaniem, sensem” i wskazuje jako wzór drugą wizjonerkę, która niezachwianie podąża drogą, jaką wskazała jej Maryja, a co za tym idzie instytucja Kościoła. Barbara z lubością klęka na łóżku obitym gwoździami, czego stanowczo odmawia Justyna, a klasztorna rutyna i podporządkowanie się Matce Położonej dają jej poczucie bezpieczeństwa („Wystarcza mi, że mogę być narzędziem lub pustym naczyniem”). Justyna najmocniej zaburza tę hierarchię zakonną, kiedy spragniona ludzkiego dotyku i uczucia próbuje usiąść na kolanach przełożonej – kilkakrotnie przez nią spychana.
Rytm życia zakonnego widać w dramaturgii przedstawienia – wszyscy aktorzy są cały czas na scenie i nieustannie wykonują drobne zadania, od dokładnego mycia podłogi po skupioną modlitwę. Skupieni są w centrum sceny, gdzie ustawione są dwie cele zakonne i maszyna do szycia. Cały zespół wraz z gościnnie występującym Maciejem Pestą gra z lekkim dystansem do roli, podając ze swobodą bardzo gęsty i wymagający w odbiorze tekst Janiczak. Wyjątek stanowi naturalna, bez makijażu Milena Gauer jako uosobienie wątpliwości, kobiety usiłującej za sprawą nieustannych pytań wyemancypować się z patriarchalno-hierarchicznej struktury. To nieoczywista, pełna sprzeczności, uduchowiona rola Justyny w przejmującej aktorskiej kreacji, której na zasadzie opozycji znakomicie partnerują Aleksandra Kolan i Barbara Prokopowicz.
„Nie smućcie się. Ja zawsze będę z Wami” – powiedziała dziewczynkom Maryja podczas ostatniego objawienia w Gietrzwałdzie i pobłogosławiła źródło, z którego obecnie czerpana jest przez pielgrzymów „uzdrawiająca woda”. Tytułowe słowa powtarza nawiązujący do ludowo-odpustowej tradycji Chór Matek Boskich. Na scenie jednym głosem mówi aż sześć Maryi – Jagoda Białek ze Studium Aktorskiego i pracownice administracyjne Teatru Jaracza: Izabela Myc-Kobus, Monika Stępień, Aleksandra Wajzer, Olha Zakorchemna i Ewa Zdrojewska – ponieważ wizerunków maryjnych może być tyle, ile różnych doświadczeń wiernych (same mówią „dla każdej mam inną twarz”). Matki Boskie nie komentują wydarzeń scenicznych, ale rozproszone na widowni ustawionej z czterech stron sceny wtrącają po wypowiedziach postaci przemyślenia o swoim posłuszeństwie i posłannictwie. Porównanie doświadczenia Maryi czy innych biblijnych kobiet i świętych z decyzją o życiu w klasztorze podjętą przez niedojrzałe dziewczynki, którym się objawiła, wprowadza nieoczywistą perspektywę. Współczesnej, świeckiej refleksji twórcy poddają chociażby deklarację Maryi „niech mi się stanie według słowa twego” w czasie zwiastowania, którą można w teologii feministycznej interpretować dwojako. W pierwszym ujęciu jako akt poddaństwa kobiety Bogu-Ojcu – ten patriarchalny wzorzec, reprezentowany przez Matkę Przełożoną i Delegata Apostolskiego, ograniczającego się do wygłaszania religijnych frazesów, jest w spektaklu poddany krytycznej ocenie. W tej perspektywie temat mariologii podjęty został ostatnio marginalnie w spektaklu „Elizabeth Costello” Krzysztofa Warlikowskiego (w jednym z monologów tytułowej postaci) czy nieopublikowanym tekście Andrzeja Błażewicza „Pierwsze sceny z życia świętej rodziny”. W drugim ujęciu posłannictwo Maryi w „Nie smućcie się” może być wyrazem pełnej emancypacji, aktem odwagi i wolności wyboru. U Janiczak Chór Matek Boskich jest kreacją Maryi odartej z idealnego wizerunku, alternatywnej dla tych „patriarchalnych” przedstawień. Przeciw doskonałości Matki Kościoła buntuje się córka Justyny, Anne-Marie (Marta Markowicz). Matka z dziewczyną klękają przed ustawionym w odległym rogu sceny obrazem Matki Boskiej Chyba Nieustającej Pomocy, która zamiast twarzy ma białą plamę. Kiedy Anne-Marie miała sześć-siedem lat, wydrapała oblicze Maryi, co spotkało się z całkowitym brakiem reakcji rodzicielki. Markowicz w trakcie przytaczania tej opowieści pisze na białej powierzchni obrazu wyraz „Morda”. Ostatecznie z pomocą Gauer przyklejają w puste miejsce twarz innej Maryi z innej reprodukcji.
Idealny wizerunek Maryi, który uosabia odrestaurowany obraz, zderza z różnymi przedstawieniami Matki Boskiej kostiumografka Mara Szypulska. Statystki-Maryje występują w koronach z choinkowych lampek, w białych bluzach z nałożonymi na białe peruki kapturami i w długich spódnicach z przyszytymi do nich różańcami, świętymi obrazkami, krzyżykami, gipsowymi formami dziecięcych kończyn. Dewocjonalia nawiązują do licznych łask doświadczanych przez pielgrzymów, o których można poczytać na stronie warmińskiego Sanktuarium Matki Bożej Gietrzwałdzkiej. Pozostałe kostiumy nie tyle definiują postaci, co ujawniają ich społeczną przynależność – dlatego Barbara i Justyna na znak wstąpienia do zakonu pakują do worków prywatne rzeczy: bieliznę, ubrania, szczotki do włosów, telefony. Kostiumografka nie stara się o odwzorowanie prawdziwych habitów, wystarczy, by stroje szarytek z grubego, mięsistego płótna tylko je przypominały. Dlatego kornety na głowach zakonnic są za duże, cingulum w pasie za długie. Wymowna w swojej prostocie jest zmiana stroju przez Gauer. Kiedy intonuje pieśń na nieszpory, przebiera się, wywracając suknię na lewą stronę – tym sugestywnym gestem odchodzi z klasztoru.
Janiczak stylizuje tekst na język liturgiczny, a spektakl domyka (dramatopisarka odpowiada także za dramaturgię) w formacie nabożeństwa. Po tym, jak Chór inicjuje utwór „Przyjdź duchu święty”, Delegat Apostolski rozpoczyna spektakl krótką modlitwą o Boże błogosławieństwo – by sprawa, w jakiej zebraliśmy się w teatrze okazała się użyteczna. Kończy zaś formułą: „Idźcie, ofiara spełniona”. To słowa Jezusa do Apostołów stanowiące zachętę do wypełnienia posługi nauczania. Milena Gauer odpowiedziała na to wezwanie scenę wcześniej. Na dwóch ekranach ustawionych po przeciwstawnych rzędach widowni wyświetlona jest rejestracja z wizyty aktorki w Watykanie. Artystka w habicie-spodniach z chorągwią z wizerunkiem Justyny rozdaje na placu św. Piotra święte obrazki z prośbą o modlitwę o otrzymanie za wstawiennictwem wizjonerki potrzebnej łaski. (Obrazki otrzymają też widzowie – mogą się też wpisać do księgi z intencjami). Gauer zaczepia pielgrzymów i turystów z pytaniem: czy chcecie usłyszeć historię Justyny? Zadziwiające, że część napotkanych przez nią osób zna objawienia gietrzwałdzkie i postać Justyny, jeden z mężczyzn ma nawet wytatuowane na ramieniu jej imię. Te rozmowy są wzruszające, ludzie ciepło odbierają Gauer, na jej zapewnienie: „Myślę, że ta woda przynosi radość”, chętnie zabierają ze sobą „uzdrowicielską wodę”; ktoś ją przytula. Gdy nagranie się kończy, pozostali wykonawcy stają za aktorką trzymającą chorągiew i w procesji opuszczają scenę.
Twórcy z szacunkiem podejmują temat Gietrzwałdu – wychodząc szerszej od lokalnej, warmińskiej historii. Justyna wpisuje się bowiem w biografie niezależnych, zapomnianych przez wielką Historię, kontrowersyjnych kobiet teatru Janiczak i Rubina – obok carycy Katarzyny, królowej Joanny Szalonej, hrabiny Batory, Rity Gorgonowej, spalonej na stosie Barbary Zdunk czy morderczyni Zofii Stefaniak spod Kórnika. W na(d)pisanym przez twórców życiorysie bohaterka „Nie smućcie się” pozostaje wierna dogmatom wiary, także maryjnemu, chociaż jest postacią pełną wątpliwości i niespełnioną religijnie. Jednak jej emancypacyjne poszukiwania duchowe, w których więcej jest pytań, niż zawierzenia się Bogu, tylko ludzką potrzebę duchowości umacniają. Chór kilkukrotnie przypomina, że przecież „wizjonerki były dwie”, więc twórcy teoretyzują, że jeśli udokumentowalibyśmy cuda występujące za wstawiennictwem Justyny, potwierdziłoby to jej świętość. Czy możliwa jest inna droga do świętości niż ta wytyczona przez Kościół? Jakimi sposobami można wypełnić swoje powołanie? Janiczak i Rubin zostawiają widzów z pytaniami – czy wiara w swojej istocie, zwłaszcza ta która nie trzyma się w granicach systemu kościelnego, nie jest nieustannym poszukiwaniem odpowiedzi na kwestie niemożliwe do rozstrzygnięcia.