Recenzje

W poczekalni

| 12 minut czytania | 170 odsłon

Minkowska próbując teatralnie ożywić narracyjny schemat powieści Ali Smith, sięga po własne, sprawdzone metody, posługując się wywiedzionym z kina montażem, płynnie przeplatając plany czasowe i wątki tematyczne, skupiając uwagę widza na relacjach między postaciami. Czy to wystarcza?

fot. Natalia Kabanow
fot. Natalia Kabanow

Piękną mamy „Jesień” tego roku – chciałoby się napisać. I właściwie czemu nie, ma przecież pierwszy wrocławski spektakl Katarzyny Minkowskiej w sobie mnóstwo urody i ciepła, choć do pełni tych złotych, październikowych dni nieco mu brakuje.

A wszystko wydawało się zmierzać w ich stronę. Po pierwsze, książka Ali Smith zderza małą, intymną, prywatną historię z tą przez duże H, a Minkowska to przecież specjalistka od takich połączeń. Po drugie mozaikowa struktura powieściowej narracji koresponduje z teatralnym językiem jednej z najzdolniejszych polskich reżyserek z pokolenia trzydziestolatków (tegoroczna kumulacja, na którą złożyły się Złoty Yorick, nagroda im. Swinarskiego i nominacja do Paszportów „Polityki” to nie przypadek, ale świadectwo krótkiej, bo rozpoczętej zaledwie cztery lata temu, niezwykle błyskotliwej kariery). Po trzecie, dla Teatru Polskiego w Podziemiu taka współpraca to wymarzony prezent (prawie) pod choinkę – Minkowska wie, jak zajmująco opowiadać i jak swoimi narracjami uwodzić publiczność, więc jej spektakl w repertuarze pozwala myśleć o szerokiej widowni. Po czwarte, znakomity zespół, czuły na psychologiczne niuanse, stworzony, żeby z niego czerpać. Po piąte – Justyna Janowska! Kto ją widział na scenie wcześniej i pamięta choćby z lubelskiego „Nad Niemnem” duetu Hubert Sulima-Jędrzej Piaskowski, ten doskonale wie, jak potrafi przy ograniczeniu do minimum środków aktorskich „zassać” widownię, sprawiając, że nabieramy powietrza w płuca i nie śmiemy go wypuścić, dopóki nie dokończy zdania. Po szóste, zastrzyk młodej krwi z Katarzyną Wnuczko, studentką wrocławskiej Akademii Sztuk Teatralnych w roli Pauline Boty na czele. Tę wyliczankę, która składa się na potencjalny sukces, mogłabym jeszcze pociągnąć, rzecz w tym, że sukces jest połowiczny. Co poszło nie tak?

Minkowska wraz dramaturżką Joanną Połeć dokonuje rzetelnego, wiernego przeniesienia na scenę „Jesieni”, powieści szkockiej pisarki, która w Polsce została wydana w tłumaczeniu Jerzego Kozłowskiego. W obu wersjach – literackiej i scenicznej – pierwszoplanowym wątkiem jest trwająca blisko ćwierć wieku bliskość, która połączyła Daniela (Tomasz Lulek i Filip Szatarski w choreograficznej wersji jako młody Daniel) i Elisabeth (Janowska) – w pierwszym czasowym planie ośmioletnią dziewczynkę i jej blisko osiemdziesięcioletniego sąsiada, w drugim – trzydziestodwuletnią historyczkę sztuki i stulatka pogrążonego w śpiączce. Elisabeth nosi nazwisko Demand, które przetłumaczone z angielskiego oznacza „żądanie”, ale ona sama nie ma w sobie nic kategorycznego. A choć Daniel tłumaczy jej, że równie dobrze źródłosłów „demand” mógłby być francuski („du monde” – „ze świata”, „tego świata”), to do świata jej równie daleko, zdecydowanie dalej na scenie niż w powieści, gdzie ma w sobie więcej odwagi i obojętności na stanowione przez innych reguły. I w pierwszym, i w drugim momencie życia, Elisabeth wydaje się dopiero nabierać wiatru w żagle, stoi przed życiem jak nad wartkim strumieniem, wciąż niegotowa, żeby przeskoczyć na drugą stronę, gdzie będzie musiała już sama o sobie decydować. Ten jej stan „pomiędzy”, „w zawieszeniu” oddaje też scenografia Łukasza Mleczaka z głównym elementem – poczekalnią z rzędami niewygodnych krzesełek, na których można przycupnąć, czekając na swoją kolej do okienka na poczcie/w szpitalu/przychodni. 

Jako dziewczynka Elisabeth swoje wybory zawierza Danielowi – starszemu mężczyźnie z sąsiedztwa, kolekcjonerowi, który pokazuje jej najdziwniejsze dzieła sztuki i który namawia ją, żeby nieustannie czytała („Zawsze coś czytaj. Nawet jeśli nie czytasz niczego dosłownie”). Jako dorosła kobieta wprowadza się do matki, żeby opiekować się nim w domu spokojnej starości. 

„Była to najgorsza z epok, była to najgorsza z epok” – tak zaczyna powieść Smith, bo w tle jest Brexit, radykalnie dzielący społeczeństwo, na scenie Piekarni przetransponowany na polski grunt, z manifestacjami narodowców na ulicach. No i na drugim planie późne dojrzewanie (do buntu i do miłości) matki Elisabeth, Wendy (Halina Rasiakówna), a także wątek, który połączy Elisabeth i Daniela – fascynacja życiem i twórczością Pauline Boty, popartowskiej, młodo zmarłej artystki.

Cały kłopot w tym, że ten drugi i trzeci plan „pożera” pierwszy. O ile jeszcze w rozmowach Daniela z Elisabeth-dziewczynką aktorom udaje się znaleźć przekonujący, szczery ton (delikatne niuanse w grze Janowskiej pozwalają łatwo uwierzyć, że Elisabeth cofa zegar o dwadzieścia cztery lata), to ich późniejsza, dorosła już relacja wydaje się kuleć. I nie tylko z przyczyn od nich niezależnych – jedna ze stron przez większość spektaklu leży nieruchomo w łóżku. W scenach ich spotkań rozpędzony mechanizm spektaklu powinien jednak się zatrzymać, a widz chłonąć każdą sekundę, a tak się nie dzieje. Te momenty zwyczajnie przegrywają z innymi, bardziej atrakcyjnymi wątkami. 

Tak jakby zabrakło tu sedna, serca, błysku, który naświetliłby ich wzajemny stosunek. Czy Elisabeth rekompensuje spotkaniami z Danielem brak w swoim życiu ojca? Czy lgnie do niego w poszukiwaniu, mentora, autorytetu? Czy łączy ich przyjaźń? Chyba nie tylko: przecież na pytanie swojego licealnego chłopaka „dlaczego mnie nie kochasz”, odpowiada: „bo już jestem zakochana”, a swojej przyjaciółce i kochance ze studiów tłumaczy: „To nie jest relacja tego rodzaju (…) Nie jest w najmniejszym stopniu fizyczna. Nigdy taka nie była. Ale to miłość. Nie będę udawać, że tak nie jest”. Czymkolwiek by nie był, kiedy ich stosunek przechodzi na nowy poziom łączący dwoje dorosłych ludzi, aktorom trudno odnaleźć dla niego właściwy ton. Może dlatego przeprosiny Elisabeth, wypowiedziane na szpitalnym łóżku, prosto w ucho śpiącego mężczyzny, nie są w stanie mnie przejąć – mam wrażenie, że to tylko słowa, literatura, zaledwie konstrukcja romansu, za którą nie idą uczucia i emocje. 

To spotkanie samotnych serc rozgrywa się na bardzo dynamicznym tle, nie tylko narracyjnym, ale też inscenizacyjnym – jest tu kilka, czytelnie w scenografii zaznaczonych miejsc akcji (szpital, poczekalnia, mieszkanie Wendy, podwórko, studio telewizyjne, góra uschniętych liści, ulica), są ekrany umieszczone wokół sceny, na których wyświetlane są projekcje Marka Kozakiewicza – sceny z ulicznych manifestacji, trailer telewizyjnego programu „Złota aukcja”, na planie którego Wendy poznaje Zoe (Agnieszka Kwietniewska) czy zbliżenia twarzy uczestników talk show. Do tego wszystkiego trzeci plan jest zaludniony przez grupę młodzieży (studenci wrocławskiej Akademii Sztuk Teatralnych), która wchodzi w różne role w choreograficznych układach Krystyny Lamy Szydłowskiej – petentów w poczekalni, tancerzy z klubu, przyjaciół i partnerów Elisabeth z jej przeszłości, uczestników ulicznej demonstracji. To dynamiczne tło wydaje się wręcz stworzone, żeby w opozycji do niego zbudować kontrast w postaci rozgrywającej się w ciszy małej, prywatnej historii dwójki ludzi. A jednak ten kontrast nie zadziałał, albo może raczej zafunkcjonował niezgodnie z założeniem, przynosząc w momentach wyciszenia pustkę zamiast wzruszeń.

Kłopot także w tym, że z historią Elisabeth i Daniela konkurują inne wątki. Po pierwsze ten Brexitowy, który odciska się na życiu wszystkich bohaterów tej opowieści, z pasywną agresją, która wkrada się w codzienne życie, z urzędnikami, którzy nagle przemawiają z pocztowych okienek z pozycji władzy. Temat wyjścia Wielkiej Brytanii z UE Minkowska traktuje umownie – w Polsce łatwo podłożyć pod niego inne antagonizujące społeczeństwo sytuacje. Nieprzypadkowo najsłynniejszy fragment z książki Smith, przywoływany z lubością przez użytkowników mediów społecznościowych w różnych kontekstach i zbudowany z ciągu wzajemnych zaprzeczeń odnosi się właśnie do polityki: „W całym kraju ludzie czuli, że to coś złego. W całym kraju ludzie czuli, że to coś dobrego. W całym kraju ludzie mieli poczucie, że naprawdę przegrali. W całym kraju ludzie mieli poczucie, że naprawdę wygrali”. Usłyszymy go ze sceny w interpretacji Igora Kujawskiego, który gra rolę lekarza i uniwersyteckiego promotora pracy Elisabeth, ale przede wszystkim jest narratorem całej opowieści, podkreślając jej literacki, gatunkowy rodowód. Co ciekawe, ten polityczny wątek, choć znajduje kulminację w erupcji społecznego sprzeciwu, nie ma w sobie temperatury wrzenia – decyzje polityków wywołują raczej u bohaterów obezwładniającą niemoc, którą jest w stanie przezwyciężyć dopiero przebudzona namiętnym romansem starzejąca się kobieta.

Są wreszcie drugoplanowe bohaterki i bohaterowie. Jeśli chodzi o dramaturgiczny potencjał, największą konkurencją dla Elisabeth jest jej matka i jej późny romans z Zoe, który daje jej paliwa do działań także na innych życiowych polach – napędzając jej polityczny sprzeciw przede wszystkim. W tej opowieści o dwóch dojrzałych kobietach odkrywających wzajemną fascynację jest na pewno więcej ognia, ale też i intrygujących rejonów do odkrycia niż w nieco naiwnym, wciąż dziecięcym zauroczeniu Elisabeth Danielem. 

Jest wreszcie cała kolekcja postaci powołanych do życia przez Michała Opalińskiego – urzędników pocztowych, pielęgniarek, salowych, z człowiekiem-drzewem na czele. Jego kreacje wnoszą do spektaklu ten trudny do scenicznego urzeczywistnienia oniryczny element opowieści Smith. A choć na poczcie, w przychodni czy w szpitalu Elisabeth przeżywa swoje całkowicie realne przygody, to Opaliński nadaje im groteskowy rys, co sprawia, że wydają się wycięte ze stron „Procesu” Kafki (urzędnicy pocztowi, rejestratorka) albo – wręcz przeciwnie – baśni ze szczęśliwym zakończeniem (pielęgniarka). Człowiek-drzewo przenosi spektakl w jeszcze inny rejestr – scenę jego konfrontacji z żołnierzami, postulującymi „strefę wolną od drzew” (brzmi znajomo?), pochodzącą z wymyślonej przez Daniela opowieści, Minkowska wraz z Połeć rozszerzają o kolejną, w którym grany przez Opalińskiego bohater staje się gościem telewizyjnego talk show. A choć subtelna gra z rzeczywistością społeczno-polityczną pozostaje (chwilę wcześniej gośćmi programu są dwaj prawicowi politycy, grani przez Macieja Ćwielucha i Matusza Guzowskiego, wypisz-wymaluj przedstawiciele Konfederacji), to na pierwszy plan wychodzą mniej oczywiste sensy. Kwietniewska jako Zoe próbuje na siłę swojego gościa zdefiniować, dookreślić, a on się tym usiłowaniom wymyka, tłumacząc, że nie wszystko na świecie trzeba ponazywać po imieniu, opowiada za to świetne dowcipy i pozwala się przytulić. Ten duet wiernych widzów Podziemia teleportuje na chwilę sześć lat wstecz – do spektaklu „Postać dnia” w reżyserii Sebastiana Majewskiego, gdzie to Kwietniewska była drzewem, konkretniej: lipą, a Opaliński Igorem Przegrodzkim, który zamieszkał wśród jej gałęzi. W „Jesieni” aktor buduje nieoczywistą postać, z pogranicza rzeczywistości i literackiej fantazji. Jego kreacja jest migotliwa, potrafi być niemal jednocześnie groteskowo absurdalny i po ludzku przejmujący.

Wreszcie – Katarzyna Wnuczko! Spektakl oddaje podmiotowość jej Pauline Boty, której nie miała w powieści Smith, gdzie była przedmiotem zainteresowań badawczych Elisabeth i obiektem fascynacji Daniela. Tutaj to ona sama odsłania przed publicznością konstrukcję pułapki, w której uwięziło ją cudze spojrzenie – za sprawą swojej powierzchowności dziewczyny z plakatu ta utalentowana artystka została automatycznie zepchnięta na margines historii sztuki. Obecna w spektaklu od początku do końca jako jedna z postaci trzeciego planu, ubrana przez Jolę Łobacz (swoją drogą kostiumy subtelnie charakteryzujące postaci w tym spektaklu to temat na osobny tekst) w krótką plisowaną spódniczkę i tiszert w biało-czerwone paski Boty Wnuczko w jednej ze scen w ułamku sekundy wysuwa się na pierwszy plan, żeby odzyskać narrację na swój własny temat. Umieszczenie jednej z kluczowych postaci na trzecim planie sprawia, że widz mimowolnie powtarza mechanizm, który unieważniał dorobek Boty, zakładając, że ta atrakcyjna dziewczyna to tylko element tła opowieści. A potem właśnie ona domaga się, żeby potraktować ją poważnie.

Zastanawiam się, na ile źródłem mojego rozczarowania jest adaptacyjna solidność, wierność literackiemu pierwowzorowi. Inaczej niż w najsłynniejszych spektaklach Minkowskiej – „Cudzoziemce” z poznańskiego Teatru Polskiego, nad którą pracowała z dramaturgiem Tomaszem Walesiakiem, czy „Burzy” przygotowanej z Janem Czaplińskim – gdzie ingerencje w oryginalną strukturę były kluczowe i znaczące, tutaj można odnieść wrażenie, że nie tylko same tematyczne wątki i postaci, ale i schemat opowiadania został wiernie odtworzony. Minkowska próbując go teatralnie ożywić, sięga po własne, sprawdzone metody, posługując się wywiedzionym z kina montażem, płynnie przeplatając plany czasowe i wątki tematyczne, skupiając uwagę widza na relacjach między postaciami. Czy to wystarcza? Na pewno z tej mozaiki każdy może wybrać coś dla siebie. I jeśli nawet nie porwie cię love story tocząca się między trzydziestoletnią historyczką sztuki a stulatkiem w śpiączce, jest spora szansa, że wrócisz do domu z człowiekiem-drzewem, z dojrzałą kobietą na barykadzie czy z niedostatecznie zapamiętaną, wiecznie młodą i roztańczoną artystką. 

Tytuł spektaklu

Jesień

Autor(ka) tekstu

Ali Smith

Teatr

Teatr Polski w Podziemiu

Reżyser(ka)

Katarzyna Minkowska

Autor(ka) recenzji

Magda Piekarska

Data premiery

15.11.2024

Autor(ka) muzyki

Wojciech Frycz

Dramaturg(żka)

Joanna Połeć

Scenograf(ka)

Łukasz Mleczak

Czas trwania

140 minut (bez przerwy)

Obsada

Elisabeth Demand

Justyna Janowska

Wendy Demand

Halina Rasiakówna

Daniel Gluck

Tomasz Lulek

Młody Daniel Gluck

Filip Szatarski

Zoe Spencer-Barnes

Agnieszka Kwietniewska

Charlotte (pocztmistrz, rejestratorka, pocztmistrzyni, człowiek-drzewo, akuszerka)

Michał Opaliński

Czytelnik (lekarz/promotor)

Igor Kujawski

Pauline Boty

Katarzyna Wuczko

Lokalna społeczność

Maciej Ćwieluch, Jan Dusza, Mateusz Guzowski, Anastazja Kowalska, Olga Mleczko, Jakub Sendek

Realizacja

reżyseria

Katarzyna Minkowska

dramaturgia

Joanna Połeć

adaptacja

Joanna Połeć, Katarzyna Minkowska

scenografia

Łukasz Mleczak

reżyseria świateł

Monika Stolarska

wideo

Marek Kozakiewicz

kostiumy

Jola Łobacz

muzyka

Wojciech Frycz

choreografia

Krystyna Lama Szydłowska

asystent reżyserki

Maciej Ćwieluch

pianista

Marcel Baliński

kurator projektu

Piotr Rudzki

produkcja

Renata Majewska

wsparcie produkcyjne

Alicja Szumańska

plakat, zdjęcia

Natalia Kabanow

promocja, marketing

Mariusz Turchan, Paulina Tomczyk

koordynacja pracy artystycznej

Ada Tabisz

kierownik techniczny

Piotr Jacyk

światło

Sławomir Brzeziński

dźwięk

Wojciech Dziedzicki, Jakub Dziedzicki

wideo

Krzysztof Pańtak

charakteryzacja

Justyna Pokojewska, Dawid Biernat

garderobiana

Sara Bartoszewska

krawcy

Maria Huzarska, Artur Mazur

Zobacz także

Bądź na bieżąco!
Zapisz się do newslettera

Jeśli chcesz otrzymywać informacje dotyczące najnowszych aktualności i numerów Notatnika Teatralnego, zostaw swój adres.

Twój e-mail został zapisany