Newsy

RECENZUJEMY SEZON.
Adrian R. Chmielewski

| 6 minut czytania | 682 odsłon

Sezon teatralny 2022/2023 stał się uzupełnieniem wcześniej zaobserwowanych braków. Przede wszystkim widoczny jest powrót do teatru opowieści, w którym podejmowane są istniejące od jakiegoś czasu w zachodniej części teatralnej Europy tematy: posthumanizm oraz dekonstrukcja tego, co męskie w obliczu silnych, intelektualnie finezyjnych, feministycznych narracji.


Najsilniejszą opowieścią okazała się podróż do przyszłości, w której humanoidalne roboty pełnią funkcję sobowtórów załogi zamkniętej na statku kosmicznym. Precyzyjne oko kamery umiejętnie prowadzi narrację pełną świetlistych emocji rodem z filmów Wong Kar Waia. Cała obsada spektaklu zasługuje na zachwyt, poruszając się w klaustrofobicznym ścisku przemyślanej choreografii. Sądzę zatem, że
Employees Łukasza Twarkowskiego zaraz po zeszłosezonowym Rothko zalicza się do miana jednego z najciekawszych spektakli ostatnich lat.

Z kolei w Moim roku relaksu i odpoczynku otrzymujemy na pozór prostą historię nieszczęśliwej mieszczanki, którą łatwo byłoby określić dramą uprzywilejowanej heteroseksualnej, akceptującej swoją tożsamość płciową, cisgenderowej białej kobiety. Mimo to reżyserka Katarzyna Minkowska umiejętnie, scena po scenie, buduje napięcie sennego fermentu, ukazując jednocześnie destrukcyjne mechanizmy późnego kapitalizmu. Spektakl imponuje scenami zbiorowymi, w których uwydatniane są poszczególne relacje pomiędzy postaciami. Jednocześnie pierwsza premiera Teatru Dramatycznego w Warszawie za dyrekcji Moniki Strzępki staje się najsilniejszą propozycją w dotychczasowym repertuarze i co stwierdzam ze smutkiem jakością góruje również nad spektaklami, które ukazały się po premierze Mojego roku relaksu i odpoczynku. Być może z wyjątkiem opowieści o męskich wrażliwościach napisanej i wyreżyserowanej przez Michała Buszewicza Chłopaki płaczą. W końcu podjęty zostaje problem nowo kreowanej męskości, która nie chce mieć nic wspólnego z patriarchatem, jednak musi zbudować się na nowo, nie dokonując jednocześnie kolonizacji feministycznych paradygmatów.

Rozczarowuje brak rewolucyjnych pragnień i silnych zwrotów w kierunku, który można by nazwać „teatrem anarchistycznych imaginacji”. O ile nie spodziewamy się tego po młodych, tworzących dzisiaj teatr w znacznym stopniu koncyliacyjno-edukacyjny (może z wyjątkiem Jakuba Skrzywanka i jego mocnego Spartakusa), to należy przyznać, że na przykład Przedwiośnie w reżyserii Pawła Łysaka jest niezwykle poddańcze wobec przegranej przyszłości. Z drugiej strony znakomita gra aktorska w groteskowy sposób podbudowuje nieumiejętność odnalezienia się polskiej kultury w szeroko rozumianej nowoczesności.

Jednym z ciekawszych wydarzeń sezonu jest spektakl wyjątkowo nieoczywisty, lecz autorski w każdym calu: Jak nie zabiłem mojego ojca i jak bardzo tego żałuję według tekstu i w reżyserii Mateusza Pakuły. Niezwykle czuła i przejmująca narracja umiejętnie przekłada akcent z tego, co osobiste wobec zbiorowego doświadczenia śmierci i bezradności.

Nic nie robi lepiej niż rewia flamingów prezentująca publiczności opowieść o niezrozumieniu mechanizmów czasu i pamięci. I choć to wyjątkowo niecodzienna, miejscami wręcz barokowa estetyka, to Alicji Kraina Czarów w reżyserii Sławomira Narlocha zasługuje na wizualne i dramaturgiczne uznanie.

Widoczny rozkwit młodego pokolenia polskich reżyserów i reżyserek, często piszących również autorskie dramaty/scenariusze teatralne, bardziej niż w jakimkolwiek innym sezonie prowadzi nas w kierunku silnych, często nacechowanych osobistym doświadczeniem, historii. Z kolei to, co wyobrażone stało się początkiem troski nie tylko o teraźniejszość, lecz i to zdaje się najważniejsze, o niepewną przyszłość.

Adrian R. Chmielewski