Recenzje

Czuli i okrutni

| 11 minut czytania | 1236 odsłon

Ani dramaturgiczna rama wykładu, ani pomysł rekonstrukcji, podczas których widzimy sceny z życia zamknięte w stopklatkach nie są w stanie zburzyć poczucia widzów, że wyłapując te wszystkie momenty, w których bohaterowie wyłamują się z narzuconego schematu, uczestniczą w czymś głęboko intymnym – w zaaranżowanej z artystycznym wyrafinowaniem randce wystawionej na widok publiczny.


Kiedy myślę o „Młodym mężczyźnie”, historii romansu francuskiej noblistki i młodszego od niej o trzydzieści lat A., z początku przychodzą mi do głowy wojenne metafory i pojęcia takie jak „pole bitwy”, „zapasy”, „próba sił”. Bo i w spektaklu Katarzyny Kalwat, i w jego literackim pierwowzorze, króciutkiej powieści Annie Ernaux niepublikowanej jeszcze w Polsce, a na potrzeby spektaklu przetłumaczonej przez Agatę Kozak, trudno dostrzec obraz partnerskiej relacji – jeśli ktoś wiąże z nią takie nadzieje, rozbraja je sama narratorka, określając swoją pozycję w tym związku jako dominującą. Taki jest punkt wyjścia – ostatecznie jednak w spektaklu Wrocławskiego Teatru Współczesnego ukryta jest furtka, która pozwala spojrzeć na związek bohaterów inaczej, niż przez pryzmat podległości i władzy.

Trudno się też dziwić, że taka perspektywa uruchamia się niejako automatycznie – pięćdziesięcioczteroletnia w momencie spotkania z A. Ernaux (Ewelina Paszke-Lowitzsch) ma wyrobioną pozycję w literackim świecie i to właśnie ze względu na nią staje się obiektem zainteresowania ze strony młodego A. (Dominik Smaruj). On jest przed debiutem i chciałby, żeby na jego próby spojrzał ktoś bardziej doświadczony. Chciałby też wiedzieć, jak przełamać twórczy impas – dlatego uparcie śle listy do pisarki, nie wiedząc, że z pisarskim zastojem zmaga się także ona. Kiedy dochodzi do spotkania, kolacja w restauracji kończy się wspólnie spędzoną nocą i to spotkanie staje się początkiem romansu. A. nie wie, że dla Ernaux właśnie to doświadczenie stanie się sposobem na kryzys twórczy, że zostaje w pewien sposób użyty, wykorzystany – kiedy blokada twórcza ustępuje i bohaterka zaczyna pisać, w miarę zaawansowania pracy nad książką oddala się od kochanka i staje się coraz bliższa decyzji o rozstaniu. A więc, jak zwykle, chodzi o seks? 

Niekoniecznie. Bo nie tyle sam romans przynosi jej powrót do swobody w pisaniu, co perspektywa spotkania z sobą samą sprzed lat, którą umożliwia związek z A. Ernaux w pewnym momencie mówi, że mając przed oczami jego młodą twarz, sama staje się na powrót młoda. Z tytułowym młodym mężczyzną łączą ją społeczne pochodzenie, Rouen, w którym on studiuje, a ona studiowała przed laty, kompleks prowincji, literackie ambicje – dwudziestoczterolatek nieświadomie daje jej klucz do siebie samej. Ich ulotny związek o tyle – używając określenia z polskiej sceny literackiej – „przydaje się do prozy”, że otwiera szufladki w pamięci, które przez lata pozostawały zatrzaśnięte. 

Ernaux relacjonuje tę miłosno-literacką przygodę z otwartością i uczciwością, nie rezygnując z tego, co jest cechą jej pisarstwa, sprawiającą, że jej książki odsłaniają warstwa po warstwie kolejne sensy, odnoszące się w tym wypadku do układu sił w związku, do społecznego tła, do zagadnień związanych z upływem czasu, procesem starzenia się, ze wspomnieniami, z pamięcią.

Tyle powieść, a inscenizacja Kalwat? Centralne miejsce na scenie zajmuje ogromne białe łóżko. Jednak tej przestrzeni bliżej jest do laboratorium czy sali wykładowej, niż do sypialni. Bo też jesteśmy uczestnikami wykładu – oto Annie Ernaux w ramach spotkania autorskiego pokonuje kolejną granicę dzielącą życie od literatury. Już nie tylko w swojej twórczości literackiej, ale i w bardziej bezpośrednim spotkaniu z publicznością dzieli się intymnym doświadczeniem i analizą jego wpływu na swoją twórczość. Pisarka wykonała zresztą podobny gest, współreżyserując w ubiegłym roku film dokumentalny „8 mm cudownych lat”, w którym fotograficzna i filmowa dokumentacja jej życia małżeńskiego została zderzona z narracją spoza kadru, w której pisarka mówi o rozpadzie związku. Autorem zdjęć i zapisów filmowych jest jej mąż, ona opowiadając historię ich relacji z własnej perspektywy, odzyskuje tę narrację – jej słowa pozostają w jaskrawym kontraście do tego, co oglądamy na ekranie.

W swojej scenicznej wizji Kalwat podąża więc za metodą autorki literackiego pierwowzoru spektaklu. Oto trafiamy do laboratorium romansu – wykładowczyni, wyposażonej w plik kartek i rzutnik do wyświetlania slajdów, towarzyszy „pozorant”, który ma udawać A., choć od pierwszych scen nabieramy podejrzeń, że w istocie nim właśnie jest – bo choć ona próbuje zapanować nad sytuacją, narzucić chłodny dystans badaczki, jego zdradzają mowa ciała i gesty. 

To właśnie z udziałem A. (lub chłopaka, który go reprezentuje) ma się dokonać rekonstrukcja scen z życia pozamałżeńskiego, tych nie zawsze czułych potyczek w jego łóżku ma strychu w Rouen, w hotelowych pokojach i miejskich kawiarniach. W tym procesie kluczową dla warstwy wizualnej rolę odgrywają zdjęcia Zbigniewa Libery – są jak sceny wywołane z twardego dysku pamięci, na którym zapisano kluczowe dla przebiegu tej relacji intymne sytuacje, które Ernaux i A. odtwarzają na żywo w trakcie wykładu. Nie są to jednak fotografie, które kochankowie mogliby robić sobie nawzajem – są jak rejestrowany z zewnątrz reportaż z miłości, dokumentacja romansu podrasowana w artystycznym wymiarze. Kolejny dowód na tezę, że cały ten romans miał być od początku projektem zatytułowanym „Młody mężczyzna”. Miał nim być, ale czy stał się nim ostatecznie? I czy możemy wierzyć fotografiom? Zdecydowanie łatwiej się nimi zachwycić – ich kompozycją, kolorem, portretami kochanków uchwyconych w momentach bliskości. Kiedy im się przyjrzeć, wydają się jednak bliższe sesji zdjęciowej do jakiegoś artystyczno-lajfstajlowego magazynu, który w ramach sprzeciwu wobec ejdżyzmu podjąłby temat związku łamiącego wiekową barierę, niż chwilom z życia uchwyconym bez póz i filtrów.

Kalwat w ten sposób inscenizuje sceniczną opowieść, że nakładają się na siebie dwie warstwy – przeszłość i teraźniejszość. Opowieść o zamkniętym rozdziale, zakończonym romansie przeplata się z miłosną historią, która wciąż trwa i między scenami „historycznymi” rozgrywa się na naszych oczach. Reżyserka wyrównuje zaburzone proporcje, które sprawiają, że w romansie Ernaux brakuje równowagi między kochankami – choć w spektaklu wciąż dominuje perspektywa pisarki, to i A. ma szansę zawalczyć o swój kawałek przestrzeni. To niejedyna próba sił, której jesteśmy tu świadkami: literatura rywalizuje o palmę pierwszeństwa z życiem, a widz zadaje sobie pytanie, gdzie leży prawda – czy ma wierzyć opowieści spisanej na pliku kartek czy gestom, które zdradzają oboje bohaterów? 

Siła spektaklu Kalwat polega na niejednoznaczności. Bo jakkolwiek u Ernaux związek z A. rozpoczyna proces „odpamiętywania”, odzyskiwania wspomnień i swoistej rekonstrukcji pamięci, dzięki któremu pisarka odzyskuje twórczą siłę i jest w stanie stać się dla siebie źródłem kolejnych opowieści, zapisanych w ciele i z niego wyzwolonych, to niejako w opozycji do tego ruchu w stronę indywidualnej niepodległości pojawiają się sygnały ustępowania z pozycji władzy w relacji z młodym mężczyzną.

I jakkolwiek punkt wyjścia jasno określa, kto tu kogo wykorzystuje i używa, to w trakcie siedemdziesięciu minut (bo w ślad za literacką powstała teatralna miniatura) sytuacja coraz bardziej się komplikuje, amplituda uczuć i emocji pulsuje, a układ sił się zmienia. Pozycja w świecie literackim daje pisarce zaledwie poczucie władzy nad debiutantem, ale jej płynąca stąd siła jest słabą podpórką wobec jego młodości. Jej bohaterka na początku okazuje się surowa i apodyktyczna i kiedy wydaje nam się, że cóż, przyjdzie nam spędzić nieco ponad godzinę z osobą, którą trudno polubić, dostrzegamy, że ta pryncypialność to jedynie maska, pod którą jej rysy stopniowo łagodnieją. Paszke-Lowitzsch tę zachwianą w posadach pewność siebie znakomicie ogrywa, kiedy próbuje nagle odsłoniętą bezbronność swojej bohaterki ukryć w zestawie podręcznych lektur i gotowych diagnoz, które wypowiedziane na głos tracą tę bezlitosną bezkompromisowość, w którą zbroi je ekran czy plik kartek. To doskonale widać w serii rekonstrukcji scen zapisanych na zdjęciach – tego, co wymyka się zatrzymanym kadrom, nie udaje się wygumkować z tych żywych obrazów. Paszke-Lowitzsch w swojej zniuansowanej kreacji, rozpiętej między próbą chłodnego dystansu a zaangażowaniem potrafi w krótkich mgnieniach, sekundowych ułamkach pokazać to wszystko, czego miało tu nie być: lęk przed obnażeniem, zawstydzenie, czułość, wyzwalającą bliskość. Najpiękniejsze są te momenty, kiedy traci panowanie nad sytuacją, przestaje być jej panią, ustępuje z pozycji siły i władzy, żeby za chwilę próbować ją trochę niezręcznie i pospiesznie odbudować.

Z kolei Dominik Smaruj w roli A., młodego kochanka, nie daje się zaprogramować, sprowadzić do jednego wymiaru – bywa na przemian czuły i okrutny, kiedy game boyem zagłusza opowieść partnerki o aborcji, jakiej poddała się jako młoda dziewczyna. Nie poddaje się, walczy o swoją podmiotowość. Jest niedojrzały, niekiedy dziecinny, zbuntowany, a kiedy indziej – zaskakująco przenikliwy, w mig chwytający te komunikaty, których znaczenie partnerka chciałaby przed nim ukryć. Ten sceniczny duet dwojga byłych/obecnych kochanków wypada w wykonaniu aktorów Współczesnego, pracujących ze wsparciem koordynatorki scen intymnych Krystyny Lamy Szydłowskiej, wiarygodnie i świeżo zarazem. Ani dramaturgiczna rama wykładu, ani pomysł rekonstrukcji, podczas których widzimy sceny z ich życia zamknięte w stopklatkach nie są w stanie zburzyć poczucia widzów, że wyłapując te wszystkie momenty, w których bohaterowie wyłamują się z narzuconego schematu, uczestniczą w czymś głęboko intymnym – w zaaranżowanej z artystycznym wyrafinowaniem randce wystawionej na widok publiczny.

Tekst przedstawienia został zbudowany z fragmentów powieści Ernaux, zaadaptowanych przez Sandrę Szwarc i zapisu scen wyimprowizowanych przez dwójkę aktorów, dramaturgicznie włączonych w tę opowieść przez Krzysztofa Szekalskiego, autora wersji scenicznej tekstu. Ale współautorką tego, co pojawia się w spektaklu jest sztuczna inteligencja – transkryptor tekstu, który zamienia słowa wypowiadane przez grającą Ernaux Paszke-Lowitzsch w zapisane na ekranie zdania. Jeśli im się przyjrzeć, zauważymy podredagowaną, niekiedy skróconą przez AI wersję tekstu – kolejną warstwę opowieści. Sens zostaje zachowany, ale wykastrowany z drobnych niuansów – w zapisie na ekranach brakuje części słów. Podobnie dzieje się ze zdjęciami Libery – choć za obiektywem stoi artysta, a nie AI, jest w stanie w swoich kompozycjach zarejestrować moment poza kontekstem, jaki stanowią dla niego słowa i poruszenia ciał wydarzające się tuż przed i tuż po naciśnięciu spustu migawki. 

W ten sposób Kalwat zadaje jedno z najstarszych pytań – gdzie leży prawda? Czy mając do dyspozycji bogatą dokumentację i cały arsenał nowoczesnych narzędzi, jaki dostarcza nam współczesność, jesteśmy w stanie powiedzieć: „Było właśnie tak” i zakończyć to stwierdzenie mocną, nie budzącą sprzeciwu i wątpliwości kropką? Czy zawsze pozostanie nam kolaż potrzeb, palimpsest nakładających się na siebie perspektyw, a momenty tej niebudzącej wątpliwości prawdy będą migotać jedynie na stykach między nimi?

A wspomniana na początku furtka? Jeśli punktem wyjścia dla powieści miało być to, jak doświadczenie romansu z młodym mężczyzną „przydaje się do prozy” (albo do teatru czy do kina), dostarczając twórczego paliwa, trzeba było je jakoś domknąć, zastosować dramaturgiczne cięcie. U Ernaux bohaterka traci zainteresowanie A. w miarę pracy nad swoją powieścią. Ale twórcy spektaklu zostawiają tu furtkę – to co w relacji dwojga bohaterów pojawia się między słowami wydaje się dobitnie świadczyć o tym, że ten związek miał/ma swoją dalszą historię, niekoniecznie przeznaczoną dla naszych oczu. Sama wolę wierzyć, że spóźnieni kochankowie całują się jak na kadrach Libery w Kalaczakrze albo w jednym z wrocławskich beach barów i są trochę jak Harold i Maude z jednego z moich ukochanych filmów – pokazują fucka światu, któremu wydaje się, że wie wszystko o relacji dojrzałej kobiety z młodym mężczyzną.

 

Tytuł spektaklu

Młody mężczyzna

Autor(ka) tekstu

Annie Ernaux

Teatr

Wrocławski Teatr Współczesny im. Marii i Edmunda Wiercińskich

Reżyser(ka)

Katarzyna Kalwat

Autor(ka) recenzji

Magda Piekarska

Data premiery

16.09.2023

Autor(ka) muzyki

Teoniki Rożynek

Dramaturg(żka)

Sandra Szwarc

Scenograf(ka)

Zbigniew Libera

Czas trwania

70 minut (bez przerwy)

Obsada

Annie Ernaux

Ewelina Paszke-Lowitzsch

A.

Dominik Smaruj

Realizacja

tłumaczenie

Agata Kozak

reżyseria

Katarzyna Kalwat

adaptacja

Sandra Szwarc

tekst sceniczny

Krzysztof Szekalski

fotografie, scenografia Zbigniew Libera

Zbigniew Libera

muzyka

Teoniki Rożynek

transkrypcja języka, video

Natalia Mentkowska

koordynacja scen intymnych

Krystyna Lama Szydłowska

realizacja video

Agnieszka Piesiewicz

realizacja dźwięku

Maciej Rzońca

realizacja światła

Jacek Mieczkowski

inspicjentka

Justyna Bartman-Jaskuła

Zobacz także

Bądź na bieżąco!
Zapisz się do newslettera

Jeśli chcesz otrzymywać informacje dotyczące najnowszych aktualności i numerów Notatnika Teatralnego, zostaw swój adres.

Twój e-mail został zapisany