Recenzje

„Joga” jest moją autobiografią psychiatryczną

| 11 minut czytania | 370 odsłon
fot. Natalia Kabanow
fot. Natalia Kabanow

Przedstawienie poddaje refleksji nie tylko źródła twórczej inspiracji i jej impasu (tu z powodu leczenia silnych objawów choroby), ale naruszenie prywatności bliskich osób w imię wolności sztuki.

Pisarz przyznał, że w książce jest dziewięćdziesiąt pięć procent prawdy i pięć procent fikcji z uwagi na dobro osób trzecich. W spektaklu Smolar bohaterki (żona, kochanka, córka grana przez Wojnowską) podważają ujmowanie cudzych życiorysów w proste statystyki i stawiają zasadne pytania o granice twórczej wolności i podważają prawo do tego, czy mogły zostać bez zgody obnażone.

„Joga” w reżyserii Anny Smolar rozpoczyna się od sceny nieobecnej w autobiograficznej książce Emmanuela Carrère’a. W opisie spektaklu na stronie Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie historia francuskiego pisarza, reportera, eseisty i scenarzysty określona jest jako rekonstrukcja „bólu – własnego i cudzego”, próba „zbliżenia się do chwil, o których trudno rozmawiać, które jednak potrzebujemy oswajać”. Do tego odnosi się prolog spektaklu stanowiący nadpisane przez reżyserkę i zespół aktorski – jak mi się wydaje – osobiste i rozbrajająco szczere nawiązanie do problematyki zawartej w „Jodze”. Ta pierwsza, dość długa scena dotknęła mnie mocniej niż życiorys samego Carrère’a. Aktorzy, Alicja Wojnowska z Łukaszem Stawarczykiem, próbują zrekonstruować moment śmierci psa Ali – Zuli. Szczegółowo, prawie minuta po minucie opowiadają przebieg lipcowego dnia – koło południa Ala przyjechała z suczką do Łukasza na wieś, pomagała w porządkach na polu, a pies biegał po terenie. Wieczorem z Zulą zaczęło dziać się coś niepokojącego – zaczęła się pokładać, piana wypłynęła z jej pyszczka. Ala pamięta każdy szczegół rozpaczliwej jazdy po kolejnych wiejskich weterynarzach, od gabinetu do gabinetu. Wszędzie zamknięte, a pies umiera jej na kolanach. Nie zdążyli. Do jedynego przyjmującego lekarza w okolicy dojechali za późno. Aktorka uparła się, że chce autopsji, więc musiała nocą przewieźć ciało do Krakowa i z powodu gorąca trzymać swoją psią przyjaciółkę na balkonie. Wyniki badania przynoszą jednak jakąś ulgę – czas nic by nie zmienił, Zula i tak by umarła.

Wojnowska relacjonuje zdarzenie spokojnym, chociaż  niepozbawionym emocji tonem. Stawarczyk czasami dopowiada jakiś drobiazg – nie chce być pominięty w tej historii, jego perspektywa też jest istotna. Pozostałych sześcioro aktorów od początku jest obecnych na scenie – siedzą na prostych krzesłach z prawej strony oraz w głębi. Przysłuchują się. Emanują obecnością i uważnością. „Joga” pierwotnie miała być pozytywnym przewodnikiem medytacji, pada więc kilka definicji: „to wszystko, co się dzieje, kiedy siedzimy bez ruchu w milczeniu; nuda, burczenie w brzuchu, natłok myśli”. Ostatecznie w książce opisane jest życie intelektualisty z perspektywy diagnozy u szczytu męskości – oswajanie się z chorobą afektywną dwubiegunową typu II i podjęcie trudnego leczenia (o tym później). Przez całe przedstawienie zawsze ktoś siedzi ze skrzyżowanymi nogami na poduszce położonej przy ścianie – jakby aktorzy pełnili dyżury, byli w nieustannym procesie kontemplacji. Także scenografia Anny Met sprzyja pogrążeniu się w myślach: na podłodze dywaniki, po lewej wielka kanapa, także wyłożona dywanami. Można swobodnie się usadowić lub położyć, a kto preferuje ascezę – usiąść na surowym, zdecydowanie niewygodnym krześle. Wszystko zachowane w ziemistych, naturalnych barwach. Prostota, surowość i nastrojowe światła Moniki Stolarskiej pomagają w wyciszeniu. W głębi ekran, na którym wyświetlane są lekko wzburzone fale. Przed nim wisi sporych rozmiarów przezroczysty „wór”. Mnie skojarzył się z płucem, na co naprowadził mnie pierwotny tytuł książki Carrère’a – „Wydech” (do rozważenia zostawiam refleksję: „Wydech jest trudniejszy niż wdech”). W kuluarowych rozmowach po przedstawieniu spotkałam się także z głosem, że to obrys mapy Polski, co jest ciekawym tropem, ponieważ mimo że Smolar podąża za fabułą francuskiej powieści, rozpisanej czasowo między atakiem terrorystycznym w siedzibie tygodnika „Charlie Hebdo” w Paryżu w 2015 roku a kryzysem uchodźczym, to zarazem na scenie kilkakrotnie pada nazwa Krakowa.

Dyskretne zmienianie się aktorów przy medytacji przypominało mi adorację wiernych w kościołach. Ale może moje skojarzenie wywołało wspomnienie lektury „Królestwa”, którego „Joga” stanowi duchową kontynuację? Do dzieła o początkach chrześcijaństwa, własnej praktyce religijnej i ostatecznie utracie wiary przez autora nawiązuje wprost inna scena spektaklu. Katolicyzm zostaje w niej skontrastowany z sekularyzowaną wiarą, której Carrère poszukuje, od trzydziestu lat uprawiając medytację. Pisarza w jego mieszkaniu odwiedza amerykański dziennikarz Wyatt Mason (Łukasz Stawarczyk), który w „New York Times” pisał o amerykańskiej premierze „Królestwa”. Radosław Krzyżowski i Michał Majnicz równocześnie grają Carrère’a, co w prosty sposób obrazuje jego stan psychiczny – następowanie epizodów depresyjnych i hipomanii widoczne w nieustających ironicznych kłótniach między aktorami. Bohaterowie, Amerykanin i Francuz, rozmawiają nie tylko o planowanej książce, lecz także o religii i duchowości. Dla Masona modlitwa, nawet gdyby nie została wysłuchana, jest wartością, pisarz skupia się na bezowocności medytacji, ale mimo zwątpienia jedynie w niej i literaturze widzi ukojenie. Carrère łączy więc sprzeczne perspektywy – nieustanne pisanie o sobie i autoanalizę procesu pisania książki na styku autofikcji, reportażu i eseju filozoficznego z kontemplacją, która zakłada przecież uwolnienie się od siebie.

Przedstawienie poddaje refleksji nie tylko źródła twórczej inspiracji i jej impasu (tu z powodu leczenia silnych objawów choroby), ale naruszenie prywatności bliskich osób w imię wolności sztuki. Małgorzata Zawadzka jako Hélène Devynck czyta z kartki oficjalną odpowiedź na „Jogę”. Była druga żona autora utrzymuje, że kiedy po rozwodzie „pakt miłosny” się skończył, pisarz musi mieć zgodę na użycie jej wizerunku. Kobieta w przejmujących słowach – odczytywanych przez Zawadzką na widowni – przyznaje, że uważa się za psychicznie skolonizowaną. Przez lata była nieodpłatną redaktorką, krytyczką, edytorką, konsultantką i pierwowzorem postaci Carrère’a: „Czy kiedy powiedziałam w przeszłości »tak«, nigdy więcej nie mogę powiedzieć »nie«? Czy do śmierci będę obiektem pisarskich fantazji mojego byłego męża?”. Na ekranie wyświetlane jest rozstanie małżonków (wideo Rafała Paradowskiego) – ona wychodzi z hotelowego pokoju, ale gubi się w krętych korytarzach niczym w przelanym na papier umyśle pisarza. Zawadzka gra także tajemniczą blondwłosą kochankę Carrère’a, z którą spotykał się po rozwodzie. Pisarz także nakreślił intymny portret ich relacji, co ona komentuje: „dziwię się, że o twojej kobiecie będą fantazjować czytelnicy”. Hélène Devynck oskarżała byłego męża, że pisze nieprawdę. W wywiadzie w „Tygodniku Powszechnym” pisarz przyznał, że w książce jest dziewięćdziesiąt pięć procent prawdy i pięć procent fikcji z uwagi na dobro osób trzecich[1]. W spektaklu Smolar bohaterki (żona, kochanka, córka grana przez Wojnowską) podważają ujmowanie cudzych życiorysów w proste statystyki i stawiają zasadne pytania o granice twórczej wolności i podważają prawo do tego, czy mogły zostać bez zgody obnażone. Słowa Zawadzkiej, „boję się, że to stanie się o kimś innym, nie o nas”, silnie we mnie rezonują.

Carrère we wspomnianym wywiadzie przyznaje również, że praktykowanie vipassany było porażką, a „cały ten życiowy i duchowy projekt jest klęską”[2]. Tę ocenę – celowo prowokacyjną, ponieważ zakończenie spektaklu zostawia nadzieję, a sam pisarz nadal medytuje – stawia na podstawie decyzji nauczycieli grupy, z którą w odosobnieniu praktykował, nie wiedząc, że w tym samym czasie odbył się zamach na redakcję „Charlie Hebdo”. Gdyby ktoś nie zawiadomił go o pogrzebie zmarłego w ataku przyjaciela, niczego nieświadomy Emmanuel nadal by medytował poza Paryżem. Znamienne, że bohater nie jest w stanie wygłosić mowy pogrzebowej o bliskim koledze, co Smolar skontrastowała z pierwszą, otwierającą spektakl sceną, gdzie mówienie ma właściwości autoterapeutyczne.

[1] Za: Grzegorz Jankowicz: „Ten od skrajności”, „Tygodnik Powszechny” nr 48/2021
[2] Tamże.

Recenzenci po premierze książki podkreślali, że „Joga” to odważna autokompromitacja, doceniali autoironię i brutalną szczerość autora, co dowcipnie ilustruje scena z Romanem Gancarczykiem w roli Ojca. Zarzuca on synowi, że się publicznie zniesławia („nie pokazuj miękkiego brzucha”) i ma wszystkich „w f…” („Czuję wstyd, kiedy czytam książki syna”). Ta psychoanalityczna konfrontacja pisarza z figurą Ojca umacnia jego publiczny wizerunek jako niezależnego, bezkompromisowego twórcy, kiedy w rzeczywistości bohater jest zagubiony i w głębokim nawrocie epizodu maniakalnego, co przejmująco gra Majnicz. Po przerwanym wywiadzie z Wyattem Carrère zgłasza się do lekarza i w wieku sześćdziesięciu pięciu lat zostaje zdiagnozowany, co wiąże się z lekoterapią i ostatecznie elektrowstrząsami. Mimo przekonująco zagranej choroby (do której przyznanie się jest dla mężczyzny trudnym momentem) w kreacjach Majnicza i Krzyżowskiego silniej przebija jednak egocentryzm bohatera. 

Pisarz odbywa rekonwalescencję na jednej z greckich wysp, gdzie z obawy przed nawrotem choroby podejmuje wolontariat w ośrodku dla uchodźców. To kolejny istotny temat, który podejmuje w „Jodze” Carrère, ale w spektaklu ta wielowątkowość (świadomie pomijam kilka historii – chociażby córki autora, emigranta Attica, Globalnego Banku Nasion na wyspie Spitsbergen) zaważyła na dość nierównej dramaturgii całości (z reżyserką i zespołem nad dramaturgią współpracował Tomasz Śpiewak). Mimo pojawiających się dłużyzn i zdecydowanych skrótów w niektórych wątkach, co niekiedy rozbija sensy, mocną stroną spektaklu pozostaje jego nastrojowość. W ostatniej części przedstawienia – o pracy pisarza z osobami uchodźczymi jako próbie autoterapii – przejmująca jest historia Ericki w aktorskiej interpretacji Doroty Pomykały. Kobieta przywołuje występ Marthy Argerich, który szczególnie lubiła jej chora na schizofrenię siostra bliźniaczka. Smolar odtwarza to wykonanie na ekranie – bez dźwięku. Pianistka podczas Poloneza As-Dur wychodzi poza kadr kamery, a kiedy wraca, jej twarz rozjaśnia uśmiech („5 sekund szczęścia”). To piękny, optymistyczny obraz, podobnie jak poprzedzający go magnetyczny taniec wszystkich aktorów (w choreografii Pawła Sakowicza) do skomponowanego przez Jana Duszyńskiego utworu. Słyszymy w nim zaskakujące połączenie Chopinowskiego poloneza z grecką zorbą – muzyczną metaforę dwoistości i wieloaspektowości pięknego, ludzkiego umysłu.

Anna Smolar z dużym wyczuciem taktu przedstawia historię Carrère’a – więcej przyjemności sprawił mi jej spektakl niż (porzucona kilkakrotnie) lektura. Można z niego wybrać dla siebie jeden lub kilka spośród wielu tematów – od doświadczenia choroby, żałoby po śmierci bliskiej osoby czy zwierzęcia albo rozstania miłosnego, przez kwestie wolności artystycznej, autotematyzowanie procesu pisania, tytułową jogę i techniki medytacji, po kwestie globalne – terroryzmu i kryzysu migracyjnego w Europie. „Joga” razem z „Melodramatem” (który miał premierę pół roku wcześniej w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera w Warszawie) – znamienne, że obydwa tytuły nie oddają głównej problematyki spektakli – tworzą ciekawe zestawienie męskiego i kobiecego punktu widzenia na zaburzenia psychiczne.

Tytuł spektaklu

Joga

Teatr

Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej

Reżyser(ka)

Anna Smolar

Autor(ka) recenzji

Katarzyna Lemańska

Data premiery

08.12.2023

Autor(ka) muzyki

Jan Duszyński

Scenograf(ka)

Anna Met

Czas trwania

135 minut

Obsada

Roman Gancarczyk

Mikołaj Kubacki

Radosław Krzyżowski

Michał Majnicz

Dorota Pomykała

Łukasz Stawarczyk

Alicja Wojnowska

Małgorzata Zawadzka

Realizacja

scenariusz i reżyseria

Anna Smolar

współpraca dramaturgiczna

Tomasz Śpiewak

współautorzy dialogów i monologów w scenariuszu

Roman Gancarczyk, Mikołaj Kubacki, Radosław Krzyżowski, Michał Majnicz, Dorota Pomykała, Anna Smolar, Łukasz Stawarczyk, Tomasz Śpiewak, Alicja Wojnowska, Małgorzata Zawadzka

scenografia i kostiumy

Anna Met

choreografia

Paweł Sakowicz

muzyka

Jan Duszyński

reżyseria świateł

Monika Stolarska

asystentki reżyserki

Sara Goworowska, Weronika Zajkowska

asystentka scenografki

Klaudia Hegab

video

Rafał Paradowski

montaż

Liubov Gorobiuk

inspicjent/sufler

Hanna Nowak

Zobacz także

Bądź na bieżąco!
Zapisz się do newslettera

Jeśli chcesz otrzymywać informacje dotyczące najnowszych aktualności i numerów Notatnika Teatralnego, zostaw swój adres.

Twój e-mail został zapisany