Recenzje

„Wesele” czasu wyzwolenia, „Wesele” na czas wojny

| 11 minut czytania | 403 odsłon
fot. Bartek Barczyk
fot. Bartek Barczyk

Na scenie Teatru Słowackiego na widzów czeka gigantyczna, kusząca kolorowym pozłotkiem bombonierka. Nic dziwnego – to przecież „Wesele”, którym teatr świętuje wyzwolenie z opresji konserwatywno-prawicowego rządu. W tym roztańczonym, pulsującym energią spektaklu, pod podszewkę historycznego kostiumu Maja Kleczewska przemyca jednak gotową do odpalenia bombę.

Nie ma drugiego takiego tekstu w polskim teatrze, który nawet raz przeczytany, tak mocno uczepiłby się pamięci jak „Wesele” – każdy powrót do niego uruchamia jakiś zapomniany zawór w głowie, sprawiając, że nagle wypływają całe dialogi. Nie ma też takiego, który mieściłby porównywalną rozmiarem kolekcję cytatów, do której można sięgać garściami, tocząc spory o politykę czy sprawy społeczne. Od „Sami swoi, polska szopa/ i ja z chłopa/ i wy z chłopa”, które mogłoby być mottem do opowiadanej współcześnie ludowej historii Polski, przez wciąż aktualne „Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna”, aż po „A to Polska właśnie” i „Miałeś, chamie, złoty róg” – żeby zaczerpnąć tylko szczyptę. Do tego jeszcze dochodzi potencjał aktualizacji – czytane na nowo, „Wesele” mieni się jak korona świecidełek na głowie Panny Młodej, za każdym razem wydobywając nowy komentarz do rzeczywistości, rezonując z nią na różnych poziomach i wskazując nowe zagrożenia.

W XXI wieku mieliśmy już między innymi „Wesele” w wiejskiej dyskotece (Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy, 2013 rok, reżyseria Marcina Libera), w irlandzkim pubie w Belfaście (Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, 2016, reżyseria Radosława Rychcika), mamy wreszcie gorzki spektakl Jana Klaty (Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, premiera w 2017) z pustą kapliczką na scenie, z foliową reklamówką zamiast złotego rogu i z ponurym rechotem w odpowiedzi na pytanie Czepca „Cóz tam, panie, w polityce?”. Przedstawienie, którym Klata żegnał się ze Starym Teatrem i w którym odbijał się dewastujący wpływ prawicowo-konserwatywnego rządu na kulturę, łączy zresztą z „Weselem” Mai Kleczewskiej rola Juliusza Chrząstowskiego, który pojawia się w obu inscenizacjach jako Gospodarz. W czerwcu będzie zresztą okazja do porównań na świeżo – oba spektakle będą grane w odstępie zaledwie trzech dni. Zarazem „Wesele” przegląda się też w innym spektaklu Słowackiego – wyreżyserowanym przez Libera „Lepperze” z tekstem Jarosława Murawskiego, tym dobitniej, że u Kleczewskiej oglądamy tych samych aktorów, którzy na scenie MOS pojawiają się w rolach uczestników współczesnego chłopskiego przewrotu.

„Wesele” w Słowackim, zagrane dokładnie w 123. rocznicę prapremiery na tej samej scenie, jest manifestacją siły teatru, zbiorowej kreacji, niesamowitej aktorskiej energii, jaka tu eksploduje. To zatem zarazem „Wesele” czasu wyzwolenia, tak jak „Dziady” Kleczewskiej były diagnozą stanu zniewolenia przez rząd konserwatywnej prawicy. O ile spektakl sprzed trzech lat wywołał głosy oburzenia polityków, prowokując zakusy wrogiego przejęcia krakowskiej sceny, to premierą nowego przedstawienia Kleczewskiej teatr świętował (wraz z nowym ministrem kultury na widowni) zakończoną sukcesem walkę o niepodległość.

Z drugiej strony, to spektakl zanurzony w tradycji – na plakatach znajdziemy ten sam wizerunek, jakim w 1901 roku ówczesny Krakowski Teatr Miejski zapraszał na prapremierową inscenizację tekstu Wyspiańskiego. Ba! Nawet kostiumy są wiernymi kopiami tych sprzed lat, a wchodzących na widownię wita kurtyna, na którą sześć lat temu Tadeusz Bystrzak przeniósł szkic Wyspiańskiego.

Z trzeciej, mamiąc nas kolorami i oszukując historycznym rysem, przemyca komentarz do tu i teraz, wymierzony też w jutro – nad przedstawieniem unosi się cień wojny i niepokojąca diagnoza, że tkwiąc w wewnętrznych podziałach, nie jesteśmy gotowi się z nią mierzyć. Niezależnie jednak od tego, czy obejmiemy całą perspektywę widowiska, czy zatrzymamy się na jednym jego aspekcie, „Wesele” dostarczy widzom przynajmniej kilku rodzajów frajdy, zanim będą zmuszeni przełknąć gorzką pigułkę.

Po pierwsze, Kleczewska oddaje społeczną panoramę, dopracowaną w każdym szczególe. Pokazuje dzień święta, pojednania, symbolicznych zaślubin pana z miasta z chłopką, a zarazem krok po kroku odsłania klasowe i narodowe antagonizmy. Jest tu szlachta, która w stronę chłopstwa spogląda ze źle skrywanym obrzydzeniem, i inteligencja, którą wieś fascynuje i która spogląda w jej stronę przez pryzmat zmiękczających kontur fantazji. Są wreszcie chłopi w pełnej palecie – od tych ugodowo nastawionych po pieniaczy. Są Żydzi, pogardzani, wyszydzani, którzy bywają też – ze strony inteligencji – obiektem krótkotrwałej fascynacji. Jest posłaniec z niedalekiej Ukrainy. Są wreszcie mężczyźni i kobiety, bardziej niezależne niż w oryginale, zdeterminowane, żeby decydować o własnym losie. A choć na pozór wszystko zaczyna się od beztroskiej zabawy (to nie pytanie Czepca o politykę uruchamia sceniczną akcję, ale dialog Radczyni z rwącymi się do tańca Haneczką i Zosią), to wraz z upływem czasu i w miarę wypitego alkoholu, napięcia między weselnikami eskalują.

Po drugie, ruch i pęd. Reżyserka przyznawała się jeszcze przed premierą do inspiracji filmem Wajdy i choć potem dało się słyszeć utyskiwania, że to, co na ekranie dało się oddać w montażu ciasnych i szerokich kadrów, w zbliżeniach, w teatralnym odbiorze umyka, to widz i tutaj ma poczucie zanurzenia czy może wręcz wessania w rozpędzony mechanizm weselnej imprezy, która przez niemal trzy godziny zatrzymuje się tylko na krótkie momenty. To wrażenie przekłada się na dwojaki efekt – z jednej strony fascynuje, z drugiej – w drugim i trzecim akcie robi wrażenie opresji, podbijanej przez dźwiękowy pejzaż Cezarego Duchnowskiego, który uzupełnia muzyczny taneczny pierwszy plan o niepokojący pogłos, rozbija harmonię dysonansem, sprawiając, że groźne echa zaczynają stopniowo przytłaczać skoczne melodie.

Małgorzata Szcześniak zaprojektowała dla scenicznego wesela czystą, funkcjonalną przestrzeń, inspirując się didaskaliami „Wesela”, w których mowa o „izbie wybielonej siwo, prawie błękitnej”. Białe deski wyznaczające ściany izby wydają się pociągnięte wapnem i tylko na linii podłogi pojawia się lazurowy pas. Nad drzwiami krzyż, obok obraz z Matką Boską Częstochowską. Kilka prostych sprzętów – stół, ława i krzesła, skrzynia i łóżko. Przez środek widowni wznosi się na wprost sceny długi podest – to tędy, a nie przez rozsuwające się na mrok ogrodu ściany izby, wmaszerują na scenę widma.

To, że od tego widowiska nie sposób oderwać oczu, jest ogromną zasługą zespołowej gry aktorek i aktorów Słowackiego. Większość obsady niemalże nie schodzi ze sceny i niezależnie od tego, czy tworzy pierwszy, drugi czy trzeci plan, musi dla swojej obecności wciąż znajdować dramaturgiczne uzasadnienia, bez względu na to, na kim w danej chwili koncentruje się uwaga widza. W zależności od tego, gdzie usiądziemy, różne wątki widowiska będą do nas docierać z większą lub mniejszą intensywnością. Mnie się trafił fotel w pierwszym rzędzie – z widokiem na łóżko i skrzynię, daleko od stołu, bliżej tanecznego parkietu i z podestem za plecami. Część nocnych Polaków rozmów łowiłam kątem ucha, inne dostawałam podane hiperwyraźnie, jak na tacy, ale równie wielką frajdę, jak te pierwszoplanowe wątki, sprawiały mi drobne epizody, rozgrywające się na drugim, czy trzecim planie. I obserwacja nawet tych postaci, którym w przebiegu całego spektaklu zdarzyło się przemówić ledwie kilka razy. Tak było z rolą Isi (Bożena Adamek), która u Wyspiańskiego jest dziewczynką, która „chciałaby być duzom” i która jest duża w sam raz, żeby można jej było powierzyć opiekę nad mniejszymi dziećmi, w zamian za obietnicę obejrzenia „cepin”. U Kleczewskiej Isia, której przypadnie w udziale konfrontacja z Chochołem, to staruszka, która błąka się po weselnej izbie w lnianej koszuli, bezbronna, bezradna, wzruszająca, po dziecięcemu uparta i wymagająca opieki. Z kolei Lidia Bogaczówna uzupełnia zapisany w tekście zarys postaci Radczyni gestem i mową ciała w całym szeregu mikrosytuacji – kiedy wyciera chusteczką ręce, po tym, jak dotknął ich Dziad (Jerzy Światłoń), kiedy odsuwa się od chłopskich weselników, ledwie skrywając obrzydzenie, czy kiedy niezręcznie próbuje zamaskować swoje skrępowanie obecnością w wiejskiej izbie, wśród ludzkiej ciżby. Jest zarazem śmieszna w kapeluszu z białych piór, jak i godna współczucia ze swoją dezorientacją i zagubieniem. Tak jak Isia i Radczyni, każdy z pozostałych weselników buduje własną dramaturgię, dając widzowi okazję podążania swoim śladem.

Po trzecie, postaci właśnie. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że nie ujmując niczego męskim kreacjom, „Wesele” jest silne rolami kobiet, że i Maryna (Karolina Kazoń), i Zosia (Julia Latosińska) mają w sobie sprawczość, moc kierowania relacjami z Poetą i Dziennikarzem, że to one w tych damsko-męskich relacjach rozdają karty. Martyna Krzysztofik w roli Panny Młodej nie ma w sobie nic z dziewczęcej niedojrzałości i naiwności. Rachel Dominiki Bednarczyk-Krzyżowskiej egzaltację, w jaką wyposażył ją Wyspiański równoważy mądrym smutkiem Kasandry. W jej postaci na pozór umieszczonej w oswojonej teatralnej konwencji (rude włosy, czarna suknia, blada cera i rozmarzone spojrzenie) jest jakaś ponura świadomość kierunku, w jakim zmierza kolorowy, roztańczony świat. A jej widok w końcowej sekwencji, kiedy pojawia się z nierówno uciętymi włosami, pobita i zgwałcona, daremnie czepiając się ramion i nóg Poety (Mateusz Janicki) przejmuje do szpiku.

To kobieta wreszcie – Anna Syrbu jako Wernyhora – przybywa do Gospodarza z wezwaniem z całkowicie współczesnej Ukrainy, śpiewając „Pływe kacza po Tysyni”, pieśń żałobną upamiętniającą ofiary Majdanu, a obecnie ukraińskiego wojennego oporu. I to kobieta – tancerka Anna Maria Krysiak – jest w tym spektaklu Chochołem. Jej paroksystyczny taniec, w którym wyrywa sobie serce, jest jednym z najmocniejszych punktów przedstawienia.

Ale role męskie również zapadają w pamięć. Najbardziej chyba Czepiec Marcina Kalisza, naładowany testosteronem, agresywny, niepotrafiący przez trzy godziny intensywnego maratonu wytracić grama z niosącej go energii. Czepiec, który rozbija mrzonki o zasypaniu przepaści między chłopami a panami z miasta, butny nienawistnik, który pokazuje zaciśniętą pięść i postawioną na sztorc kosę wszystkim tym, którzy chcieliby uwierzyć, że opowiedzenie ludowej historii zniweluje społeczne podziały. Inny rodzaj energii, młodzieńczego nienasycenia wnoszą Antek Sztaba jako Jasiek i Wojciech Dolatowski jako Kasper. I wreszcie „z piekła duchy” – demoniczny, bezwzględny Tomasz Wysocki jako Rycerz Czarny, tu – wyklęty żołnierz, strzelający do Żydów; Rafał Dziwisz – cyniczny Stańczyk, który nawet nie próbuje udawać zaangażowania, wypluwa z siebie zdania, pochłaniając kolejne porcje jedzenia i wódki, a na koniec, zamiast wręczyć kaduceusz, „koronuje” Dziennikarza (Rafał Szumera) czapką z winietą „Gazety Polskiej”; czy zblazowany, obwieszony złotem Hetman (Andrzej Grabowski), wykreowany na jak najbardziej współczesną „ruską onucę”, biznesmena, a może polityka, przez telefon przyjmującego instrukcje od swoich mocodawców ze wschodu. I Gospodarz – w kreacji Chrząstowskiego doskonale zdaje sobie sprawę, co oznacza pojawienie się w weselnej izbie Wernyhory – stąd jego przerażenie. Próbując potem, po drzemce wyłuskać z pamięci szczegóły tej wizyty jest tak zdeterminowany, że dla otrzeźwienia uderza głową w ściany izby – podczas sobotniego przedstawienia chyba nie tylko głową, skoro do ostatnich scen i do oklasków aktor wychodził o kulach.

Wreszcie, po czwarte, aktualny wymiar spektaklu, które przez pierwszy akt pięknie zwodzi nas tanecznym wirem i historycznym kostiumem. Kleczewska, która po krakowskich „Dziadach”, które tak rozjuszyły PiS, wystawiła inscenizację dramatu Mickiewicza w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym Iwano-Frankiwsku (oglądała ją publiczność Boskiej Komedii, zobaczą na początku czerwca widzowie katowickiego festiwalu Open The Door), wplatając romantyczny tekst w kontekst rosyjskiej agresji na Ukrainę. „Wesele” także dotyka tego wątku – to z ukraińskiego frontu przybywa Wernyhora. I to zza naszej wschodniej granicy zagrożenie wylewa się dalej, nie napotykając oporu w zakleszczonej w wewnętrznych konfliktach Polsce. Na ekranie wyświetla się obraz detonacji na podkrakowskich łąkach, dym wydobywa się z okien Teatru Słowackiego, rozpadają się mury historycznych budynków miasta. Na moment zanim wybuchną brawa, Chochoł zbliży dłoń z odpaloną zapalniczką do garści słomy. Tyle i tylko tyle dzieli ten lont od zapłonięcia czystym, żywym ogniem, który pochłonie pobieloną izbę, weselników, i ten kawałek mięsa pukający pod zakładką gorseta Panny Młodej.

Tytuł spektaklu

Wesele

Autor(ka) tekstu

Stanisław Wyspiański

Teatr

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Reżyser(ka)

Maja Kleczewska

Autor(ka) recenzji

Magda Piekarska

Data premiery

16.03.2024

Autor(ka) muzyki

Cezary Duchnowski

Scenograf(ka)

Małgorzata Szczęśniak

Czas trwania

160 minut (bez przerwy)

Obsada

Isia

Bożena Adamek

Rachel

Dominika Bednarczyk (dublura)

Rachel

Agnieszka Przepiórska (dublura)

Radczyni

Lidia Bogaczówna

Marysia

Dorota Godzic

Rachel / Maryna

Agnieszka Judycka-Cappuccino (dublura)

Maryna

Karolina Kazoń (dublura)

Kasia

Karolina Kamińska

Chochoł

Kaya Kołodziejczyk (gościnnie)

Chochoł

Anna Maria Krysiak (gościnnie, dublura)

Chochoł (głos)

Agata Zubel

Panna Młoda

Martyna Krzysztofik

Zosia

Julia Latosińska

Czepcowa

Natalia Strzelecka

Wernyhora

Anna Syrbu

Haneczka

Alina Szczegielniak

Klimina

Alina Tomaszewska (dublura)

Klimina

Marta Konarska (dublura)

Gospodyni

Marta Waldera

Wojtek

Tomasz Augustynowicz

Pan Młody

Mateusz Bieryt

Gospodarz

Juliusz Chrząstowski (gościnnie)

Kasper

Wojciech Dolatowski

Szela

Marian Dziędziel (dublura)

Szela / Maciej

Antoni Milancej

Stańczyk

Krzysztof Głuchowski

Hetman

Andrzej Grabowski (dublura)

Stańczyk / Hetman

Rafał Dziwisz (dublura)

Poeta

Mateusz Janicki

Czepiec

Marcin Kalisz

Staszek

Daniel Malchar

Nos

Tomasz Międzik (dublura)

Nos / Widmo

Marcin Sianko (dublura)

Ksiądz

Sławomir Rokita

Ojciec

Wojciech Skibiński

Jasiek

Antek Sztaba

Dziennikarz

Rafał Szumera

Dziad

Jerzy Światłoń

Widmo / Jasiek

Adam Wietrzyński (dublura)

Rycerz Czarny

Tomasz Wysocki

Żyd

Tadeusz Zięba

Żyd

Feliks Szajnert (dublura)

Jonatan Maciejowski

Jakub Polaszek

Stanisław Saba

Michał Ślizgi

Jakub Woźniak

Realizacja

reżyseria

Maja Kleczewska

dramaturgia

Grzegorz Niziołek

scenografia

Małgorzata Szczęśniak

kostiumy

Konrad Parol

choreografia

Kaya Kołodziejczyk

muzyka

Cezary Duchnowski

światła i multimedia

Wojciech Puś

współpraca scenograficzna

Marcin Chlanda

asystentka kostiumografa

Emilia Sarga

asystenci reżyserki

Ludmiła Dziasek, Łukasz Groszkiewicz, Piotr Sędkowski

inspicjent

Bartłomiej Oskarbski

producent

Bartosz Jelonek

Zobacz także

Bądź na bieżąco!
Zapisz się do newslettera

Jeśli chcesz otrzymywać informacje dotyczące najnowszych aktualności i numerów Notatnika Teatralnego, zostaw swój adres.

Twój e-mail został zapisany