Dramaty

TERRARIUM

| 102 minut czytania | 390 odsłon

Od Autora:

Już jakiś czas temu pod wpływem rozmaitych wydarzeń, których część można nazwać nieporozumieniami, a inne efektem złej woli, wpadłem na to, że powinienem pisać przedmowy do moich tekstów teatralnych. I oto redakcja „Notatnika Teatralnego” zwraca się do mnie z prośbą o taką przedmowę, zgodnie z panującym w „Notatniku” zwyczajem. Nic zatem, tylko pisać.

O czym jest więc „Terrarium”? „Terrarium” jest o nieuchronnym, czyli o starości. Gdyż nawet jeśli ktoś umrze przed czasem, może mu się przytrafić po drodze opieka nad będącym w podeszłym wieku rodzicem. Starość nas wobec tego dotyka na różne sposoby: w kontakcie z drugim człowiekiem, w doświadczeniu na własnym organizmie, wreszcie w lęku.

No bo i o lęku jest „Terrarium”; tym odziedziczonym i tym przed przyszłością. Zaczyna się jak dystopia i w zasadzie do końca pozostaje dystopią, tylko przepoczwarzoną, złamaną. Pozbawioną formy (choć przecież nie do końca).

„Terrarium” jest również o ponurej przeszłości, która wraca w jeszcze bardziej ponurych i dotkliwych postaciach. Prywatnie i politycznie.

Jest próbą oswojenia się z ciemnym. Myśleniem na głos, medytacją, dysonansem, pukaniem od spodu.

Przemysław Pilarski

TERRARIUM

Przemysław Pilarski


Osoby:
Piotr
Sylwester
Alicja
Policjantka
Adam
Goście przyjęcia / Rave’owcy
Agenci
Ksiądz
Sibi

I. OSTATNIA POSŁUGA

Akcja pierwszej części rozgrywa się w okolicach 2050 roku.

  1. POŻEGNANIE Z LIGĄ 

Przyjęcie. Goście z kieliszkami itp. Wśród gości jest Alicja.  W centralnych punktach, naprzeciwko siebie – Piotr (syn) i Sylwester (ojciec).  

Wszyscy czekają na słowa Piotra.

PIOTR:












Nie ma słów, ale zaraz będą.

Wybaczcie, to chyba wzruszenie.

Patrzę na mojego ojca

w dniu jego
sześćdziesiątych
piątych
urodzin.

I nie mogę uwierzyć, że to już.

Ojciec pewnie też nie wierzy, że to już.

Przecież byliśmy niedawno młodzi.

Mamy tyle dobrych wspomnień.
Prawda, tato?

Tymczasem, nagle – koniec.
To znaczy, nie koniec.
Ale pewien etap
się kończy.

Mogę tylko sobie wyobrazić,
co teraz czuje ojciec,
co będzie czuł za moment,
w kolejnych latach
życia.

Ale nie powiem na głos.
Ja tego ojcu nie zabiorę.

Tak.
Pewien etap
się kończy.

Dziękuję ci za wszystko,
co zrobiłeś dla mnie.

Za wychowanie.
Za wsparcie.
Za bycie też matką,
gdy umarła.

Dziękuję ci za drogowskazy,
które postawiłeś mi na drodze.

Niektóre znaki zakazu
obchodziłem,
a potem była kara.
Lecz po czasie…
Przyznaję ci chyba rację.

W większości przypadków, tato, nie we wszystkich!

To był żart, można się śmiać.

Śmieją się troszkę.

PIOTR:
Pozwól, tato, że teraz ja się tobą zajmę. 

Podchodzi do ojca. Stukają się kieliszkami. 

Muzyka. [1]

Taniec syna z ojcem.

W finale tańca Sylwester zdejmuje swój zegarek i przekazuje go Piotrowi. 

Piotr wkłada zegarek. Wychodzi z ojcem. Cała reszta gości – za nimi. (Mogą tanecznym krokiem, ale nie muszą.)

[1] Np. sarabanda.

  1. PIERWSZA UCIECZKA

Kilka lat później. Mieszkanie Piotra. Stoi w nim m.in. wielkie terrarium. Puste.

Piotr wchodzi do mieszkania. Odkłada klucze, siatkę z zakupami. Rzuca okiem na terrarium. Widzi otwarte drzwiczki. Podbiega, zaalarmowany.   

PIOTR:
Tato…!?
Tato!? Gdzie jesteś?!

Piotr rozgląda się po mieszkaniu, ale nigdzie nie widzi ojca.

PIOTR:
Kurwa…

  1. WYKROCZENIE

Piotr rozmawia w mieszkaniu z Policjantką.

PIOTR:
Nie mogę go zlokalizować.
Chyba nadajnik się zepsuł.

POLICJANTKA: 
Czy ojcu zdarzały się wcześniej ucieczki?

PIOTR:
Nie. To pierwszy raz. 

A terrarium zabezpieczyłem dobrze. Słowo. Nie wiem, jak mógł je otworzyć.
Nie wiem…

POLICJANTKA:
Może ktoś mu pomógł?

PIOTR:
Kto?

POLICJANTKA: 
Chyba nie mieszka pan sam?

PIOTR:
No… Tak się składa, że mieszkam.
Ale mam partnerkę! Mam… My po prostu… 

My tylko nie mieszkamy razem.

POLICJANTKA: 
Nie będę tego zapisywać.

PIOTR:
Dziękuję.

POLICJANTKA: 
Dużo czasu spędza pan poza domem,
prawda?

PIOTR:
Pewnie, pracuję przecież.
Utrzymanie ojca kosztuje.
Bardzo chcę mu zapewnić
jak najlepsze warunki…

POLICJANTKA: 
To się chwali.

Ładnie tu u pana.

PIOTR:
Dziękuję.

POLICJANTKA: 
I terrarium jakie duże. Czyściutkie.

PIOTR:
Staram się.

Ojciec, w swoim czasie, też się starał.

Oddaję mu to teraz. Jakby.

POLICJANTKA:
Niedaleko pada jabłko
od jabłoni.

PIOTR:
Tak.

POLICJANTKA:
On mógł nawiązać kontakt z kimś,
kto się tu włamał,
kiedy pana nie było w mieszkaniu. 

PIOTR:
Tak?
Zdaje się, że otwierałem drzwi kluczami….
Poza tym… proszę pani… Pani oficer, w sensie.
Ojciec siedział w szklanym pudle!
W takiej sytuacji nie nawiązuje się kontaktów.

Wiedział, czym to grozi.

POLICJANTKA: 
Och, może i wiedział. Ale wybrał ryzyko. 

PIOTR:
Dobrze, ale jak?

POLICJANTKA:
Mógł mieć na przykład mały przedmiot, którym puszczał zajączki za okno.

PIOTR:
Słucham…?

POLICJANTKA: 
Przypadkowy przechodzień…  niechby jakiś wywrotowiec…
Zobaczył zajączki. Zainteresował się. Wszedł.
Kiedy znalazł się pod drzwiami i zapukał, ojciec mógł zacząć hałasować. 

Resztę niech pan sobie sam dośpiewa.

PIOTR:

POLICJANTKA:
Robił mu pan okresowe przeglądy?

PIOTR:
Miesiąc temu dostał nowe zęby.

POLICJANTKA: 
Więc nie będzie miał problemu z tym,
żeby coś przekąsić na wolności.

PIOTR:
Znajdziecie go?

POLICJANTKA: 
Łatwo nie będzie…

PIOTR:
Proszę.

POLICJANTKA: 
…ale zrobimy wszystko. Jak zawsze w takich wypadkach.

Nie zostawimy go samego. I pana samego.

PIOTR:
Dziękuję.

POLICJANTKA:
Ale co po im te ucieczki? Nic nie muszą robić, dostają regularnie posiłki, leki, czyste pieluchy w razie czego…

PIOTR:
No właśnie.

POLICJANTKA: 
Duch anarchii.

Powiem panu jeszcze, że jestem starszą aspirantką. Tak na do widzenia.

PIOTR:
Do widzenia…

  1. TO NAWET NIE JEST ONA

Środek nocy. Mieszkanie Piotra. Piotr i Alicja rozmawiają przyciszonymi głosami.

ALICJA:
Przyjdą po nas. Zobaczysz.

PIOTR:
Mamy papiery przecież.

ALICJA:
Ale nie mieszkamy razem!

PIOTR:
Cii… To jakaś kretynka jest…

ALICJA:
A kim ma być? To policjantka.

PIOTR:
Obiecała, że nikomu nie powie.

ALICJA:
Obiecała?

PIOTR:
Powiedziała, że nie zanotuje.

ALICJA:
No widzisz. To po co kłamiesz?

PIOTR:
Nie kłamię.

ALICJA:
Tacy kretyni są najgorsi. Chlapnie gdzieś i będzie po nas.

PIOTR:
Zostajesz na noc?

ALICJA:
Teraz będę zostawała.

Dzwonek domofonu.

ALICJA:
Która jest?

PIOTR:
Już prawie pierwsza.

ALICJA:
Widzisz? Mówiłam!

Domofon dzwoni, Piotr siedzi.

ALICJA:
No, otwórz! Nie ma wyjścia.

PIOTR:
Zawsze jest jakieś wyjście.

Piotr (po chwili) podchodzi do domofonu, podnosi słuchawkę i naciska przycisk.

Otwiera drzwi i czeka.

  1. POWRÓT TATY

W drzwiach staje Policjantka. Obok niej skulony Sylwester z kajdankami na dłoniach założonych za plecy. Na szyi ma elektroniczną obrożę.

POLICJANTKA: 
Dobry wieczór!

Ma pan szczęście. Znalazła się zguba.

PIOTR:
Dobry wieczór.

Tato…!
Martwiłem się…

Policjantka rozkuwa Sylwestra.

POLICJANTKA:
Proszę go lepiej pilnować. 

Rozkuty Sylwester szybko biegnie do terrarium. Chowa się w kącie, skulony.

PIOTR: 
Więcej nie ucieknie. Obiecuję pani.  

POLICJANTKA: 
No! Trzymam za słowo. 

Dali mu nową obrożę. Ale nie ma żartów z tą zgrają.

Policjantka zauważa Alicję.

POLICJANTKA: 
Widzę, że pan w towarzystwie.

PIOTR: 
To właśnie moja żona.

POLICJANTKA:
Pani Alicja…

Piotr i Alicja zaskoczeni, że Policjantka zna imię Alicji. 

Chwila konsternacji, tym bardziej, że Policjantka nic nie mówi, a i nie wychodzi, tylko się uśmiecha.

PIOTR:

Rozumiem, że to koniec sprawy?

POLICJANTKA: 
A czego by pan jeszcze chciał? Fajerwerków?

PIOTR: 
Nie dopilnowałem go… Czy… będą wyciągane konsekwencje?

POLICJANTKA:
A tam, mniejsza o większość.

Przecież pan o niego dba.

PIOTR: 
W końcu to mój ojciec.

POLICJANTKA:
Tylko trzeba mieć na tatę oko. Zwłaszcza jak panu zależy.

PIOTR: 
Będę mieć na niego oko.

ALICJA:
Będziemy mieć na niego oko. 

Policjantka (niespodziewanie) wchodzi do mieszkania jeszcze bardziej. I zamyka za sobą drzwi.

POLICJANTKA: 
Takie mam pytanie… zupełnie już prywatnie… 

Nie myślał pan, żeby wziąć jeszcze jednego? Albo… jedną? 

Miałby pan wtedy parkę.  

PIOTR:

Nie wiem, czy mnie stać.

POLICJANTKA: 
Wie pan, że ich w piwnicach trzymają?

U pana jest w dzień dużo światła.
I duża przestrzeń, ładny zapach…

Czuć empatię i pieniądz.

PIOTR:

POLICJANTKA: 
Ja niedużo jem.

PIOTR:
Pani…?

POLICJANTKA: 
Za rok przechodzę pod ochronę.

A nie ma mnie kto przygarnąć.

ALICJA:
Nie wygląda pani na swój wiek.

POLICJANTKA: 
Wiele razy myślałam, że umrę, ale w ogóle, że będę stara.
Pani o tym myślała?

ALICJA:
Jeszcze nie…

POLICJANTKA: 
Jeszcze nie…

Ludzie się powoli kończą.

Zaczynają mi się mylić słowa.
Na przykład „espresso” i „gestapo”.
Albo „nożyczki” i „drzwi”.
Tamte, bo są podobne dźwiękowo.
A te, bo są w tej samej liczbie, mnogiej.

Patrzą na mnie jak na wariatkę.
A ja czasem nawet nie wiem, czemu!

I czuję się zupełnie nie na miejscu coraz częściej. Jak ten kasztan w piosence o żołędziach.

Policjantka podchodzi do terrarium, zamyka i rygluje drzwi.

POLICJANTKA:
To bardzo przykre i smutne,
że trzeba żyć w taki sposób.

Strasznie szybko zleciało.

Dwie rzeczy mnie ostatnio bawią: moja waga i mój wiek. Hehe.

Tak nagle to poszło do przodu…

Policjantka wraca na poprzednie stanowisko.

PIOTR:
Mnie nie stać na dwoje.

POLICJANTKA: 
Wy nie macie dzieci.

ALICJA:
To chyba nie pytanie?

POLICJANTKA: 
I nie mieszkacie razem!

ALICJA:
To niezabronione.

POLICJANTKA: 
Ale podejrzane. Jak się nie ma dzieci.

ALICJA:
Ma pani coś konkretnie na myśli?

POLICJANTKA: 
A gdyby miał pan matkę jeszcze?
A ma pan tylko ojca.

Jest pan w bardzo komfortowej sytuacji.
I nie chce pan się dzielić tym komfortem.

A może trzeba się podzielić? Może by pomogło?

ALICJA:
Komu?

POLICJANTKA: 
Wszystkim by pomogło. Ale jak nie to nie.

ALICJA:
A pani czemu nie ma dzieci?

Policjantka patrzy przez chwilę na Alicję.

POLICJANTKA: 
Mądry człowiek zrozumie bez gadania.
A głupiemu to i gadać szkoda.

No! Pora na dobranoc. 

Nic tu po mnie.

PIOTR:
Do… dobranoc.

Policjantka wychodzi.

Chwila konsternacji.

ALICJA:
Nabruździ nam, zobaczysz!

Sprawdziła moje imię. Ciekawe, czy wie o…

Ojciec zaczyna wydawać z siebie tzw. nieartykułowane odgłosy.

PIOTR:
Cicho!

  1. HISTORIA I TERAŹNIEJSZOŚĆ

SIBI:
To wydarzyło się naprawdę:

Dziś mija kolejna rocznica wprowadzenia przełomowej ustawy o „prawie do ochrony”, która gwarantuje godne dożywocie dla każdego naszego seniora.

Mimo globalnego kryzysu spowodowanego katastrofą jądrową w Ukrainie, mimo wywołanych tym nieodwracalnych skutków dla klimatu, zagłady przydatnych gatunków i wyschnięcia życiodajnych rzek, mimo załamania ekonomicznego, w ślad za którym doszło do upadku systemu ubezpieczeń społecznych, co i tak było najmniejszym z nieszczęść – w naszym społeczeństwie nikt, kto przykładał się do dobra wspólnego, nie zostanie bez wsparcia, gdy stanie się już niepotrzebny. 

Musieliśmy zacząć od początku, bo prawie wszystko zostało zniszczone. Musieliśmy spłodzić nowych ludzi, bo nagle zrobiło się nas mniej. I stworzyć nowe państwo, bo poprzednie się skończyło.

Tym zajęli się ci, którym oddajemy dziś cześć.

Seniorzy wprawdzie nie są już produktywni, lecz byli. Nie zapominamy o tym. My, aktywni, produktywni teraz. Robimy to także dla siebie. Każdy i każda z nas ostatnie lata spędzi bowiem w ciszy i spokoju, na kontemplacji, po złożeniu ślubów milczenia. O nic się nie będziemy martwić, gdyż o wszystko zadbają inni, przychodzący po nas, powołani przez nas do życia. 

Ta stosunkowo nowa tradycja, zakorzeniona w plemiennej obyczajowości praprzodków, na stałe wpisała się już w fundament naszej rosnącej w siłę wspólnoty.

Nasze społeczeństwo istnieje
tylko dzięki sprawnej
organizacji.

Tak kroczymy ku Odbudowie.

Kto nie pracuje, ten nie jest!

Jesteśmy wdzięczni seniorom
za pracę na rzecz Odbudowy.

Nie zapominamy o naszych seniorach. 

Każdy ruch seniora i jego parametry życiowe można śledzić za pomocą specjalnej aplikacji. Specjalne czujniki kontrolują, czy nie dzieje się nikomu krzywda. Wystarczy, że nasz senior zawoła o pomoc. 

Tak się przejawia nasza troska.

Troszczymy się o naszych seniorów

aż do ich
naturalnej śmierci.

Głosy wdzięczności płyną dziś, w Dniu Naszego Seniora, od gór aż po morze. Przez cały nasz step!

  1. PALEC

Piotr w terrarium myje Sylwestra, podmywa, ubiera, czesze itp. Albo np. karmi.

PIOTR:
Chce ci się srać.

Jesteś na mieście. 

Wszędzie ludzie.

Idziesz, idziesz.
Biegniesz, biegniesz.

Nie ma gdzie! Bo wszędzie ludzie.

A chce ci się strasznie srać!

Wreszcie znajdujesz kibel.

Wchodzisz – a tam facet powieszony.

Co robisz?
Srasz, czy wołasz policję?

Piotr odczekuje chwilę.

PIOTR:
A pamiętasz, jak byłem dzieckiem, a ty bawiłeś się ze mną w „Zamknij oczy, otwórz buzię?”. Myślałem, że dostanę czekoladę. A włożyłeś mi do ust swój palec.

SYLWESTER:
To nie tak…

Sylwester chce mówić, lecz na dźwięk jego głosu odzywa się jego obroża. Ona jest bardzo głośna. Sylwester aż zatyka sobie uszy.

SIBI (OFF):
Alarm! Alarm! Alarm!
Wciśnij „jeden”, żeby wezwać pomoc.
Wciśnij „dwa”, żeby anulować.
Alarm! Alarm! Alarm!

Obroża przeraźliwie krzyczy „Alarm!” do momentu, gdy Piotr wciśnie właściwy przycisk.

Sylwester odtyka uszy.

PIOTR:
Widzisz? Dałeś się podejść.
I co, przyjemnie było?

Zapomniałeś już o ślubach milczenia?

/szeptem:/

MAJĄ NA WAS OKO.

Proszę cię, nie ściągaj na mnie kłopotów, tato. 

A kiedy jeszcze raz uciekniesz, to ci zawieszą taki kołek, żebyś nie mógł szybko chodzić. Chcesz mieć na stałe kołek między nogami? 

Dla mnie to też będzie problem. Z myciem, z przebieraniem, ze wszystkim będzie problem.

Zrozum, że ja nie mam wyjścia!!!

Sylwester kiwa głową.

PIOTR:
Możesz mnie narazić na problemy. Duże.
Siebie też narazisz na problemy. Jeszcze większe.
Ktoś inny się tobą zajmie, myślisz? Tak jak ja?

Odgłos przekręcanego klucza w zamku. Wchodzi Adam.

ADAM:
Cześć.

PIOTR:
Cześć.

Piotr wychodzi z terrarium i bez słowa przechodzi do innego pokoju. Adam za nim.

Sylwester zostaje sam. Ogląda swój palec. Popycha nim drzwi terrarium. Są otwarte (bo Piotr ich nie zaryglował). Sylwester pospiesznie przymyka drzwi od środka.

  1. ZMĘCZENIE 

Piotr siada na łóżku w sypialni. Adam obok niego.

PIOTR:
Nie mogę normalnie żyć, odkąd przeszedł pod ochronę.

ADAM:
A wcześniej mogłeś normalnie żyć?

PIOTR:
Teraz jest jeszcze gorzej.

I przejebane, że nie ma z nim kontaktu.

Nie wiem, może zwariował od tego siedzenia w terrarium?Może już nic nie rozumie?

Zachowuje się jakby zwariował.

ADAM:
Rozumie. 

PIOTR:
Zachowuje się jakby nie rozumiał.

ADAM:
Może gra.

PIOTR:
Może gra… 

Może to zabawa?! Właśnie…!

Boję się, że zaraz coś odkryją.

Była tu policjantka. Ciekawska.

ADAM:
Powinniście kupić dziecko.

PIOTR:
Nie chcę. Będę miał papiery na bezpłodność. Załatwiam.

ADAM:
To może nie wystarczyć.

PIOTR:
Nie będę kupował dziecka!
Wystarczy, że…

ADAM:
Wystarczy, że co?

PIOTR:
Największym błędem w moim życiu, przez który cierpię, choć go nie popełniłem, jest to, że urodziłem się w tym kraju.

ADAM:
Oj tam. Wszędzie indziej albo susza, albo terror, albo terror i susza, albo wojna, albo islamiści, albo radykalni prawicowcy, albo dobrze, ale pozamykane granice….

Piotrek, wszędzie jest tak samo źle.

PIOTR:
No właśnie, chyba wszędzie jest tak samo źle.

ADAM:
Więc trzeba się pogodzić.

PIOTR:
Nie!

Nie trzeba się pogodzić.

Można udawać.

Ale udawać też nie trzeba.

ADAM:
Wiesz, co…?
Wrzuć ojca do okna życia.

PIOTR:
Nie chcę się go pozbywać!
Wręcz przeciwnie.

ADAM:
Ale nie możesz mówić w kółko „nie, nie, nie!”.  To trucizna.

Jak komuś coś nie pasuje,
poddaje się
lub szuka rozwiązania.

PIOTR:
Dokładnie w tej kolejności.

ADAM:
Odwal się.

Chcę ci pomóc.

PIOTR:
A ja właśnie szukam rozwiązania.

Szukam ALTERNATYWY.

Ona gdzieś jest.

Najpierw ją muszę znaleźć w sobie.

ADAM:
Tak będzie najbezpieczniej.

PIOTR:
Rozpiera mnie coś od środka.
A jednocześnie drugie coś
próbuje mnie przed tym obronić.

Tak jakby tamto, co rozpiera,
było niebezpieczne.

A może to drugie jest niebezpieczne? Niedobre dla mnie?

ADAM:
Masz kryzys wieku średniego albo piłeś.

PIOTR:
Nie.

ADAM:
Chuchnij.

PIOTR:
Nie.

ADAM:
Piłeś.

Zaczynają się całować.

  1. UNDER HIS EYE

Noc. Piotr i Adam leżą w łóżku. Nagle z sąsiedniego pokoju dobiega hałas wyważanych drzwi. Piotr i Adam zrywają się.

Wbiegają agenci ubrani jak funkcjonariusze SWAT (ale w wersji z 2050 roku).

AGENT 1:
Kontrola produktywności!

AGENT 2:
Ręce do góry!

Pod ścianę!

Piotr i Adam spełniają polecenie.

AGENT 2:
Spali razem!

AGENT 1:
No to się nie ma co szczypać!

AGENT 2:
/do Piotra/
Oddaj zegarek!

Piotr niechętnie, poszturchiwany itp., zdejmuje zegarek i oddaje go agentowi.

Agent popycha Piotra na środek pomieszczenia. Inny robi to samo z Adamem.

AGENT 1:
/do Piotra i Adama/
Na środek! Na środek!

Ręce w górze! Cały czas! 

Cały czas!!!

Piotr i Adam spełniają polecenie. 

Jeden z agentów zakłada im płócienne worki na głowę.

ADAM:
Nie… Nie… Nie!

Piotr jak sparaliżowany. Adam próbuje się szarpać, ale zostaje spacyfikowany.

Agenci zakładają im pętle ze sznurami. Przytrzymują ich.

AGENT 1:
Proszę księdza…!

Z pomieszczenia obok wchodzi ksiądz. Modli się po cichu, czytając z książki. Podchodzi do Piotra, rysuje mu na czole znak krzyża. Piotr uderza go z całej siły z główki. Ksiądz łapie się za nos.

AGENT 2:
Skurwysyn! Otwierać okno!

Jeden z agentów otwiera okno.

Agenci wywieszają Piotra i Adama przez okno.

  1. WOLNOŚĆ

Agenci z księdzem idą w stronę wyważonych drzwi. Patrzą na puste, otwarte terrarium.

AGENT 1:
Patrz. Spierdolił.

  1. PALEC PALEC PIĘŚĆ

Sylwester biegnie ulicą, usiłując jednocześnie uważać i ściągnąć obrożę. To nie jest takie proste, ale mu się w końcu udaje. 

Odrzuca obrożę.

Wydaje z siebie ryk. Ma wreszcie głos.  Jest wolny. Chyba.

Tylko po co?

II. REGRES

Pusta scena. 

Wchodzą aktorzy, którzy grali Piotra (1) i Adama (2).

1:
Ojciec kupił mi zegarek
od Ukraińców wracających na święta.

Zaczepili go na parkingu
pod Biedronką.
Zapytali, jak jechać
na Przemyśl.

Pokazał.

Na co oni mu pokazali
zawartość ich bagażnika.

W tym bagażniku mieli różne towary,
między innymi zegarki.

2:
Czyli raczej nie wracali
do Ukrainy na święta.

1:
Raczej nie.
Może to nie byli Ukraińcy.

No, na pewno to nie byli
zwykli Ukraińcy.

Stary dał się wkręcić.

2:
No właśnie.

1:
Kupił mi zegarek za sto złotych.

Powiedział, że to „na pamiątkę”. Na pamiątkę po nim, rozumiesz?

2:
Każdy chce coś zostawić
po sobie.

1:

2:
Kumpel kupił kiedyś od Włocha
agregat.

Włoch zaczepił kumpla
na parkingu
pod centrum handlowym.

Tak jak ci niby-Ukraińcy
zaczepili twojego ojca.

Oni mają swoje patenty.

Potem wyszło na jaw, że to nie był Włoch.

1:

Jaki agregat?

2:
Prądotwórczy.

Miał być niemiecki. Pierwsza klasa.
Ale okazało się, że to chińszczyzna.

Kumpel przepłacił w chuj.

A tamten facet,
który udawał Włocha,

to był Ormianin, wiesz?

1:
A ty skąd wiesz?

2:
Pisali o nim w internecie.
Naciągnął dużo osób.

1:

Zawsze o kimś piszą w internecie.
Ale nigdy o tych,

którzy mają jakiś związek z nami.

Więc o niby-Ukraińcach,
co wcisnęli ojcu zegarek

na pewno nic nie napiszą.

2:
Różnie może być.

1:
Zawsze kogoś pokazują
w „Sprawie dla reportera”,
ale NAM
nigdy nie pomagają.

Nikt nigdy nam nie pomógł.

A byliśmy rodziną w biedzie.

Dojechał nas upadek komuny,
chociaż nie mieszkaliśmy
w pegeerze.

Matka pisała listy
do telewizji
i do prezydenta.

Nie, matka pisała do Kwaśniewskiej.

Wcześniej babcia do Wałęsy
pisała.

2:
I co?

1:
I nie odpisali.

I nie przyjechała do nas
Katarzyna Dowbor
i nie powiedziała:
„zbuduję wam nowy dom”.

A my marzyliśmy o cudzie.

Zresztą, jak byłem dzieckiem, nie było tego programu.

Zresztą, jak byłem dzieckiem, nie było jeszcze Polsatu.

Wiesz, że pracowałem w firmie, która produkowała ten program?

2:
„Nasz nowy dom”?

1:
To jest niemiecka firma.

Pracowałem dla nich przy czymś innym, przy „Sędzi Annie Marii Wesołowskiej”.

Ale to potem.

2:
Sędzia Anna Maria Wesołowska
to nie była prawdziwa sędzia?

1:
Była.

2:
Więc kiedy byłeś dzieckiem,
żyliście sobie w biedzie

i wszyscy mieli was w dupie.

1:
Tak mniej więcej.

2:
To było na wsi?

1:
W Kwasówce.

2:
Tak się nazywała ta wieś?

1:
Tak się nazywa.

2:
Duża była ta bieda?

1:
Zawsze było co jeść.

Chleb z masłem.

Latem pomidory.

Dopóki były krowy, było i mleko
od krowy.

Babcia cedziła mleko
przez taką tetrową pieluchę.

Lała z ocynkowanego wiadra.
No bo w to wiadro doiła.

Ale do czego lała?
Nie pamiętam.

Było coś, co nazywało się kanki…
W tych kankach myśmy wystawiali mleko,

codziennie rano, przed dom.
Ojciec wystawiał.

Wozak zabierał kanki pełne,
a przywoził puste. Z mleczarni.

Wóz mu ciągnął koń czy ciągnik? Nie pamiętam.

Czy babka do kanek cedziła? Nie pamiętam.
To było na bardzo długo
przed Unią
Europejską.

Teraz tak się nie robi.

Teraz mnie wzdyma po mleku.
To chyba uczulenie na laktozę.

Ale nie robiłem nigdy testów.

2:
Teraz jesteś gdzie indziej.

1:
Zawsze będę stamtąd.

2:
Dlaczego o tym opowiadasz?

1:

Bo chcę uczciwie.

To przecież miał być spektakl o nas
za dwadzieścia czy trzydzieści lat.
O tym, że mało kto z nas ma ubezpieczenie, że prawie nikt nie płaci składek.
O tym, że zresztą ten system i tak zaraz się zawali.
O tym, że będziemy nędzarzami.
„Polska krajem głodujących starców”, taki był artykuł o 2050 roku; gdzieś w sieci.

Ale mnie w inną stronę ciągnie, kiedy myślę o starości.

Ciągnie mnie w stronę mnie w wieku czterdziestu trzech lat, właśnie teraz,
patrzącego na słabego ojca.

SIBI:
Mój tata jest Batmanem.
Pojawia się znienacka.
Gdy ma za dobry humor
To wieczór jest zjebany.

Mój tata jest Batmanem.
Szaleje na podwórku.
Gdy w ręku ma siekierkę
Mogę mieć przerąbane.

Mój tata jest Batmanem.
Nieduże nasze Gotham.
Gdy szuka przeciwnika
Wybiera mnie lub mamę.

Mój tata jest Batmanem.
Naturę ma dwoistą.

I to o tacie wszystko [1].

1:
Gdy go zawijała psiarnia, krzyczał:

mój syn jest reżyserem!

Nie wiem, po co, bo po pierwsze nie jestem reżyserem.

To było jakieś dziesięć lat temu.

Od tamtej pory nie pije.

(Nikt od tamtego czasu

nie pije w domu.

Ani domownicy, ani goście.

To przejaw władzy ojca.

Prawda?)

Kiedy siedział na odwyku, to do matki dzwonił,
żeby mu przypomniała,
jakimi słowami jej ubliżał.
Taką dostał pracę domową, a słów wszystkich już
nie pamiętał.
Zdaje się, że mu przypomniała.

Do tej pory mieszkają razem. Kościół zabrania się rozwodzić.

Bałem się go. Uciekałem przed nim często. Uciekaliśmy przed nim z matką.
A teraz…

Jakiś czas temu zapomniał
przed wyjazdem z domu domknąć
maskę
w samochodzie.

I kiedy jechał, podniosła się.
I roztrzaskała mu przednią szybę.

Przecież mógł wtedy zginąć.

Stary już jest potwornie, choć przecież nie aż tak stary.

Po dwóch udarach.

Nieporadny.

Kupił mi zegarek za sto złotych. „Na pamiątkę”. To prawie jak na pożegnanie.

Na chuj mi taki zegarek?
Ale to przejmujące.

Próbuje nawiązać kontakt
ze mną

w swoim języku.

Potrzebuję jeszcze jednego nawiasu.

2:
Co?

1:
Nie jestem żadnym Francuzem, Louisem czy Eribonem.

Wstydzę się.

Wstyd z domu wyniosłem.
Zawsze go mam przy sobie.

Fajny bon mot?

Potrzebuję jakiegoś cudzysłowu.

Wchodzi Alicja z Krainy Czarów i stwarza cudzysłów.

ALICJA:
„Za każdym razem, gdy odwiedzamy rodzinny dom, przeżywamy regres, czyli powrót do np. dziecięcych traum – mawiają terapeuci. Mimo tego, że mamy lat trzydzieści czy pięćdziesiąt, w trzy sekundy zamieniamy się w pięciolatka/latkę”.

SIBI:
Źródło: https://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,27902959,mialem-tylko-poprosic-o-dolewke-barszczu-a-powiedzialem-mamo.html

ALICJA:
Odwiedzimy rodzinny dom?

Alicja stwarza dom. A potem wszystko po kolei.

ALICJA:
Najpierw jest metalowa brama, od której na dwie strony odchodzi
drewniany płot.
Ten płot jest wiecznie niedokończony,
więc można go obejść kawałek dalej
i znaleźć się na podwórku
mimo zamkniętej bramy.
Dom jest dość duży, ale też wiecznie nieukończony.
Zamieszkała jest tylko jego część.

2:
Nie miałeś swojego pokoju.

1:
Dla niektórych to może dziwne, ale dla mnie to żaden problem.

2:
Mieszkałeś w jednym pomieszczeniu z babcią.

1:
Ok, może to osobliwe. Ale nie mam złych wspomnień.

ALICJA:
Naprzeciwko domu, w dużym oddaleniu, jest stodoła. Ukończona.

Pomiędzy domem a stodołą było kiedyś podwórko, teraz jest, jakby to powiedzieć, trawnik.
Latem ojciec go kosi.

1:
Wieś się zmienia.

ALICJA:
Po lewej stronie, stojąc tyłem do domu – dwa garaże.

W bardzo dobrym stanie.

1:
Wieś się zmienia.

ALICJA:
A po prawej – kawałek dalej – spora, nieukończona (wiecznie) obora.

Sam mur. Bez dachu. Bez podłogi.

1:
To nas pogrążyło.
A raczej, kredyty na budowę. Oraz
Balcerowicz.

ALICJA:
Jest jeszcze wielka grusza. Bardzo stara.

Alicja stwarza gruszę i zostaje tylko ta grusza.

1:
Pod tą starą gruszą
strzelali do moich przodków
Niemcy, Polacy, Rosjanie.

Jako jedyni zabili Polacy.
Mi pradziadka.

ALICJA:
Wieczne odpoczywanie

pod tą gruszą.

1:
Wieś się zmienia…

SIBI:
Zmiana.

Teraz jesteś dzieckiem, które nasłuchuje.

Teraz jesteś dzieckiem, które usłyszało
podejrzany hałas.

Teraz jesteś dzieckiem, które zobaczyło,
że ojciec wrócił do domu
dużo później
niż miał.

Teraz jesteś dzieckiem,
które zostało wysłane przez matkę,
żeby słuchać pijackiego
pierdolenia ojca,

a przy okazji go pilnować.
Teraz jesteś dzieckiem, które zostało wysłane przez matkę do lasu
w celu nakłonienia ojca,

aby nie wieszał się w lesie.

1:
What is love?
Daddy, don’t hurt me
Don’t hurt me
No more…

SIBI:
Teraz jesteś dzieckiem, które ojciec przeprasza i mówi mu, że to był ostatni raz.

Teraz jesteś dzieckiem, które ojciec przeprasza i mówi mu, że to był ostatni raz.

Teraz jesteś dzieckiem, które ojciec przeprasza i mówi mu, że to był ostatni raz.

1:
Ulaniec.

Tam kiedyś były bagna,
na których grasował diabeł
i wciągał ludzi do bagien.

Taka jest wiejska legenda.

Bagna zostały osuszone
przez rowy melioracyjne.

Kiedyś wpadłem do takiego rowu.

Bagna zostały osuszone,
ale boję się,
że jego ręka
mnie wciągnie.

2:
Diabła?

SIBI:
Zmiana.

2:
Teraz jestem dzieckiem, którym był mój ojciec, któremu jego ojciec robił mniej więcej to samo, co mój ojciec robił mi, kiedy już nie był dzieckiem, a ojcem.

Wchodzi aktor, który grał jednego z agentów (3).

3:
To jest łańcuch.

Czy nierozerwalny, nie wiem.

ALICJA:
Wsi spokojna, wsi wesoła, ile traum się tutaj chowa.

Alicja stwarza psa na łańcuchu.

3:
To jest łańcuch, który wiąże
pokolenia.

Na wsiach zawsze się tłukło
świnie, psy, dzieci, kobiety.

2:
I tutaj jedną rzecz
muszę powiedzieć jasno:

Ojciec mnie nigdy nie uderzył.

SIBI:
Zmiana?

2:
Ale ja go nie rozgrzeszam!

Ja tylko mówię o faktach
oraz o
wydarzeniach.

I szukam tego, co czuję.
Nie wiem, co jest prawdziwe.

SIBI:
Zmiana.

Alicja stwarza krwawiące serce.

3:
Śniło mi się, że ojciec umarł, a matka usiłowała mnie zapędzić do roboty przy sianie. Kłóciłem się z nią, że kręgosłup uniemożliwia mi ciężką pracę fizyczną, a poza tym nie po to wyrwałem się ze wsi, żeby teraz w polu zapierdalać. I właśnie o tym był ten sen. Że wieś z człowieka nie wyjdzie nigdy. Ale jeszcze o czymś innym był ten sen. Bo mój ojciec w nim udawał, że żyje. Pokazałem na jego śmiertelną ranę i uświadomiłem mu, że nie ma już na co liczyć; że musi zniknąć.

Ojciec miał tę ranę na sercu.

Alicja stwarza drogę z domu do lasu.

Ten sen demaskuje coś jeszcze…

ALICJA:
Za stodołą jest las.

3:
W tym lesie, jak szedł front, ukrywała się cała wioska. Czyli też matka ojca, czyli babka.
Była też w obozie.
Ale nie napisała o tym książek.
Po prostu wróciła do domu, wyszła za swojego sąsiada, urodziła dzieci, pracowała w polu, dostała Parkinsona i umarła.

ALICJA:
Przed tym lasem są pola. To były kiedyś wasze pola, ale są już sprzedane. Ale ojciec zadbał, by do lasu była wytyczona ścieżka. Wpisał ją do aktu notarialnego.

Jest na zawsze.

3:
Na zawsze.

W każdej chwili można pójść do lasu. Albo pobiec.

Samemu, z ojcem lub za ojcem.

Highway to Hell.

(Swoją drogą,
ojciec nigdy nie był
nad morzem.)

SIBI:
Zmiana.

Alicja stwarza morze.

2:
Ojciec tak ogólnie jest bardzo zabawnym kolesiem. Takim trochę aż nie na swoim miejscu z tym swoim poczuciem humoru. Ja chyba po nim je odziedziczyłem. Albo na nim się wzorowałem.

Jeśli mu coś zawdzięczam, to właśnie to mu zawdzięczam.

Zawdzięczam mu też życie.

Bo jest remis. Bo go namówiłem, żeby zszedł z drzewa, kiedy chciał się powiesić. (Choć raczej nie chciał się powiesić, to był raczej performance). A on mnie wyciągnął z wody, kiedy się topiłem. (Choć raczej nie chciałem się utopić, to był raczej wypadek).

SIBI:
Zmiana.

Alicja stwarza życie.

1:
Waży 115 kilo. Kiedy się przewróci, to kto go podniesie?
Obżera się.
Je na przykład kiełbasę z chlebem i musztardą. Nie chleb z kiełbasą, a kiełbasy pęto z kromką chleba.
A chwilę wcześniej jadł lody.
A chwilę wcześniej jadł bigos.
(To moje bożonarodzeniowe wspomnienie.)
Gdy tylko wchodzę do kuchni, ojciec siedzi przy stole.
A policzki ma zawsze wypchane jak chomik.

Obżera się i nie może się wysrać (skutek uboczny leków).
W końcu pęknie.

SIBI:
Zmiana.

2:
Coraz częściej nie rozmawia, tylko monologuje.

Wypuszcza w powietrze zdania.

Emituje opinie jak radio.

W nadziei chyba na to, że ktoś odbierze. Odpowie.

Jakby wysyłał
ofertę.

Jakby wysyłał sygnał
SOS.

SIBI:
Zmiana.

3:
Bardzo się teraz pilnuje, żeby nie przeklinać przy mnie. Prawie mu się udaje. Wyrywa mu się, kiedy nie daje sobie z czymś rady.

(Czyli coraz częściej.)

Potrafi być niezwykle prymitywny i wulgarny.

„Chuju pomazańcu boży” – to z repertuaru przekleństw ojca.

Reaguję na to lękiem. Lęk to moje DNA. Ciało pamięta.

I na jego walenie garami,
talerzami,
drzwiami
reaguję lękiem.
(Nie ma po udarach
wystarczającego czucia
w rękach.)

Teraz tkam to z lęku.

ALICJA:
Nie bójmy się tego słowa,
ponieważ to słowo
nie boi się nas.

1:
Lęk to moje DNA.

SIBI:
Zmiana.

Alicja stwarza to, co jest pod pancerzem.

2:
Bywa też wrażliwy ojciec.
Dwa psy, które umarły jakoś jeden po drugim,
pochował tak, że są do siebie
skierowane
głowami.

Zawsze łatwo się wzruszał, tak po słowiańsku, na grubo.
A po pijaku to już w ogóle…

SIBI:
Zmiana.

1:
W ojcu drzemie też Chagall!

Latem lubi przesiadywać w stodole. Bo tam cień. Opowiadał mi, że kiedyś patrzył na przepływające po niebie obłoki i widział w tych obłokach, w tych kształtach, kochające się, uprawiające seks pary.

SIBI:
Zmiana!

Alicja stwarza niemoc.

3:
Człowiek przyzwyczajony do pracy fizycznej
na starość jest żywym wrakiem, żywym trupem.

„Może jeszcze mi odda”, powtarza często ojciec. Ma nadzieję na odzyskanie siły.
Latem dwa razy w tygodniu kosi trawę. (Wisi na tej kosiarce.)

Zimą codziennie nosi opał. Albo wozi, gdy jest śnieg, na sankach.

Poza tym niewiele robi.

Gotuje czasem.

Chodzi leżeć do pokoju.

Leżeć albo siedzieć. Albo pospać. Na wersalce. Przodem albo tyłem do uchylonych drzwi. Zawsze uchylonych.

Gada do siebie. (O tym już było.)

Patrzy na zegarek. „Kurwa, jeszcze tyle czasu do końca dnia zostało…”.

Co godzinę włącza wiadomości w radiu i to cała jego rozrywka. Wkurza się, kiedy za mało mówią
o Ukrainie.

„Nudzi się człowiek. Jakby drzewo było, to by człowiek rżnął”.

Podpowiadam, że może książki? Mówi, że go oczy rżną.

Mówi, że pojeździłby rowerem, ale że nie da rady.

„Co by się tu napić takiego, żeby postawiło na nogi. Żeby siły dostać. Żeby choć skarpety założyć. Nie ma nic takiego”.

SIBI:
Zmiana.

1:
Czy tym, co teraz robię, nie robię mu krzywdy?
Gdzie jest granica?
Ale to moja historia.
Też moja.

A na pewno mój problem.

Próbuję to zrozumieć.

Kiedy pytam innych,
jakie mieli dzieciństwo,
okazuje się, że każdy miał inaczej,
ale większość w jakimś sensie
podobnie.

Choć może bez aż takich ekscesów.

To jest popierdolone.

SIBI:
Nie ma zmiany.

2 i 3 wychodzą.

ALICJA:
Toczy koła czas.

Alicja stwarza wielki zegarek za 100 złotych. Widać, że podróba.

1:
Tego się nie da zrozumieć.
To jest tak, kurwa, pojebane.
Ta rodzina.

Tamto miejsce jest przeklęte.

Wyjeżdżam stamtąd zawsze
z wyrzutami wobec siebie.

Że mogłem się na przykład otworzyć bardziej albo coś.

Ale widocznie nie mogłem, skoro tego nie zrobiłem.

Coś mnie blokuje. Co? Odpowiadam im zawsze od niechcenia.

Przyjeżdżam, ale jakby mnie nie było. Zamykam się. Tak jest za każdym razem.

Zawsze ostrożny, napięty, nieufny. Wycofany. Przygotowany do odparcia

ewentualnego ataku chyba.

Zamaskowany jak Orville Peck, homoseksualny gwiazdor country.

Alicja stwarza na chwilę Orville’a Pecka w celach poglądowych.

1:
Zapadła między mną a nimi
jakaś tafla
przedzielająca.

To męczące. Ale nie umiem tego przerwać.

Za późno na zerwanie więzi. Zresztą, nie chcę.

Czasem mam wrażenie, że kroczymy
na krawędziach
porozumienia.

Ale jest błona.
Zarastają usta.

(Nauczony trzymać język za zębami!)

Obcość to moje DNA. Chyba.

Lęk to moje DNA.

Odganiam się, a potem mam
wyrzuty
sumienia.

SIBI:
Teraz jesteś facetem, do którego dzwoni ojciec, ale nic nie słyszy i nie wiadomo, co z tym zrobić.

Teraz jesteś facetem, którego 115-kilogramowy ojciec właśnie upadł i nie wiadomo, co z tym zrobić.

1:
Panika.

Nie ma sprawdzonych chwytów!

SIBI:
Sorry.

1:
Nie mam na to języka.

Jak to się skończy?

On ma opuchnięte nogi, stopy, jak u słonia.
On już nie chodzi, a tupta.
Prawie już nie ma kontaktu z podłożem.

Może stanie się balonem i odleci?

Alicja stwarza balon.

1:
Albo inaczej.

Był taki aktor Marlon Brando. Na starość też zrobił się gruby.

Alicja stwarza starego Marlona Brando.

1:
Może ojciec będzie gwiazdą?

Alicja stwarza gwiazdę.

1:
Albo inaczej.

Był taki piosenkarz Elvis Presley.

Alicja stwarza grubego Elvisa Presleya.

1:
Był taki piosenkarz Krzysztof Krawczyk.

Alicja stwarza grubego Krzysztofa Krawczyka, który śpiewa „I was made for lovin’ you” z repertuaru zespołu Kiss (przynajmniej refren).

1:
Pogubiłem się.

Alicja ponownie stwarza gwiazdę.

1:
W tym roku po raz pierwszy
sam musiałem przygotować wigilię.
Matka nagle się rozchorowała.

Ojciec gotuje, ale nie takie rzeczy.
Ja nie gotuję prawie wcale.
Ale wyszło.
I wyszło bardzo dobre wszystko.
I było tego tyle, ile trzeba.

Nie za mało i nie za wiele.
Alicja stwarza święta.

1.
Po pościeleniu obrusa i rozłożeniu talerzy
przyniosłem laptop,
postawiłem go na parapecie,
odpaliłem
jakieś randomowe kolędy…

I zachciało mi się wtedy płakać.

Nad sobą? Nad wieczorem? Nad starymi, którzy ledwo chodzą? A może nad losem ludzkim, tak ogólnie, tym, że zmierzamy wszyscy od narodzin ku chorobom i śmierci?

Więc nad sobą.

Nie wiem. Nie wiem.

Nad zrobionym przeze mnie na chwilę domem.

Postarałem się, żeby nikt tych łez nie widział. Ale wzruszenie było tyleż nagłe i niespodziewane, co ogromne.

Kolację pochłaniałem z tych nerwów naprędce,
tłumacząc to przed rodzicami głodem.

Alicja stwarza cmentarz.

1:
Ojciec wziął kredyt. Postawił za to grób. On mówi: pomnik.

Zrobił sobie i matce w tym pomniku miejsce.

Gdy po świętach wyjeżdżałem, powiedział: „Mój czas podróżowania już się kończy”.

Ładnie?

Kupił mi „na pamiątkę” zegarek
od Ukraińców wracających na święta.

Zdaje mi się, że
nie zdezerteruję,
kiedy będzie potrzeba.

Ale nie zrobię tego przez
miłość,
tylko przez coś
w rodzaju
współczucia.

Tak.

Współczucie jest prawdziwe.

ALICJA:
Wsi spokojna, wsi wesoła, ile traum się tutaj chowa.

Alicja stwarza pustą scenę.

SIBI:
Teraz będzie monolog syna.

1:
Był w pierwszej części tekstu. Ale go wyrzuciłem,
bo mi tam nie pasował.

Tam go nie czułem.

Teraz chyba pasuje…

SIBI:
Zobaczymy.

W trakcie monologu Alicja ubiera 1 jak na imprezę techno (ortaliony itp.), daje mu do ręki maskę staruszka i wychodzi.

1:
Ojciec w nocy hałasował, potem spał, potem obudził się i czegoś chciał, a potem znowu zasnął, a potem znowu się obudził i znowu czegoś chciał… Jestem już zmęczony ojcem. Ale staram się być synem cały czas.

Uświadomiłem sobie wczoraj, że widzę w nim siebie.
I to mnie przeraża. Nie. To mnie żenuje.

Widzę siebie w nim i zażenowanie czuję sobą-w-nim.
Wstydzę się siebie patrząc na ojca.
Wstydzę się siebie widzianego w nim.

I nie chodzi o to, że to ja za ileś lat.
Nie tylko o to chodzi.
Chodzi o coś więcej.

Ten obraz mnie-w-nim
to jest coś więcej.

Ja jeszcze nie wiem, co.
Ale to dotkliwe.

I zaskakujące.

Bardzo we mnie rezonuje mój ojciec jako ja. Choć nie rozumiem, co to znaczy.
Więc może ja nie tyle zobaczyłem siebie w nim, co poczułem w nim siebie. Nie wiem.

No. Nie chodzi o to, że tak skończę.
Choć przecież także o to chodzi.
Jestem już w wieku przedstarczym.

W tym roku po raz pierwszy
ucieszyła mnie jesień.

Ale chodzi o coś więcej.
Kim jest ojciec?

Jego kondycja w tym momencie
to skarga
i próba nawiązania kontaktu
jednocześnie.

Tym jest ojciec.

Jest bezsilny.

To jest żenujące.

Ojciec, który nie ma siły
to potworny obraz.

I to jest obraz mnie.

Wkłada maskę staruszka.

A może zdezerteruję?

Sygnał SOS.

[1] Przemysław Pilarski, „Tata wiesza się w lesie”

III. OSTATNI RAVE

Wchodzi 2 ubrany podobnie jak 1, w masce staruszka.

2:
A co z nami?

1:
W jakim sensie?

2:
Rok 2050. „Polska krajem głodujących starców”.

1:
Nie wiem. 

Może będziemy mieszkać w komunie? 

Tak chyba łatwiej. Chcesz?

2:
Może być i w komunie.

Najlepiej gdzieś, gdzie jest ciepło.

1:
Albo tam u mnie, w Kwasówce.

Mam pięć hektarów.

2:
Bogacz.

1:
Nazwiemy tę komunę
Spółdzielnia Staruszków „Eutanazja”.
Dobrze?

2:
Ty i te twoje suchary.

I będziemy tam umierać?

1:
A nie lepiej tańczyć?

2:
Aha…

1:
Na tyle mi wystarcza wyobraźni
w tym momencie.

Wiesz, może ja dlatego nie mogę sobie wyobrazić
starości,
bo 2050 roku 

już nie będzie?

2:
Pierdolisz!

1:
Wszystko umiem sobie wyobrazić, a świata za trzydzieści lat
nie umiem sobie wyobrazić. 

Zawsze miałem dobrą intuicję.

2:
Będziemy tańczyć!!!

Będziemy tańczyć jak ci staruszkowie w sanatoriach, na dancingach!!! 

Będziemy tańczyć w tej komunie.

1:

Będziemy tańczyć do techno?

2:
Może być i do techno.

1:
Do muzyki naszej młodości.

2:
Tak…!!!

Jadą, świry, jadą!!!

1:
Weź pigułkę! 

Techno. Lasery. Wchodzą inni aktorzy ubrani jak ci dwaj, w maskach staruszków. Z dzikim krzykiem wbiega Sylwester. 

Wszyscy tańczą do muzyki ich młodości.

LAMENT PRZECIW NIESŁAWNEJ STAROŚCI

I:
Pewnego lata poszedłem na stypę.
I usiedli starzy ludzie naprzeciwko mnie.
Powiedzieli, że bawili
się ze mną w dzieciństwie.
Jako dzieci.

I pomyślałem, że to już.

Zacząłem myśleć o starości.

II:
Coś w tym jest.

III:
Kiedy byłem młody, była taka moda,
żeby podwijać nogawki
i odsłaniać kostki,
nawet w mróz.

Teraz mnie rozwala reumatyzm.

IV:
Coś w tym jest.

III:
Objawy innych chorób mam też.

Ktoś chce się powymieniać zdjęciami?

V:
Nie chcę umierać w bólu.
Wolę umrzeć we śnie.

Dlaczego nie mogę wybrać?
To takie niesprawiedliwe.

VI:
Przez całe życie rosłem.
Teraz znów jestem karłem.

Jaki to wszystko ma sens?

VII:
Coś w tym jest.

VIII:
Chrystus nie dożył starości…

IX:
Coś w tym jest, kurwa, coś w tym jest!

X:
Poczet długowiecznych:

Elżbieta II
Jan Paweł II
Ludwik XIV
Fidel Castro

XI:
Bez starości byłoby nam trudniej.
Starość przygotowuje nas do śmierci.

Ale też i łatwiej
byłoby nam bez starości.
Czasem człowiek chce już naprawdę umrzeć.

XII:
A czasem chce jeszcze żyć.

I żyć.
I żyć.
I żyć.

XIII:
Ale nie ma jak.

XIV:
Ale nie ma jaj.

XV:
Coś w tym jest.

XVI:
Człowiek odkłada w nieskończoność.
Jutro. Jutro zrobię.
A później jutra nie ma.
A potem robić nie można.

Bezużyteczność to przekleństwo i przeszkoda.

XVII:
Coś w tym jest.

XVIII:
Nie ma się całego życia.
A kiedyś się miało całe życie.

XIX:
Bo niby jest się ciągle sobą.
Ale jednak jest się już kimś innym.

XX:
Co mam wspólnego z tamtym młodym?
Co mam wspólnego z tym starcem?

XXI:
W lustro patrzę,

tam przede mną
dwoje nieznajomych:

ja i moje ciało.

XXII:
Które by
jeszcze chciało?

XXIII:
Jedni nie chcą już wcale.

Inni chcą więcej niż chcieli.

XXIV:
Jedni mogą jeszcze,
inni nie!

XXV:
Coś w tym jest.

XXVI:
Coś w tym jest.

XXVII:
Poczet długowiecznych:

Maria Janion
William Burroughs
Zygmunt Bauman
Victor Hugo

XXVIII:
Starość to nagle czas na wszystko.
A potem za dużo czasu.

XXIX:
Nareszcie koniec obowiązków, wreszcie spokój!
A potem zabójcza bezczynność.

XXX:
Czas leci coraz szybciej.
Ile go jeszcze zostało?

XXXI:
Niektórzy boją się umrzeć.
Inni o tym nie myślą.

XXXII:
Jest się przeznaczonym do odejścia.
Jest się w przejściowym stanie.

XXXIII:
To może trwać.

I trwać.

I trwać.

XXXIV:
Niektórzy bardzo chcą umrzeć.
Niektórzy ciągle o tym myślą.

XXXV:
Starość to czekanie na śmierć.

XXXVI:
Senność, która nie przeradza się w sen.

XXXVII:
Jaki to wszystko ma sens?

XXXVIII:
Coś w tym jest.

XXXIX:
Coś w tym jest.

XL:
Poczet długowiecznych:

Maryla Rodowicz
Madonna
Krystian Lupa
Edyta Górniak

XLI:
Można odnaleźć radość
w powrotach do dzieciństwa.
Ale niektóre dzieciństwa
były przecież koszmarem.

XLII:
Młode formy i stare
przeglądają się w sobie.

XLIII:
Młode formy
pojawiają się w miejsce starych.  Są podobne.

XLIV:
Los starca jest
nieunikniony.

XLV:
Po co taka wymiana?

XLVI:
I w którą stronę to zmierza? 

XLVII:
To najgorsza z możliwych
niewiedza. 

XLVIII:
Źle to jest urządzone. 

Natura nie ma litości.

XLIX:
Organizacja społeczna

także nie ma litości.

1:
A skąd będziemy wiedzieć,
że decyzje,
jakie podjęliśmy
były słuszne?

L:
Poczet długowiecznych:

Matuzalem
Michał Anioł
Iggy Pop…

Odgłos gwizdka!

POLICJANTKA:
Stop!

Muzyka cichnie. Odwracamy się i widzimy stojącą Policjantkę.

POLICJANTKA:
Zapomnieliście o mnie.

Chwila ciszy. Po czym:
Techno i lasery.

Wszyscy znowu tańczą. Policjantka z nimi.

I tańczą. 

I tańczą.

I tańczą.

Powoli na scenę opada wielkie terrarium, które ich z każdej strony otacza/osacza. 

A oni tańczą do upadłego.

Jeszcze więcej treści!

NIE PRZEGAP ŻADNEGO NUMERU

Cena: / rok