Portrety

Gabriela Muskała. Namiętność

| 12 minut czytania | 347 odsłon

Jest popularna, lubiana, ale raczej popularnością nienachalną, na własnych zasadach. Nie unika mediów, ale w wywiadach mówi dokładnie tyle, ile chciałaby powiedzieć. Nawet niedawny przewrót w życiu osobistym Gabrieli Muskały, niczego pod tym względem nie zmienił. Chcecie porozmawiać ze mną o zawodzie, bardzo proszę. Innych tematów raczej nie poruszymy. Tak się buduje szacunek widza, w ogóle szacunek. 

MUSKAŁA CZYLI TEATR 

A o zawodzie, w przypadku Gabrieli Muskały, warto rozmawiać, warto pisać. Pracuje sercem, twarzą, intelektem, głosem. W przejmującym słuchowisku w reżyserii Marzeny Sadochy „Moja śmierć to kwestia czasu” wyprodukowanym przez „Notatnik Teatralny” tylko ją słyszymy. Oczy, nos i szyja stają się tembrem. W słuchowisku trzeba wszystko zagrać głosem. I Muskale to się udało. Jest głosem. 

Kilka lat temu, jedno z pism z którymi współpracuję, poprosiło kilkoro aktorów o przeczytanie  artykułów z wybranych numerów. To był czas pandemii. Wszyscy wtedy czytali i nagrywali. Gabrysia, zupełny przypadek, przeczytała mój felieton o Ginczance. Zadziwiło mnie to. Zadziwiło dlatego, że dopiero słuchając Muskały, zrozumiałem, o czym napisałem, o czym to było. Aktorstwo foniczne otworzyło mnie na treść, którą – kto jak kto – jako autor powinienem znać najlepiej. Nie znałem. Dopiero dzięki Gabrieli. 

Muskała to jednak przede wszystkim teatr. Niektórzy będą zaskoczeni. Ostatnie dwie dekady są wszak okresem, w którym praktycznie nie schodzi z filmowego planu. Propozycji ma bardzo dużo. Gra w ambitnym kinie autorskim, ale i w repertuarze rozrywkowym, najczęściej ze świetnymi rezultatami. „Fuga” Agnieszki Smoczyńskiej z jej kreacją Kingi / Alicji  (oraz na podstawie scenariusza Muskały) zadebiutowała w jednym z konkursów na festiwalu w Cannes, a potem objechała połowę nie tylko festiwalowego świata. W błyskotliwych „Moich córkach krowach” Kingi Dębskiej w fantastycznym aktorskim duecie z Agatą Kuleszą, aktorka udowodniła, że kino środka może być kinem na najwyższym, zawodowym i emocjonalnym poziomie. W „Siedmiu uczuciach” Marka Koterskiego brawurowo zagrała wieczną dziecięcość, tragiczną i śmieszną dziecięcość, z której nie wyrasta się nigdy. Z kolei w niedawnych „Skołowanych” Jana Macierewicza, niby tylko typowej komedii romantycznej, oryginalnej o tyle, że akcja rozgrywa się również w środowisku ludzi z niepełnosprawnościami, Gabriela Muskała na drugim planie, w roli Marii, asystentki głównego bohatera (Michał Czernecki), zagrała tak świetnie, że z całego filmu pamięta się głównie ją. To tylko trzy wybrane pozycje, strach wymieniać dalej, samym – skrótowym tylko – opisem jej najnowszych filmowych ról, wypełniłbym zapewne cały artykuł, a przecież chcę pisać nie o filmie, tylko o teatrze, świadomy tego, że teatr był zawsze dla niej najważniejszy. I jest nadal. 

Angaż do warszawskiego Teatru Narodowego (od 2019 roku jest aktorką etatową TN, ale już w 2004 roku brawurowo zagrała w tym teatrze w „Koronacji” Marka Modzelewskiego w reżyserii Łukasza Kosa), w jej przypadku okazał się strzałem w dziesiątkę. Pułkownikowa Fitzhubert w „Pikniku pod Wiszącą Skałą” Joan Lindsay w reżyserii Leny Frankiewicz; zjawiskowa Elżbieta w „Dekalogu” Krzysztofa Piesiewicza i Krzysztofa Kieślowskiego w reżyserii Wojciecha Farugi, oraz Felicja w „Jak być kochaną” Kazimierza Brandysa również w reżyserii Leny Frankiewicz, to  spektakle zauważane i szczerze chwalone.

Gabriela Muskała, rys. Michał Marek
Gabriela Muskała, rys. Michał Marek

GRZEGORZEK PIGMALION 

Aktorka transformacji i niezmierzonych możliwości. 

„Patrzę na świat oczami dziecka, wciąż się dziwię: sobie i światu. Nie straciłam tego. Dziecięcość to wieczna chęć przyglądania się światu oczami dziecka właśnie. A dziecko może wszystko. Tak mu się przynajmniej wydaje. Lubię o sobie myśleć w taki sposób: że mogę wszystko” mówiła w jednym z wywiadów. 

Jej teatralna obecność warunkowana jest w dużym stopniu siłą oddziaływania poszczególnych ról. Na spotkaniach autorskich lubi opowiadać jak bliski jest jej aktorski i charakterologiczny płodozmian. Raz do śmiechu, raz na poważnie. Raz ofiara, raz trzpiotka. Sprawdza się w każdym gatunku. 

Zaczynała jako aktorka  komediowa. W Teatrze Powszechnym i w Teatrze Muzycznym w Łodzi w latach 19921994 stworzyła szereg komediowych, muzycznych kreacji. Była Dorotką z „Czarodzieja z Oz”, tytułowym Kminkiem w „Kminku i Dezyderiuszu”, przede wszystkim zaś Anią Shirley w największym ówczesnym hicie „Powszechnego” „Ani z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery w reżyserii Macieja Korwina. Wtedy głównie tańczyła, śpiewała, uśmiechała się. Nawet fakt, że występując w „Ani z Zielonego Wzgórza”, była w zaawansowanej ciąży, w niczym nie przeszkadzał. Wyglądająca do dzisiaj co najmniej o kilkanaście lat młodziej niż wskazywałaby metryka, była entuzjastyczna i dziewczęca. Rozdokazywana i skora do figli.

Trzeba było charyzmy i intuicji Mariusza Grzegorzka, jej pierwszego i wciąż najważniejszego reżysera, który – już w Teatrze im. Jaracza w Łodzi – dostrzegł w Ani Shirley złamanie, garb, desperację. To było objawienie. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia: kim jest ta dziewczyna, co to za przedziwne stworzenie nie z tego świata? Tak pracował Grzegorzek, tak lepił z naiwnej, namiętnej i arcyzdolnej Gabrysi, wielką aktorkę Gabrielę Muskałę. 

Od tamtej pory zagrała w teatrze wiele znaczących ról, spotykała się z twórcami o rozmaitym temperamencie i oczekiwaniach wobec aktora, mam jednak bliskie pewności przekonanie, że tych kilka przełomowych ról zagranych u Grzegorzka, to była prawdziwa aktorska inicjacja, przebudzenie. Reszta to pracowitość, łut szczęścia, mądre decyzje zawodowe. 

U Grzegorzka była Agnes w „Agnes od Boga” Johna Pielmeiea (1996), Laurą w „Szklanej menażerii” Tennessee Williamsa (1998), Mary w sztuce „Rutherford i syn” Katherine Githa Sowerby (1997), Virginią w „Posprzątanych” Sarah Ruhl (2012). Zagrała epizod w głośnej „Rozmowie z człowiekiem z szafy”, główną rolę Marii w filmie „Królowa aniołów” (1999), oraz kilka ważnych ról w Teatrach Telewizji w reżyserii Mariusza Grzegorzka: Mary w „Rutherfordzie i synie” (1996), Katarzynę w „Zmierzchu długiego dnia” (1997), wreszcie postać z etiudy Grzegorzka „Ars Nova…” (1994). 

W książce „Aktorki. Spotkania” mówiła: „Mariusz wypatrzył mnie nie w teatrze, tylko podczas recitalu z piosenkami Tucholskiego ‒ ja tam śpiewałam, wygłupiałam się, a on zobaczył we mnie materiał na aktorkę dramatyczną. Taki jest Mariusz, widzi w ludziach coś więcej, jakby rentgenem nas prześwietlał. Wymagający i czuły, za to nigdy konwencjonalny. U Mariusza nie ma letniego grania. U niego gra się »głową w dół na mokrą szmatę«. Jedziesz głową w dół na mokrą szmatę, albo nie ma grania. Grasz na najwyższych emocjonalnych obrotach, na wewnętrznym rozedrganiu, ale nie stratujesz od zera, bo ten stan już w tobie jest. To jest dla Mariusza charakterystyczne. Trudne aktorstwo, wyczerpujące psychicznie, ale też satysfakcjonujące. Mariusz jest oryginalnym autorem. Ja świat Mariusza pokochałam bezwarunkowo i mam nadzieję, że w tym jego świecie spotkamy się jeszcze niejeden raz”.

W dużym stopniu dzięki Grzegorzkowi zyskała specjalny rodzaj nadświadomości, bliski aktorkom Bergmana. Od krzyku po milczenie, a jeden i drugi środek aktorski i ludzki, bywał równie bolesny. Jej dziewczyny, kobiety, córki, matki były namiętne, ale namiętnością daleką od szablonu grania zmysłów i uczuć. Temperatura rozsadzała termometr, a krzyk to równie dobrze mógł być szept, fałszywa modlitwa do fałszywego Boga. 

Gabriela Muskała była w tym teatrze zjawiskiem nie z tego teatru, nie z tego świata. Oczy, wielkie i piękne, a zawsze niepokojąco zdziwione, otwarte szerzej niż powinny. Twarz plastyczna: niby pucułowata, a taka wychudzona. I włosy, i kostiumy, i dłonie. Urodziwa kanciastość. Urodziwa charakterystyczność. Tak ją wymodelował Grzegorzek, i nawet jeżeli pozostali twórcy umiarkowanie czerpią z tego modelu, to jej bohaterki w spektaklach Grzegorzka okazały się trwałe. One gdzieś drzemią w niej, ze swoimi neurozami, katatonicznym śmiechem, albo z nie zawsze kontrolowanym szaleństwem. Zobaczyłem je w „Fudze” u Smoczyńskiej, w „Dekalogu” Farugi, czy w „Fin del Mundo” nowym filmie Piotra Dumały. Zagnieździły się w aktorskim krwiobiegu. Czekają uśpione. 

TALENT JĄ ROZSADZA 

Lista patronów teatralnej drogi Gabrieli Muskały jest długa. Grzegorzek wydaje się najważniejszy, ich zawodowa relacja trwa zresztą najdłużej, i wcale nie wydaje się domknięta. Odkrywcą talentu Gabrieli był jednak Marian Półtoranos, z którym jako młoda dziewczyna zrealizowała pierwsze monodramy. W książce „Aktorki. Spotkania” wspominała: „Dzięki Marianowi zostałam aktorką. On właściwie spadł nam z nieba. Przyjechał ze Stalowej Woli i założył w pobliskiej Polanicy teatr amatorski KOK-u, czyli Kłodzkiego Ośrodka Kultury. Pojawiłam się już na pierwszych jego zajęciach. Marian był cudownym wariatem i wspaniałym artystą. Szczupły, z czarną opaską na czole. Ta jego opaska to był znak firmowy. Kiedy zobaczyłam go bez opaski, odniosłam wrażenie, jakby nie miał ręki. Do tego to dziwne nazwisko: Półtoranos. Nie ma już z nami Mariana. Miał w sobie też gen destrukcji, który w końcu zwyciężył… Uważam, że był absolutnie wybitnym reżyserem. Tyle, że pracował w Kłodzku, nie w Warszawie czy w Krakowie. A jeśli chodzi o monodram, do dziś nie spotkałam na swojej drodze nikogo, kto miałby takie wyczucie tej teatralnej formy jak on. Był trudny, impulsywny, nadwrażliwy ‒ i wspaniały”.

W teatrze pracowała między innymi z Bohdanem Hussakowskim, Michałem Pawlickim, Waldemarem Zawodzińskim, Walerym Fokinem, Markiem Fiedorem, Janem Englertem, Łukaszem Kosem, Piotrem Cieślakiem, Barbarą Sass, Remigiuszem Brzykiem, Leną Frankiewicz, Wojciechem Farugą. 

Nadal rozsadza ją energia. Talent ją rozsadza. Potrafi więcej, potrafi wszystko. Nie znam chyba tylko jej prób wokalnych, a przecież nawet tutaj odnosiła sukcesy, wygrywając swego czasu Przegląd Piosenki Aktorskiej. Na pewno świetnie pisze. Razem z siostrą, Moniką Muskałą, wybitną literaturoznawczynią, pisarką i tłumaczką literatury austriackiej, działa od lat w twórczym duecie dramatopisarskim, ukrywającym się pod pseudonimem Amanita Muskaria (czyli łacińska nazwa Muchomora Czerwonego). Napisały razem pięć sztuk. Ich najsławniejszy utwór, monodram w wykonaniu Gabrieli, „Podróż do Buenos Aires”, grany jest do dzisiaj. Muskała staje się w tym spektaklu swoją babcią, Walerką, staruszką zmagającą się z chorobą Alzheimera, żegnającą się z życiem, odbywającą na oczach widzów swego rodzaju spowiedź. Kiedy Muskała zaczynała grać Walerkę, miała niewiele ponad trzydzieści lat, po ponad dwudziestu latach jest wciąż tą samą postacią. Coraz bliżej poznania prawdy Walerki. 

Inna sztuka Amanity Muskarii, „Daily soup”, najlepiej znana z teatralnej wersji Małgorzaty Bogajewskiej z Januszem Gajosem, Haliną Skoczyńską i z Danutą Szaflarską, we współczesnej dramaturgii  uchodzi za jeden z najgłębszych psychologicznie utworów poświęconych rodzinnym dysfunkcjom. A jest jeszcze przecież ciekawa „Cicha noc”, czy udana „Tożsamość Wila”. Tekst „Wila” był wspólny, ale reżyseria należała już do samej Gabrieli. Spektakl „Tożsamość Wila” w Teatrze Ludowym w Krakowie był opowieścią o nowohuckiej mitologii, miejscach i śladach przeszłości oraz teraźniejszości fatalnej i wspaniałej dzielnicy Krakowa. 

O scenariuszu i głównej roli w „Fudze” Agnieszki Smoczyńskiej już pisałem. Na premierę czeka natomiast najnowsze samodzielne przedsięwzięcie reżyserskie w kinie. Jeszcze poważniejszy kaliber. Razem ze studentami Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi, którego Muskała jest wieloletnim pedagogiem, wyreżyserowała film „Błazny”. Tytuł jest z Wyspiańskiego, który w „Studium o Hamlecie”, pisał o aktorach: „To nie są błazny, — chociaż błaznów miano, oklaskiem darząc, w oczy im rzucano, — lecz ludzie, — których na to powołano, by biorąc na się maskę i udanie, mówili prawdy wiecznej przykazanie. Na co stać kogo, tajemnic tych sięga; wieczna w tem siła, groza i potęga”. Powstał film o aktorstwie, o powołaniu, o namiętności do sztuki. Wszystkie te emocje znane jej dobrze z autopsji. Film powstał pod artystyczną opieką Grzegorzka. Koło się zamyka. 

***

Przed nią wiele jeszcze wspaniałych ról i propozycji. W kinie, w teatrze, w serialach. Jestem pewien, że wiele razy zaskoczy nas jako aktorka, reżyserka, pisarka. Szczodrze obdarowana talentami szczodrze nimi gospodaruje. W ogóle jest szczodra: uśmiech, pracowitość, bezpretensjonalność. Zjawisko pod tytułem Gabriela Muskała.

Łukasz Maciejewski