Posłuchajcie Platona i bawcie się w te ostatki, bawcie, grajcie, śmiejcie, tańczcie, pijcie i uprawiajcie miłość.
Gdy na ulicach i w tramwajach jedyne co można dostrzec na twarzach współobywateli to tak zwany polski uśmiech – czyli grymas mieszaniny gniewu i rozczarowania, widać wyraźnie, że po wysiłku rozpoczęcia nowego roku gonimy na oparach. Na tym polega tragedia przednówka, siły witalne wyczerpują się na długo przed szansą na wiosnę i do tych ciepłych dni musimy doczołgać się już ledwo przytomni. Czas pomiędzy połową stycznia, a początkiem marca jest „ciemną rozpaczy doliną” i każdego roku za cud możemy sobie poczytywać dożycie do pierwszych promieni ciepła.
Kiedyś ludzie radzili sobie z tym na rozmaite rytualne sposoby, najpierw karnawałem a potem postem. W ciemności stycznia i lutego mogły się ukryć najdziwniejsze pragnienia, którym oddawano się kreując karnawałowy świat na opak. Mieszczanin mógł zostać biskupem, kobieta mężczyzną, a wszelkie fantazje rozpusty były natychmiast wprowadzane w życie na mocy karnawałowego prawa dydaktycznego unaocznienia grzechów.
Organizowano pochody, pito do nieprzytomności, uprawiano wszelkie rodzaje miłości i hołdowano żądzom. Wszystko po to, żeby potem z równą namiętnością rzucić się w post i należną bogu po spektakularnych grzechach pokutę.
Myślę o tym karnawale, który był symbolem wyzwolenia ze wszelkich zasad rządzących (sprawiedliwie lub nie) światem, który był czasem wspólnotowej energii skierowanej na zabawę aż do zatracenia zmysłów i dochodzę do wniosku, że to średniowiecze to nie były wcale takie ciemne wieki. Na pomoc rozważaniom przychodzi niezawodny w tym temacie Johan Huizinga, który tak podsumowuje to, co straciliśmy wraz z ludycznością zabawy.
„Praca i produkcja stały się ideałem, a niebawem nawet bożyszczem. Europa przebrała się w strój roboczy. (…) Im dalej postępuje gwałtowny rozwój techniczny i przemysłowy, od maszyny parowej aż po elektryczność, tym bardziej stwarza złudzenie, że na tym właśnie polega postęp kultury. Jako skutek tego poglądu mógł powstać zawstydzający błąd, że siły ekonomiczne i procesy gospodarcze decydują o losach świata. Przecenianie czynnika ekonomicznego w społeczeństwie i umyśle ludzkim było w pewnym sensie naturalnym skutkiem racjonalizmu i utylitaryzmu, które zniweczyły misterium, człowieka zaś uwolniły od winy i kary. Zapomniano jednak uwolnić go jednocześnie od głupoty i krótkowzroczności i wydawało się, że jest przeznaczony i sposobny do zbawienia świata na wzór własnej banalności”.[1]
Patrzę w okna tych, którzy podobnie jak ja ukryli się w samotności własnego domu i tęsknię za wspólnym karnawałem uwolnienia.
Czasy stały się bardzo poważne, człowiek z powagi i dystansu uczynił swoją stałą maskę, która miała udowodnić triumf Rozumu nad Ciałem, unaocznić ostateczne wyjście z dzieciństwa ku… właśnie, ku czemu? Bo nadmierną powagę tylko naiwny mógłby wziąć za synonim dojrzałości. Nie staliśmy się dojrzalsi ani odrobinę od naszych średniowiecznych praszczurów, jedynie pozbyliśmy się zabawy i razem z nią uwalniającego wspólnego szału radości.
Czytam sobie więc dalej tego Huizingę, który tym razem cytuje Platona. Już w starożytności zabawa jako czynność przyrodzona człowiekowi i społeczna miała swoje poważanie i chyba nikt nie ośmieli się stwierdzić, że Platon przypadkiem zdziecinniał.
„Sprawy ludzkie nie zasługują zaiste na to, żeby przykładać do nich wielką wagę, niemniej musimy do nich przykładać wielką wagę i w tym właśnie tkwi cała bieda. (…) Wagę trzeba przykładać do tego, co jest poważne, a nie trzeba do tego, co nie jest poważne. Otóż bóg jedynie godny jest tego, żeby mu poświęcać całą uwagę, człowiek zaś jest tylko jakby jakąś przemyślnie sporządzoną zabawką boga i to, że nią jest stanowi naprawdę największą jego wartość”.[2]
I teraz crème de la crème z Platona:
„Zgodnie z tym przeznaczeniem powinien każdy, mąż, niewiasta, bawiąc się w najprzedniejsze zabawy, przepędzać swe życie”.
Mądrego to aż miło posłuchać, więc posłuchajcie Platona i bawcie się w te ostatki, bawcie, grajcie, śmiejcie, tańczcie, pijcie i uprawiajcie miłość. Zaszalejmy wspólnie i choć na chwilę zdejmijmy maskę powagi, straćmy zmysły. Zabawmy się razem.
Mimo wszystko.
Małgorzata Maciejewska
[1] Huizinga Johan, „Homo ludens”, s. 297
[2] Huizinga Johan, „Homo ludens”, s. 327