Jak wszyscy myślałam, że ten dyrektor tam będzie zawsze i będzie grał jak Wielka Orkiestra Owsiaka do końca świata i jeden dzień dłużej, a tu proszę, niespodzianka. Czterdzieści dwa lata dyrektury. Szacun. Ty wiesz, że ja się jeszcze nie urodziłam, a on był już dyrektorem? Może to jest wyjście.
W kawiarni w centrum Warszawy spotykają się reżyserka i już nieetatowa aktorka Wera. Reżyserka obejmuje czule aktorkę. Po dłuższej chwili poruszone siadają przy stoliku. Zaczyna reżyserka:
— Sama odeszłaś z teatru, czy za porozumieniem stron?
— Jakby odeszłam.
— Jakby?
— Dostałam wypowiedzenie.
— Za co, Wera?
— Oficjalnie za brak propozycji od reżyserów, a nieoficjalnie za inne poglądy i system wartości.
— Nie martw się, kochana. Obsadzę cię w Czechowie w „Trzech siostrach”, zrobimy spektakl o siostrach, które się zbuntowały i nie chcą do Moskwy, a jadą wesprzeć Ukrainki, ty będziesz Maszą, która pojechała na wojnę. Wreszcie zagrasz rolę z prawdziwego zdarzenia – powiedziała reżyserka.
— Wiem. Reprezentuję aktorstwo wcieleniowe, a nie performatywne.
— To może lepiej, że odeszłaś, teraz będziesz mogła grać, co tak naprawdę kochasz.
— Może masz rację. Tylko boli mnie, jak to się odbyło. Czasem w teatrze jest jak w związku, kiedy się wypaliło, trzeba się rozejść. Ale ja jeszcze chciałam powalczyć o tę miłość.
— Lepiej odejść wcześniej, niż później skończyć na terapii.
— W tym teatrze jest jakaś klątwa. Wiesz, że przy budowie Pałacu Kultury zginęło wielu robotników? Widziałaś „Lśnienie” Kubricka? Tam zbudowano hotel na cmentarzysku, tylko Indian, i wiesz co tam się później działo…
— O czym ty mówisz? To żadne ciemne siły. Po prostu za dużo ostatnio przeszłaś, kochanie…
— Nie, tam „coś” musi być. Tam jest jak w kolejnej części „Królestwa” von Triera. Czuje się duchy przeszłości i widocznie sól trzeba sypać, ściany okadzać, żeby to wszystko odczarować. Za moich czasów najpierw był dyrektor Cieślak, teatr kwitł, Warlikowski, Jarzyna, Glińska, Lupa, ale potem zaczęły się schody, zwolnienia aktorów, związki zawodowe zaczęły działać. Później był Miśkiewicz, zaczęło się z pompą, ale niektórzy zaczęli mówić, że w teatrze za publiczne pieniądze robi się głównie eksperymenty, i znów się wszystko rozsypało. Później był Słobodzianek, wiadomo co było, a teraz to. Aktorzy odchodzili i przychodzili. Były i są ciągle jakieś ludzkie dramaty. Może jakaś siła nie chce, żeby tam się udało na całe lata. Ja nie wierzę w żadne nadprzyrodzone siły, ale może to „coś” nie chce tam teatru.
— A po przeciwnej stronie placu Defilad chce? Przecież tam jest Studio i Lalka.
— A skąd mam wiedzieć? U nas jest tak od zawsze, że jak jednym się coś podoba, to drugim już nie bardzo. Jedni chcą teatru poszukującego, a inni nim gardzą i chcą oglądać ten turbo klasyczny. A jeszcze inni mówią, że trzeba trochę tego i trochę tego. No każdemu nie dogodzisz – rzuciła refleksyjnie aktorka Wera.
— No nie da się. A jak ci kochanie idzie w filmie, masz jakiś serial, widoki na cokolwiek? – zapytała z troską reżyserka.
— Ostatnio zagrałam trupa w filmie. Leżałam całe godziny w prosektorium i miałam tysiąc myśli. Całe życie mi się wyświetliło. I nagle podszedł kierownik planu i powiedział, że statyści już mogą sobie iść. Pomylił mnie ze statystką. Jestem aktorką, powiedziałam. Nie uwierzył. Mój kolega z teatru grał główną rolę, detektywa, a koleżanka patolożkę. I oni musieli go przekonać, że ja nie jestem statystką. I wiesz co, pomyślałam, że całe życie byłam tylko statystką.
— Przestań tak mówić, dla mnie zawsze byłaś królową. Nie martw się, u mnie będziesz grać i grać. Kiedyś kamera filmowa też cię pokocha. Najpierw Czechow, później zrobimy jakąś polską współczesną dramaturgię, a potem w jakimś ważnym teatrze zrobimy sztukę Fosse’a, w końcu noblista, i wyjdziesz na swoje, Weruszka. Będą się o ciebie zabijać!
— Dziękuję, kochana. Wiesz, może pójdę na rozmowę do Teatru Współczesnego. Tam niedługo będzie nowa dyrekcja. Jak wszyscy myślałam, że ten dyrektor tam będzie zawsze i będzie grał jak Wielka Orkiestra Owsiaka do końca świata i jeden dzień dłużej, a tu proszę, niespodzianka. Czterdzieści dwa lata dyrektury. Szacun. Ty wiesz, że ja się jeszcze nie urodziłam, a on był już dyrektorem? Może to jest wyjście. Plac Zbawiciela za rogiem, kawiarnie, piękni ludzie. Może mnie tam przyjmą – powiedziała z nadzieją aktorka.
— Ciebie na pewno, jesteś po warszawskiej Akademii Teatralnej, masz w sobie za mało krytycznej postawy, to będzie w sam raz.
— A ty tam kończyłaś reżyserię i teatrologię, to jeszcze gorzej.
— Ostatnio przypomniałam sobie wiersz, który mówiłam na konkursie recytatorskim, kiedy w liceum marzyłam o teatrze. Wiersz Barańczaka „Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka”. I tak to sobie sprarafrazowałem na teatr. Chcesz posłuchać?
— Mów! – rzuciła z wyczekiwaniem reżyserka.
Aktorka po chwili zaczęła mówić:
— Jeżeli teatr, to wyłącznie taki
którego żal pod butem akuszerów nowego porządku
jeżeli etat, to niezbyt wygodny, tak aby nie było przykro podnieść się i odejść
jeżeli role, to te które można unieść w swojej pamięci
jeżeli plany, to takie, o których można szybko zapomnieć
kiedy nadejdzie czas przeprowadzki
do innego teatru, do innego miasta albo
pod żaden znany mi adres
kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz prawie nigdy
w teatrze
czuł się jak u siebie w domu?
Krzysztof Szekalski