Felietony

Państwo między szeryfem a akwizytorem

| 7 minut czytania | 599 odsłon

Żyłam już w państwie stanu wojennego, w którym depresja chodziła po ulicy. Żyłam w państwie hiperinflacji, w którym ceny codziennie były wyższe, a w ciągu jednego roku poszybowały o pięćset procent. Od kilku lat mam poczucie, że żyję w państwie bezprawia.

Miesiąc temu pan wiceminister Piotr Wawrzyk udzielał wywiadu w rozgłośni Polskiego Radia Kielce. Rozmowa z usłużnym dziennikarzem w ramach przygotowań do kampanii wyborczej. Radosław Podsiadły zadaje lizusowskie pytania, na które Wawrzyk odpowiada gołosłownymi frazesami typu: „nie do końca wyjaśnione przepływy finansowe nazwijmy to rosyjskie” – to oczywiście o opozycji. Znudzony Wawrzyk snuje, że opozycja chce „żeby decyzje o Polsce zapadały na Kremlu”, że polityka Platformy zawsze była prorosyjska i tak dalej. Usłużny dziennikarz (na jego miejscu też spodziewałabym się utraty pracy po przegranej PiS) podpowiada kolejne sukcesy rządu: „14 emerytura!”. „Tematy dnia” wirują w zamkniętej kapsule propagandowej.  

Gdy Wawrzyk grzał już miejsce na listach PiS-u do parlamentu i robił sobie „pre-kampanię” w radiu Kielce, nie mógł się spodziewać, że wkrótce zapadanie się jego stołek ministerialny, że  ujawnione zostaną kulisy działalności w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. I że zostanie „odstrzelony” przez „swoich” – tego to już całkiem nie mógł się spodziewać, bo jak dotąd pegazus-owców, hejterów i kupców tanich działek kryto solidarnie (wyjątek to minister Niedzielski, przypadek sam w sobie).

Wcześniejsze afery partia rządząca ignorowała z twarzą maski silikonowej, a ministrowie nie tracili „dobrego imienia” w mediach propagandowych. Ochrona „swoich” – obietnica „nie wydamy cię” – jest częścią tego systemu. Aż tu niespodziewanie nastąpił wyłom. Wydali Wawrzyka, a wraz z nim siedmiu innych.

Wiceminister stał się twarzą korupcji wizowej, choć zdaje się, że gdy planował Centrum Decyzji Wizowych w Łodzi był w znakomitej komitywie z Ministrem Spraw Zagranicznych Zbigniewem Rauem (pochodzącym z Łodzi).

Korupcyjne wydawanie polskich wiz – brzmi eufemistycznie, ale proceder ten wygląda paskudnie. Szczególnie w kontekście jatki, jaką państwo polskie zrobiło w zimie 2021/22 na pograniczu polsko-białoruskim pod hasłem obrony granic.  

Nie będę przytaczała wielkich liczb, bo nie znamy pełnej skali przehandlowanych wiz, póki co dostępne statystyki przeczą sobie nawzajem – inne podaje Straż Graniczna, inne GUS, inne MSZ, inne poselskie kontrole. Zatrzymam się tylko przy liczbie Irakijczyków, którym udało się uzyskać wizę i przyjechać do Polski (co zarejestrowała Straż Graniczna).

W roku 2011 polskie wizy w Iraku dostało 814 osób, ale już rok później 2427. Jakiż to cud skoro wizy w Iraku nie dało się oficjalnie uzyskać w żaden sposób, bo nie dało się zarejestrować online wizyty w konsulacie.  

Wiem to, ponieważ pod koniec roku 2021 próbowałam wynegocjować z konsulem widzenie dla Shivana Ali, irackiego działacza organizacji charytatywnej Scope Organization for Health and Social Development. Shivan angażował się w informowanie o zagrożeniach, jakie czeka migrantów na granicy polsko-białoruskiej, próbował przeciwdziałać kryzysowi migracyjnemu i ostrzegał przed obietnicami „biur podróży” Łukaszenki.

Wśród uwięzionych wówczas na granicy ludzi było wiele kurdyjskich rodzin z Iraku. Była tam także jedenastomiesięczna Zeehla wraz z dwuletnim braciszkiem Sirajem. Dzieci te po push-backu, wykonanym przez polskich pograniczników, tkwiły wraz z rodzicami na linii granicy przez dwa tygodnie pod gołym niebem (w drugiej połowie października). Ludzie ci potrzebowali pomocy, choćby zorganizowania im szansy powrotu. Kurdyjska organizacja charytatywna byłaby bardzo potrzebna wówczas na Podlasiu.  

Jednak w tym czasie dodzwonienie się do polskiego Konsulatu Generalnego w Irbilu (w Iraku) i umówienie wizyty było niemożliwe. Wysłałam więc dokumenty z prośbą o wizy potrzebne dla całej rodziny (jedno z dzieci wymaga opieki, a małżeństwo Ali zajmuje się pracą pomocową wspólnie). Otrzymałam z konsulatu odpowiedź z odmową i równocześnie z pogróżką:

„W obecnych warunkach ze względu na obowiązujące rozporządzenie w celu walki ze skutkami pandemii wymienione w Pani korespondencji osoby nie mają prawa wjazdu na teren Polski. Dodatkowo pragniemy zwrócić uwagę, że Pani działanie (m.in. zapraszanie osób nieletnich w celu nawiązania w Polsce kontaktu z MSZ oraz z organizacjami humanitarnymi oraz współpracy ze szpitalem w Hajnówce w roli tłumacza) ma charakter wyłudzenia wizy i wręcz ułatwiania nielegalnej migracji. Prosimy o zaprzestanie swoich działań”.

Co zrobił polski konsulat, żeby powstrzymać „bieżeńców” z irackiego Kurdystanu? Czy dyplomaci interesowali się losem ludzi, którzy utknęli w polskich lasach? Samych tylko Irakijczyków zmarło na granicy pięcioro, w tym Avin Irfan Zahir, matka piątki dzieci. Zmarła w szpitalu w Hajnówce. W tym samym czasie Konsul życzył sobie, abym „zaprzestała swoich działań”!  

Państwo zawieszone między działalnością ministra Błaszczaka a wiceministra Wawrzyka.

Shivan Ali ze Scope Organization for Health and Social Development nie mógł zapłacić pięciu tysięcy dolarów za wizę odpowiedniemu pośrednikowi, w związku z tym nie mógł jej dostać. Lokalni pośrednicy żądali pieniędzy już za zarejestrowanie wizyty w konsulacie online. To było zupełnie proste, a jednak wtedy tego nie rozumiałam, chociaż Shivan napomknął o tym w czasie rozmowy. Oczywiście nie uwierzyłam.  

Jeżeli w momencie narastającego kryzysu humanitarnego, nie wpuszcza się człowieka, który mógłby być tłumaczem w szpitalu w Hajnówce, chciał zaangażować się w pomoc humanitarną, to kto dostawał wizy? Ci, którzy zapłacili pośrednikom, którzy dostali zielone światło od panów Wawrzyków. Szczelny układ, interesanci nie kręcą się wokół ambasady czy konsulatu, telefonu nikt nie odbiera, nie ma bałaganu, a interes hula.

Rąbka tajemnicy uchyla Jacek Izydorczyk, ambasador Polski w Japonii, w latach 20172019: Na swoim przykładzie wiem, że Prawo i Sprawiedliwość de facto »sprywatyzowało« MSZ. I gdy ktoś zwracał uwagę, że (…) nieprawidłowości występują, był wyrzucany z pracy i szykanowany. W MSZ grupa pieszczochów władzy zrobiła sobie prywatny folwark” – mówi niedawny ambasador (cytat za: P. Słowik, „Afera wizowa. Granica broniona jak nigdy, granica nieszczelna jak nigdy”, WP).

Prywatyzację obnażają filmiki reklamowe nagrywane przez firmę Wizard Immigration Services (zobacz). Wbijają w osłupienie. Jest ich wiele, ale format reklamowy mają podobny. Wszystkie pokazują jak dostać polską wizę. W eleganckich biurach w Dubaju, panowie w galabijach otwierają koperty z polskich ambasad z zezwoleniami na pracę w Polsce, rozkładają kartki i nagabują dalszych klientów (numer telefonu do firmy cały czas się wyświetla). Pliki kartek z polskimi promesami wizowymi pokazuje biznesmen. Krok po kroku: kolejne opłaty i gotowa wiza w polskiej ambasadzie (akwizytorzy z Dubaju mówią, że „wiza losowana”).   

Udawane procedury w polskich placówkach dyplomatycznych miały się całkiem dobrze. Po coś cała obsługa dyplomatyczna została osiem lat temu wymieniona, przyszli młodzi-gniewni. Ambasada polska w Katarze jest jak pałac Szeherezady. Nad nim wisi równocześnie polska i unijna flaga (polska wiza to wiza Schengen, stąd jej wartość).

Nie wiem, czy przyjazd Shivana Alego do Polski, coś zmieniłby w dramacie ludzi uwięzionych na granicy między Mińskiem a Warszawą, może choć parę osób byłby w stanie przestrzec przed drogą śmierci.

Migranci uwierzyli „biurom podróży” Łukaszenki. Gdyby znali ofertę Wizard Immigration Services, ich los nie byłby tak koszmarny.

Urszula Glensk

 

Urszula Glensk