Podlasie jako sielska kraina pełna lasów, rzek, ptaków, pól po horyzont i szczerych ludzi, którzy nigdy nie wylewają za kołnierz. Pod koniec lat ’90 większość znanych mi osób twórczych opuszczała Podlasie, teraz wiele osób tam wraca. Jakie Podlasie jest dziś?
Istnieją ludzie kultury, którzy skutecznie i w nieafiszujący się sposób robią wiele dobrego dla mniejszych społeczności. To będzie krótka opowieść właśnie o nich, o osobach działających w terenie, ludziach z Podlasia. Pochodzę z tego regionu, ale lata temu stamtąd wyjechałem. Myślałem, że na zawsze, jednak stale tam wracam. Stopniowo odczarowuję ten region, to moje można powiedzieć prywatne egzorcyzmy. Do niedawna kojarzył mi się głównie z niezbyt chlubną przeszłością, miał twarz skrajnej prawicy i nietolerancji, pogromu w Jedwabnem, żołnierzy wyklętych, później disco polo, ultrasów Jagiellonii, sojuszu ołtarza z tronem, przemocy wobec kobiet za zasłoniętymi firankami w małych miejscowościach, uchodźców w lasach na granicy z Białorusią. Na drugim biegunie z tym ciemnym obrazem współistnieje Ludwik Zamenhof, twórca esperanto, prawosławie, mniejszość tatarska, dawna wielokulturowość czy słynna podlaska gościnność. Są tacy, którzy widzą obraz pocztówkowy: Podlasie jako sielska kraina pełna lasów, rzek, ptaków, pól po horyzont i szczerych ludzi, którzy nigdy nie wylewają za kołnierz. Pod koniec lat ’90 większość znanych mi osób twórczych opuszczała Podlasie, teraz wiele osób tam wraca. Jakie Podlasie jest dziś?
Zostaję zaproszony na Międzynarodowy Festiwal Filmów Krótkometrażowych w Białymstoku. Pokazuję na nim film „Victoria”, jako współscenarzysta, w pakiecie z innymi filmami: „Być kimś” i „Moje stare”. W jednym z nich kobieta po wielu latach bycia w kryzysowym małżeństwie próbuje odzyskać siebie, a co za tym idzie swoją seksualność, w innym bohaterka odnajduje swoją przyjaciółkę i ruszą z nią w podróż nad morze, żeby wskrzesić uczucie, które je dawniej łączyło. Projekcje zorganizowano dla Dyskusyjnego Klubu Filmowego Seniorów „Gag” w Białymstoku i DKF-u „Fantom” w Sokółce. Pierwszy seans odbywa się w kinie Forum, legendarnym kinie białostockim, w którym kiedyś oglądałem filmy Bessona, Jarmuscha czy Formana.
Pani Krystyna, założycielka białostockiego DKF-u po projekcji wita nową członkinię klubu i wręcza jej na przywitanie słodkości, bo jak podkreśla: „nie samą kulturą człowiek żyje”. To energiczna, bardzo pozytywna osoba. DKF „Gag” liczy już tysiąc osób, to niebywałe. Pani Krystyna od lat zaraża swoją pasją seniorki i seniorów, skutecznie zachęcając ich do zgłębiania kinematografii światowej. Sprawdziłem, ogladają i żywo dyskutują o filmach Almodovara, Komasy, Bong Joon-ho czy Jadowskiej. I tym razem nie było inaczej. Po projekcji jedna z pań dała mi najkrótszą recenzję, jaką słyszałem: „Uważam, że pański film jest obleśny, zboczony”. Seniorka siedząca obok powiedziała z kolej: „A ja uważam, że film jest wspaniały. I mówi prawdę o nas”. Te wypowiedzi to swoista esencja kina, w ogóle twórczości, jej odbioru. Podziękowałem paniom za te szczere głosy.
Razem z krytykiem filmowym Rafałem ruszamy samochodem w głąb Podlasia, do Sokółki. Auto prowadzi nasz przewodnik. Niebo nagle ciemnieje. Za granicami Białegostoku rozpościera się gęsty las. Mijamy kolejne miejscowości, a nasz przewodnik chętnie opowiada o podlaskich tajemnicach. Zbliżając się do Czarnej Białostockiej mówi o miejscowych bimbrownikach, którzy pędzą nielegalnie bimber w okolicznych lasach. Niektórzy z nich złapani na gorącym uczynku tracą swoje małe wytwórnie bimbru, ale budują kolejne i nigdy nie są stratni. Wszyscy wiedzą, że niemal każdy mieszkaniec Czarnej Białostockiej ma bimber na własny użytek, i nawet miejscowa policja już się z tym dawno pogodziła. Krytyk filmowy chce koniecznie zobaczyć żubry pod Supraślem, słyszał że tam je można spotkać. Nasz przewodnik wie jednak, że w nocy nic nie da się zobaczyć. Mijamy pojazd Straży Granicznej. Nasz kierowca mówi, że ciągle są kontrole. Pytamy, co myśli o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, o pushbackach, o uchodźcach. Zna wiele osób, które tam były, wszystko to prawda, co się mówiło. Wspomina o ludziach, którzy spotykali w lasach uchodźców, niektórzy się ich bali, inni pomagali. Wjeżdżamy do Sokółki, pod odrestaurowane kino „Sokół”. Od progu witają nas serdecznie: szefowa DKF-u „Fantom”, kinooperator oraz kierowniczka kina. Okazuje się, że na projekcje filmów przychodzą nie tylko seniorki i seniorzy, przyszli też młodzi.
Założycielka DKF-u opowiada o twórcach, którzy pokazywali tu swoje filmy. Wskazuje na stare fotele kinowe, na których autografy złożyła Agnieszka Holland. Na tabliczce widnieje napis: „Fotele były wystrojem kina »Sokół« w latach 1969–2013, stanowią wartość muzealną oraz sentymentalna, prosimy nie siadać”. Poniżej autografy: marzec 2013 „W ciemności”, wrzesień 2020 „Obywatel Jones” podpisano – Agnieszka Holland. Kierowniczka kina dodaje, że niedawno była tu po raz trzeci z „Zieloną granicą”. Kino pękało w szwach. Nie było okrzyków, że to film antypolski. Było milczenie i poruszenie.
Po projekcji i bardzo ciekawej rozmowie po seansie kierowniczka kina zaprasza nas na mały poczęstunek. Mały poczęstunek na Podlasiu to zwykle eufemizm. W okienku bufetu nagle znalazły się wspaniałe potrawy i zgodnie z podlaską tradycją butelka dobrze zmrożonej substancji, jakby powiedział Janusz Gajos z „Żółtego szalika” Morgensterna. Pani z DKF-u rzuciła: „Ach, jaka szkoda, że to życie tak szybko płynie…, jeszcze byśmy zaszalały, ale już nie wypada”. Szefowa DKF-u opowiada o twórcach i filmach, jakie zapraszała przez ostatnie lata. Jesteśmy pod wrażeniem, ostatnio byli tu twórcy filmu „Strzępy”, poprzednio pokazywano też „IO” Skolimowskiego, „W trójkącie” Ostlunda, „Simonę” Korynckiej-Gruz. I zawsze jest mnóstwo widzów. Dziękujemy za gościnę i wracamy ciemną nocą, która nie wydaje się już taka ciemna. A Podlasie nie jest tylko krainą wstydu i czarnej historii, bo dzieje się nowe. Dzięki takim osobom jak szefowe DKF-ów, kierowniczkom kin czy animatorom kultury, białostocczyzna zaczyna stopniowo jaśnieć.
Krzysztof Szekalski