Felietony

Pomaganie nie może być przestępstwem

| 7 minut czytania | 438 odsłon

Gdy okazało się, że uchodźcy i migranci pomimo symbolicznego zaproszenia, i tak nie mogą podejść po jedzenie i suche ubrania, gospodyni tego domu sama wyszła do lasu z pomocą. Miesiącami chodziła do puszczy z ciężkimi plecakami z żywnością, wodą i ubraniami.    

Trzy miejsca oddalone od siebie, a jednak mają ze sobą wiele wspólnego – dom w Narewce na Podlasiu – posterunek policji w Sankt Gallen – stare kino w Szwajcarii. Zaglądnijmy tam:   

Dom w Narewce otoczony jest niskim płotkiem, z ulicy można zaglądnąć do okien. W jednym z nich dobrze było widać zielone światło zapalone jesienią 2021 roku. Gdy okazało się, że uchodźcy i migranci pomimo symbolicznego zaproszenia, i tak nie mogą podejść po jedzenie i suche ubrania, gospodyni tego domu sama wyszła do lasu z pomocą. Miesiącami chodziła do puszczy z ciężkimi plecakami z żywnością, wodą i ubraniami. Zaczęła to robić jeszcze zanim na Podlasiu pojawiły się organizacje pomocowe z całej Polski.   

W Sankt Gallen dawna siedziba policji leży w zabytkowej i urokliwej części miasta. Obok stara średniowieczna biblioteka, pałac biskupi, katedra i kościół protestancki. Otoczenie mówi, że to miejsce władzy i wiedzy. W latach 30. XX wieku szefem policji w mieście był Paul Grünninger. Miał autorytet i budził zaufanie. Był strażnikiem prawa. Do czasu, gdy na granicy szwajcarsko-austriackiej pojawiali zdesperowani migranci z Austrii, którzy po Anschlussie próbowali wydostać się ze świata przejętego przez Trzecią Rzeszę. Ale Szwajcaria, podobnie jak wszystkie ówczesne kraje europejskie, nie chce przyjąć żydowskich uchodźców.

Na tle ówczesnej Europy przedwojenna Polska nie wypada dobrze, ale nie wypadała też najgorzej. Gdy w październiku 1938 roku w ramach Polenaktion Hitler wypędził z Niemiec Żydów, którzy wcześniej emigrowali z Polski, wysyłając na granicę pociągi z piętnastoma tysiącami ludzi, to pomimo konsternacji i chaosu na stacji w Zbąszyniu, gdzie pociągami odwieziono większość ludzi wyrzuconych z Rzeszy, zorganizowano w stodołach obóz. Ludzie mogli się schronić. Nie musieli ukrywać się w okolicznych lasach.  

Szwajcaria zamknęła w sierpniu 1938 roku swoje granice dla uciekających z Austrii Żydów, co więcej wypertraktowała z Berlinem, że obywatele Niemiec żydowskiego pochodzenia będą mieli w paszportach pieczątki z literą J (Jude). Przy granicy kantonu Sankt Gallen pojawili się uchodźcy, ale nie mogą legalnie przekroczyć granicy. Postawę ówczesnego komendanta policji relacjonuje germanistka Katarzyna Leszczyńska: Paul Grünninger nie poddał się. Nie zamierzał wykonywać zbrodniczych rozkazów, świadomie łamał obowiązujące prawo – między innymi wbijając do paszportów uchodźców pieczątki z datą poprzedzającą dzień, w którym Szwajcaria ostatecznie zamknęła swoje granice. Przymykał również oko na sfałszowane wizy, organizował wizy dla rodziców, których dzieci znalazły schronienie w Szwajcarii, ignorował nielegalne przejścia, przemycał przez granice mienie uchodźców, a nawet próbował wyciągać ludzi z obozu w Dachau”.

Więc Grünninger wpuścił około 3 tysiące osób przez granicę, której miał strzec. Sfałszowane wizy? „Przymykamy oczy”, Przejścia przez zieloną granicę? „Nie zauważamy”. Dzieci wypchnięte bez opieki? „Wpuszczamy rodziców i łączymy rodziny”. Komendant policji w Sankt Gallen decyduje się na brawurowe działanie po Anschlussie, chociaż wtedy jeszcze nikt nie wyobraża sobie obozów śmierci. Szef policji działa poza prawem, wbrew porządkowi, wbrew mundurowemu systemowi wartości. To nie może zostać niezauważone. W 1940 roku zostaje zatrzymany i oskarżony o pomoc w nielegalnym przekraczaniu granicy. Wkrótce zostaje wypuszczony z aresztu, jednak traci wszystko: pracę, status społeczny, mieszkanie w pięknym domu na skarpie. Jego córka nie może podjąć studiów, a on żyje na granicy ubóstwa. Do śmierci w roku 1972.

Po latach prawnik i polityk Paul Rechsteiner wraz z grupą współpracowników upomina się o rehabilitację Grünningera. Sądowe przedsięwzięcie nie jest łatwe. Niechętnie weryfikuje się działania kogoś, kto stanął przeciwko prawu w stabilnym i neutralnym państwie. Pojawiają się głosy sprzeciwu. Policjant Hans Roher argumentuje, że źle to wpłynie na funkcjonowanie służb, bo na przykład odmówią udziału w deportacji Kurdów. Mimo to, w roku 1995 udaje się doprowadzić do rehabilitacji. Pisarz-dokumentalista Stefan Keller zbiera relacje świadków, pisze książkę o komendancie z przygranicznego kantonu. Rodzina otrzymuje dwa miliony franków odszkodowania. Pieniądze przeznacza na fundację i Nagrodę im. Paula Grünningera.  

W starym kinie w Sankt Gallen, 17 listopada 2023 roku, na ekranie wyświetlany jest krótki film z jedną powtarzającą się sceną. Rama okna, za nią oświetlona słońcem zieleń i fruwający dookoła mały ptak, który co rusz odbija się od szyby… Uderzenia są dudniące i bolesne, nie tylko dla ptaka, także dla widowni. Publiczność przyszła tłumnie.

Paul Rechsteiner, ten sam, który jako prawnik przeprowadził batalię o dobre imię patrona nagrody, przemawia: „Ratowanie ludzi nie może być przestępstwem”. I przypomina laureatów nagrody z poprzednich lat, między innymi załogę statku ratunkowego „Iventa” i dopowiada: „Morze Śródziemne, historyczne miejsce wzajemnej wymiany między różnymi społeczeństwami, jak mało który region, stało się miejscem wstydu dla Europy”.

Miejscem wstydu dla Polski stało się Podlasie.

W tym roku prestiżową szwajcarską nagrodę otrzymała nieznana wcześniej kobieta z Narewki. Jury rozpatrywało ponad trzydzieści kandydatur z całego świata.

Martin Pollack wygłasza laudację: „nagrodę za rok 2023 jury przyznało polskiej nauczycielce, Paulinie Weremiuk, za bezinteresowne i odważne zaangażowanie w pomoc humanitarną uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej, całkowicie w duchu Paula Grünningera” (tłumaczenie Kasia Leszczyńska). Pisarz nazywa laureatkę oraz innych humanitarian, niosących pomoc uchodźcom „spontanicznymi bojowniczkami i bojownikami o człowieczeństwo”.

W ten wieczór każde słowo wybrzmiewa. Wybrzmiewają też ptasie uderzenia w szybę.

W starym bauhausowym kinie, które dziś służy miastu jako pub i miejsce spotkań z klimatyczną sceną, niegdyś bywał Grünninger. Po latach, z jego odwagi czerpią inni, którzy wbrew rozsądkowi i wbrew władzy, gdy widzą nieszczęście i przemoc, potrafią się przeciwstawić. Zwykle indywidualnie, czasem donkiszoteryjnie, często w dyskrecji. Mówią „Nie”.

Kino, posterunek policji w  Sankt Gallen, mieszkanie Grünningera (które musiał opuścić) i dom Pauli w Narewce – posplatały się tego wieczoru. Jakby wbrew logice miejsca i czasu, ale całkiem naturalnie – jako totemy człowieczeństwa.

 Urszula Glensk 

Urszula Glensk