Felietony

Samotność i propaganda

| 6 minut czytania | 805 odsłon

Wrocław „od ulicy” nie wypadł dobrze. Nie sądzę, żeby w Liverpoolu czy w Lyonie ludzie na ulicy wypowiadali tak dużo wrogich słów do kogoś, kto zadaje pytanie, czy zechcą wziąć ulotkę wyborczą. Skąd ta wrogość, wściekłość, ideologiczne szaleństwo?

„– A do diabła z nimi, z tymi diabłami! To są szatany. A ten Tusk to Niemiec, won do Niemiec, nie tam jedzie.
– A pani to miła, ja do pani nic nie mam.
– Kradną? Ale dają, dają, teraz dali. Dużo dali.
– Ja wiem. Ja się zawsze polityką interesuję. Ja kiedyś to głosowałam na Kwaśniewskiego, bo on taki ładny był, to go lubiłam. Teraz na PiS głosujemy!”.

To zdarzyło się naprawdę. Starsza pani siedziała na osłonecznionej ławce w centrum Wrocławia. Kiedy mówiła o szatanach i Tusku była żywiołowa i pobudzona, a zaraz potem powtarzała łagodnym głosem, „ale pani to naprawdę miła”. Ulotki wyborczej nie weźmie. Nie była jedyna w swoim radykalizmie, ale była ekstremalna w amplitudzie emocji, od wściekłości do życzliwości.

Inna starsza pani wydawała się zagubiona i odrealniona, powtarzała: „Na świecie samo zło, samo zło. Ja na nikogo nie głosuję. Oni wszyscy oszuści. Dobrze, że dzieci nie mam. Trzeba się bronić przed złem. Musi pani zamknąć oczy i prosić: panie Boże ratuj mnie przed tym czortem’”.

Zaniedbany pan powiedział krótko: „Spier…”.

Inny mężczyzna stwierdził, że szkoła seksualizuje dzieci i on nie będzie na nich głosował.

Słowa „oszuści”, „nieroby”, „pedały”, „złodzieje” – padały często. Kulminacją była sytuacja, gdy pani wzięła bez słowa ulotkę i teatralnie ją przedarła.

Piszę o burzliwych reakcjach części przechodniów. Większość osób zachowywała się normalnie, mówili „tak”, „nie”, „dziękuję”. Od czasu do czasu padały zimne komunikaty: „Głosuję na Konfederację”.

Wrocław „od ulicy” nie wypadł dobrze. Nie sądzę, żeby w Liverpoolu czy w Lyonie ludzie na ulicy wypowiadali tak dużo wrogich słów do kogoś, kto zadaje pytanie, czy zechcą wziąć ulotkę wyborczą. Skąd ta wrogość, wściekłość, ideologiczne szaleństwo?

Promieniowanie tła – jak mówi Paweł Próchniak; czynniki wpływu – jak podpowiadają psychologowie; retoryczne gardłowanie – jak Sándor Márai nazywa ten rodzaj wrzenia społecznego? A może po prostu: skuteczny efekt propagandy. Jeśli tak, to dlaczego prymitywna propaganda mediów rządowych jest tak skuteczna i destrukcyjna zarazem? Dlaczego z każdym rokiem bardziej oddziałuje na wyobraźnię części odbiorców? Objawia się sekciarską nienawiścią buchającą przy zwykłym ulicznym spotkaniu. Dlaczego szczucie na konkretnego polityka, powoduje, że część ludzi widzi w nim szatana?

Niespodziewanie znajduję odpowiedź w książce Mariusza Szczygła, który analizuje figle ludzkiej pamięci i wyobraźni. „Wymyślone wspomnienia z punktu widzenia neurologii mózgu powstają tak samo jak te zgodne z prawdą. Są mniej naładowane doświadczeniem zmysłowym, jednak później zostają wkomponowane w tę samą sieć. A gdy raz do tego dojdzie, jest po zawodach, mózg potem nie odróżni fałszywego wspomnienia od prawdziwego”. Źródło skuteczności propagandy polega na konsekwentnym powtarzaniu określonych treści, prawda z fałszem wymiesza się sama. I kolejna zasada: „Jeśli druga osoba opowiada nam swoją wersję zdarzeń, nasz mózg zakaża się nią i tworzy nowe połączenia, które będą zakłócać nasze wspomnienia” i postrzeganie rzeczywistości.

Samotna starsza pani ogląda „Wiadomości”, „Teleexpress”, „Rozmowy dnia” dzień po dniu i zaczyna rozumieć świat po „rządowemu”, zaczyna pamiętać złą Trzecią RP. W dodatku zła przeszłość zostaje spersonalizowana, konkretna osoba staje się szatańskim uosobieniem. Łatwe do zapamiętania. Niepasujące elementy polityka dezinformacji dosztukuje hasłami „putinowska inflacja” albo życzeniowym myśleniem o wielkiej Polsce dobrobytu i rozwoju.

Osiem lat propagandy politycznej, opierającej się retoryce nacjonalizmu, kształtowania lojalności grupowej i respektu do autorytetu – zrobiło swoje. Osiem lat propagandy społecznej mówiącej o wyższości narodu, określonych grup, orientacji seksualnej (my Polacy, my katolicy, my „normalni”) wraz ze wskazaniem grup wykluczenia (opozycja demokratyczna, osoby LGBT, urzędnicy brukselscy z Ursulą von der Leyen na czele) – zbudowało formację światopoglądową. Do tego: dwa lata propagandy militarnej, gloryfikującej mundur i poczynania władz na granicy i zagłuszania niewygodnych pytań, dlaczego w katolickim kraju ludzie zamarzają w lesie – dało poczucie zagrożenia, prowadzące do konsolidacji grupy.  

Propaganda zakłóca procesy poznawcze, odrywa od rzeczywistości. Co więcej, z dysonansami poznawczymi zniewolony umysł potrafi sobie poradzić. Opowieścią o dobrobycie nie zachwieje rachunek w Biedronce, bo nasz umysł wzmacnia to, w co wierzymy.  

W Polsce sterowanej przez PiS kłamstwo i nienawiść stały się metodą polityczną. Efekty tego rozlały się na ulicę. Propaganda rządowa przynosi skutek w postaci sekciarskiej nienawiści. Po serii agresywnych komentarzy, które słyszałam na ulicy, mam wrażenie, że dezinformacja ma większe oddziaływanie, niż chciałabym sądzić.

Nie mam pocieszenia po wędrówce z ulotkami po wrocławskim centrum, ale od paru lat chętnie przywołuję spostrzeżenie Hannah Arendt, że „Pozbawieni siły ruchu jego członkowie przestają natychmiast wierzyć w dogmat, za który jeszcze wczoraj byli gotowi poświęcić życie”. I na to liczę.

Żal tylko tej staruszki w niebieskim sweterku, siedziała sama i obserwowała. I wiedziała swoje, wiedziała „propagandowe” i widziała szatana.

Wielka jest siła złudzeń umysłu, których pożywką jest samotność i propaganda.  

Urszula Glensk

Urszula Glensk