Choć teraz, latem, bądźmy dla siebie jak czujące czułe ciała. Ta chwila poddania nazywa się dla ogółu ludzkości urlopem, dla ludzi teatru – sezonem ogórkowym.
Lato, gdy przychodzi zawsze przypomina mi o czułości. Najpierw wyczuwam na skórze ciepło. Rozlewa się, jak lepki karmel po całym ciele barwiąc je słoneczną barwą. Ciepło rozluźnia spięty przez większą część roku w twardy węzeł kark, otwiera klatkę piersiową na głębszy oddech tym samym otwierając zamknięte w klatce serce. Gdy odpada odwieczny najważniejszy problem mieszkańców zimnych krajów, a mianowicie, jak tu się ogrzać, ciało dopiero przypomina sobie o swoich ulubionych przyjemnościach: tkliwościach, czułościach, czuciach. Cienkie warstwy materiału nie zabezpieczają przed przypadkowym dotykiem tak skutecznie, jak puchowe kurtki – więc nagle rozpościera się przed nami cała przestrzeń letnich doznań: wiatr na obnażonym ramieniu, rozgrzewające włosy ciepło słońca, muśnięcia trawy na kostkach, kropla deszczu na piersi.
„Można po prostu wyjść z domu i nie nakładać na siebie tych wszystkich warstw, można wyjść swobodnie, tak jak się stoi, można wyjść bez przygotowywania na każdą pogodową ewentualność!” — zachwycaliśmy się ze znajomymi w trakcie jednego z pierwszych ciepłych wieczorów, stojąc lekko ubrani pod rozgwieżdżonym czerwcowym niebem. Zachwycamy się zawsze tak szczerze i sumiennie, jakby to był pierwszy raz w życiu. Jakby pierwszy raz wydarzał się ten cud ciepła, swobody, wolności i nadziei. Przeczuwany, nie nazwany, wyrażany raczej w wykrzyknieniach, podniesionych głosach, śmiechu.
Gdy nadchodzi lato ciało przypomina, że nie jest tylko rozumem przetwarzającym bodźce i kreującym kolejne fikcje, rozumem analizującym możliwe zagrożenia i im zapobiegającym, ale jest czuciem i uczuciem, bezmyślną beztroską i dziecięcą swobodą. Ciało zyskuje swoistą niezależność i tej letniej niespodziewanej zdobyczy chce się trzymać pazurami.
Mnie też topi się ten zimowy rozum w upalnych dniach lata, tępi mi się ten analityczny agresywny umysł namierzający problemy jak miny, kalkulujący i składający kalkulacje w piętrowe całości przewidywań. Choć jeszcze z tym walczę – wiem, że w końcu się poddam. Opadnę na miękką poduszkę trawy, oprę plecy o rozgrzane pachnące jaśminem powietrze i pomyślę na wpół przytomna od odurzającego obietnicami lata: choć teraz, latem, bądźmy dla siebie jak czujące czułe ciała.
Ta chwila poddania nazywa się dla ogółu ludzkości urlopem, dla ludzi teatru – sezonem ogórkowym. Przepięknie. Sezon zbierania i konserwowania w słoikach właśnie tych nadchodzących z ciepłem wakacyjnych doznań, które muszą potem wystarczyć na cały pracowity rok. Dopinają się w potach ostatnie projekty, finiszują festiwale pełne kolorowego dobra, próby do jesiennych premier rozpoczynają się jakby zdziwione, że jeszcze jest na nie jakaś siła. Sezon teatralny 2022/2023 kończy się przechodząc płynnie i leniwie w sezon ogórkowy.
Małgorzata Maciejewska