Felietony

Szczęście

| 9 minut czytania | 602 odsłon

Po kolejnej nieprzespanej nocy, wyglądam już jak pół człowieka. Jeszcze miesiąc niepewności i zapewne odwiozą mnie do psychiatryka, myślę.

Kochamy miłością nieskończoną głównie twórców nagradzanych, jesteśmy wówczas gotowi zgłębiać całą ich twórczość niemal od podszewki. Największe poruszenie na rynku wydawniczym wzbudza zawsze Nagroda Nobla. W tym roku rzesze nowych czytelników znajdzie norweski dramatopisarz Jon Fosse. A więc jednak czasem warto poświęcać się dla teatru. 

Rok wcześniej noblistką została mało u nas znana francuska pisarka Annie Ernaux. Pospiesznie tłumaczono jej kolejne misternie skontruowane prozy. Ernaux dopiero po otrzymaniu Nobla zdecydowała się na publikację „Młodego mężczyzny”, krótkiego utworu prozatorskiego, który napisała dwadzieścia lat wcześniej, ale długo nie decydowała się go publikować. Opisuje w nim swój romans z młodym studentem, który chce zostać pisarzem. Autorka jest bezwzględna wobec siebie, przyznaje już w pierwszych zdaniach utworu, że wdaje się w romans z młodym mężczyzną głównie po to, żeby przerwać swój długi impas twórczy. Jak się dowiadujemy z kolejnych stron utworu, czyni to z powodzeniem. 

A teraz skok w niedaleką przeszłość. Jest czerwiec 2023. Jeden z teatrów wrocławskich ma  wystawić premierowo ten właśnie utwór Ernaux. Mam dokonać adaptacji wersji scenicznej. Ale teatr nie ma praw do utworu noblistki. Prawa autorskie są w posiadaniu prestiżowego paryskiego wydawnictwa Gallimard. Wysyłamy zatem naszą adaptację przetłumaczoną na język francuski i czekamy na wyrok redaktorów Gallimarda oraz samej autorki. Mijają kolejne tygodnie. I ani widu, ani słychu. Zero odpowiedzi. Strudzeni czekaniem desperacko zastanawiamy się co robić. Czy jak Werner Herzog, który pokonał pieszo osiemset kilometrów z Monachium do Paryża do swojej umierającej przyjaciółki, tak i ja powinienem wyruszyć z Wrocławia do Paryża w znoszonych conversach do wielkiej, wytwornej Ernaux i paść na twarde jak żelazo kolana dramaturga prosząc, żeby choć zerknęła na moją zapewne lichą adaptację? 

Stoję na papierosie onego czerwca ze znanym artystą, prekursorem sztuki krytycznej, który też jest w naszym teamie teatralnym i robi zdjęcia do spektaklu. Patrzymy sobie chwilę w oczy, strapieni. On zaczyna:

  • A co, jak nie dostaniemy praw?
  • Będę musiał przepisać wszystkie teksty Ernaux w parę tygodni swoim językiem, udając jej wyrafinowną prozę, którą sama mozolnie poprawiała przez parę lat. Albo premiera nigdy się nie odbędzie. O fuck.
  • Będziesz musiał wznieść się na wyżyny odpowiada ironicznie znany artysta, bo znany jest także z dystansu do świata. 
  • Oby nie rzucam smętnie, wpatrując się tępo na uliczną kostkę brukową. 
  • Mają poczucie humoru w tym Gallimardzie, żeby nas tak trzymać w niepewności dodaje znany artysta. 
  • A miałem już nie wracać do teatru i skupić się na scenariuszach filmowych. No zachciało się teatru, cholera. 
  • Prawdziwa sztuka rodzi się w bólu. He he pointuje sarkastycznie znany artysta. 

A teraz skok w przyszłość. Trzy miesiące później. Nadal nie dostaliśmy żadnej wiadomości od paryskiego wydawnictwa, ani od noblistki. W kawiarni czekam na reżyserkę spektaklu według „Młodego mężczyzny” Ernaux. Po kolejnej nieprzespanej nocy, wyglądam już jak pół człowieka. Jeszcze miesiąc niepewności i zapewne odwiozą mnie do psychiatryka, myślę. Reżyserka jest podejrzanie uśmiechnięta.

Po chwili oświadcza: 

  • Dostałam maila od Annie Ernaux.
  • Od Ernaux??? pytam cały rozdygotany nie wierząc w to, co słyszę.
  • Napisała, cytuję: „To niezwykle interesujące”. Twoja adaptacja jest „niezwykle interesująca”. Gratuluję, Krzysztof. Robimy to. 
  • O, Boże… Noblistka tak napisała? czuję, że chcę wstać i tańczyć, krzyczeć na cały Rynek Wrocławski że noblistka powiedziała „tak”, jednak nie jestem w stanie nawet ruszyć się z miejsca. 

Po moim policzku leniwie spływa wielka łza szczęścia, w której odbija się równie zadowolona twarz reżyserki. Znowu udało się przejść wielki kryzys suchą stopą. Ruszam w stronę teatru niemal tanecznym krokiem. Pod teatrem spotykam znanego artystę sztuki krytycznej. Pali papierosa jak zawsze w stanie bliskim zen. Wyrzucam z siebie słowa, jakbym był zahipnotyzowany:

  • Dostaliśmy prawa. Sama Ernaux napisała, że: to niezwykle interesujące. Noblistka jest za. 
  • No proszę. To się jednak nie będziesz musiał gimnastykować. mówi z lekkim uśmiechem  zaciskając papierosa w zębach.
  • Jednak czasem sztuka nie musi rodzić się w bólu. dodaję z ulgą. 

Milczymy. Podchodzi do nas małżeństwo z dziećmi. Dzieci przysiadły i zachwycają się jednym z licznych miniaturowych wrocławskich krasnali. Kobieta pyta znanego artystę, czy mógłby dzieciom zrobić zdjęcie jej telefonem z tym krasnalem. Artysta się zgadza. Dzieci szeroko szczerzą zęby do aparatu w smartfonie. Artysta spontanicznie pstryka im parę fot. Kobieta rozgląda się. 

  • Patrzcie dzieci, tu jest teatr. 
  • Jaki teatr? pyta mały chłopczyk. 
  • Nie wiem, synku. odpowiada zmieszana matka i wszyscy odchodzą. 

Patrzymy bez słowa, jak się oddalają. 

  • Nie wiedzą, kto zrobił im zdjęcie. mówię.
  • Może to i lepiej. Jak sobie wydrukują i powieszą na ścianie, nie będą musieli mnie pytać o zgodę. śmieje się artysta. 
  • I nie wiedzą, co to teatr. Szczęśliwi ludzie. rzucam. 
  • Na pewno? dodaje znany artysta i mruży zagadkowo oczy jak wielki kot. 

 

Krzysztof Szekalski

 

Krzysztof Szekalski