Konieczność pracy ponad siły wydaje się być dziewiętnastowiecznym przeżytkiem z czasów kopalń i fabryk, a jednak to doświadczenie usiłujących wiązać koniec z końcem freelancerów artystycznych. Weź dodatkowe zlecenie, mózg wytrzyma! Mogłaby głosić trawestacja znanego mema z filmowej elektrowni w Czarnobylu. A pusta lodówka nie poczeka. Myślą artyści i biorą do napisania kolejny tekst, koncept do wymyślenia, fuchę do ogarnięcia.
Nie ma chyba gorzej dobranego małżeństwa z rozsądku niż Pani Joanna Sztuka i Janusz Kapitalizm. Jedno woli wolno, drugie szybko, jedno preferuje wartości duchowe, drugie materialne, jedno ceni potencjalność drugie uznaje tylko wydajność. Siedzą sobie na głowie w jednym domu, starej PRL-owskiej kostce otynkowanej barankiem, siedzą, ale nienawidzą się skrycie choć od czasu do czasu muszą schować dumę do kieszeni i podlizać się o jakieś względy drugiej stronie. Z obserwacji przez okno frontowe wynika, że częściej słodkie oczka do męża musi robić Sztuka, on Kapitalizm zarzeka się, że jej wcale nie potrzebuje i zawsze może wyrzucić ją z domu. Niech się cieszy, że jej nie bije i pozwala jej łaskawie żyć pod swoim dachem. Jak to się stało, że to nie jest też mój dom? Co w moim życiu poszło nie tak? Myśli Joanna Sztuka i czyści niedzielne buty męża obmywając je swoimi łzami.
Nawet oko najbardziej bezdusznego obserwatora jasno zauważy, że w tym stadle panuje przemoc. A jednak Sztuka, mimo że w coraz gorszej kondycji psychicznej, nie odchodzi, wie, że tylko dzięki mężowi może funkcjonować, poza domem zginie. I nikt nie będzie po niej płakał.
Jesteśmy w przededniu opracowania koncepcji nowej ekonomii. Czasy boomerskiego dziada Janusza Kapitalizma kończą się i każde pokolenie wchodzące na rynek przesuwa granicę od pokornego sługi konsumpcjonizmu i wzrostu w stronę świadomego społecznego istnienia.
Jak pisze Natalia Brylowska w swojej pracy pod tytułem „Zawód artysta. Zarządzanie karierą artystyczną w czasach późnego kapitalizmu”:
„rynek pracy artystów i jego reguły autonomii i wolności są swego rodzaju laboratorium nowego modelu rynku pracy ukształtowanego przez zmieniającego się ducha kapitalizmu. (…) Nowy duch kapitalizmu przejawia się w sposobach zarządzania porzucających hierarchie na rzecz autonomii, indywidualnej kreatywności i wolności decydowania o sobie. W wymiarze relacji na rynku pracy przekłada się na uelastycznienie form zatrudnienia i wzrost liczby osób samozatrudnionych, przez co sam rynek staje się mniej stabilny i przewidywalny.[1]”
Stary przemocowy dziad Janusz nie może przyjąć do wiadomości istnienia działalności o niewymiernym, abstrakcyjnym czy często efemerycznym charakterze. Patrzy na działania swojej niekochanej żony i co by nie robiła – widzi układanie mandali z drobinek kolorowego piasku, by się nią zachwycić, a potem zdmuchnąć i zacząć jeszcze raz. On nic z tego nie ma, żadne pieniądze na PKB z tego nie płyną, nie da się tego zaksięgować, rozpisać w tabelkach i odpisać od podatku. Nie mieści się to w żadnej kategorii produktywności. Wymyka się logice, której pod jego dyktando dobrowolnie podporządkowaliśmy życie, logice kapitalistycznego rozumienia świata.
Diagnozy już mamy, gdyby to było realne małżeństwo pojawiłaby się policja, niebieska karta i opieka społeczna. Przecież osobom doświadczającym przemocy należy się wsparcie.
Jednak to tylko jaskrawa metafora, by uwydatnić mechanizm, a nie realna para, więc przemoc wolnego rynku wobec artystów pozostaje rozmyta i niekonkretna, a więc niezauważalna.
Konieczność pracy ponad siły wydaje się być dziewiętnastowiecznym przeżytkiem z czasów kopalń i fabryk, a jednak to doświadczenie usiłujących wiązać koniec z końcem freelancerów artystycznych. Weź dodatkowe zlecenie, mózg wytrzyma! Mogłaby głosić trawestacja znanego mema z filmowej elektrowni w Czarnobylu. A pusta lodówka nie poczeka. Myślą artyści i biorą do napisania kolejny tekst, koncept do wymyślenia, fuchę do ogarnięcia. Byle spiąć miesięczny budżet. Nie myśląc nawet o nierealnej emeryturze czy możliwości leczenia – podstawach zabezpieczenia każdego pracownika w tym kraju.
Dobrze, ale nie wydamy przecież miliardów z budżetu na artystów, są inne pilniejsze potrzeby. Miliardów? Z wyjątkowo komplementarnego i rzetelnego raportu prof. dr hab. Doroty Ilczuk, pod tytułem „Policzone i policzeni. Artystki i artyści w Polsce” wynika, że jest nas… raptem około 60 tysięcy!
„To nie jest duża grupa zawodowa. W potocznym wyobrażeniu artystów wydaje się być więcej. Wpływa na to powszechnie występujące w tej grupie zjawisko wielozawodowości, której współczynnik 2,5 oznacza, że grupa ta szacowana jest na około 2,5 raza większą, nawet na 150 tys. osób”[2].
Nasuwa się więc pytanie, jak to jest możliwe, że 38 milionowy kraj nie jest w stanie od trzydziestu lat opracować ustawodawstwa zabezpieczającego życie i funkcjonowanie tak małej garstki pracujących ciężko dla wspólnego dobra osób?
Czy nie oglądamy wszyscy Netflixa? Nie czytamy modnych książek? Nie oglądamy filmów na festiwalach i w kinach? Nie chodzimy czasem do teatru czy kabaretu? Czy nie cieszymy się z międzynarodowych sukcesów naszych aktorek, reżyserek, operatorek, pisarek, malarek? Nie czuliśmy gremialnej puchnącej w ustach jak słodki pączek dumy z naszego nowego Nobla?
Tak, tak, tak i tak. Odpowiedzi są twierdzące jednak nie wiążące. Nie chcemy zdać sobie sprawy z tego, że stało się to wszystko nie z naszą pomocą, ale na przekór warunkom, w kompletnym jej braku, w totalnej samotności i ciągłej walce o przetrwanie.
Gdyby ta bajka mogła skończyć się dobrze Joanna Sztuka zostałaby uratowana przez Janinę Mecenas i mogłaby wreszcie opuścić swojego przemocowego, niekochającego jej męża. Janina Mecenas w imieniu całego społeczeństwa zapewniłby jej podstawowy byt i warunki do pracy, a ona wreszcie rozwinęłaby skrzydła. Bez ciągłego strachu o swoją przyszłość na pewno miałaby więcej pomysłów jak uratować naszą wspólną teraźniejszość i nas samych, by wymyślać wciąż nowe utopie piękniejszego świata. Bo tego od artystów potrzebujemy, prawda?
Małgorzata Maciejewska
[1] Brylowska, „Zawód artysta. Zarządzanie karierą artystyczną w czasach późnego kapitalizmu”, rozprawa doktorska pod kierunkiem Jana Wojciechowskiego, Uniwersytet Jagielloński. Wydział Zarządzania i Komunikacji Społecznej [dostęp 25 X 2023], s. 4.
[2] Dorota Ilczuk, informacja o książce „Policzone, policzeni. Artystki i artyści w Polsce” [dostęp 25 X 2023]