Felietony

Tabu

| 7 minut czytania | 657 odsłon

Nie od dziś wiadomo, że plotka teatralna zajmuje najwyższe miejsce w teatralnej hierarchii ważności tuż obok największych wydarzeń teatralnych sezonu. Kto z kim i dlaczego.

Czy istnieje jeszcze jakieś tabu? A jeśli jest, to jakie? Czy o czymś jeszcze nie wolno mówić? Albo o czym można mówić, ale zgodnie z obowiązującą poprawnością polityczną? Czego widz nie chce oglądać? A co chce i to pasjami?

Bankiet na konkursie polskiej dramaturgii współczesnej. Trzymamy w dłoniach kieliszki wypełnione białym winem. Wokół pełno znanych postaci ze świata teatru. Zewsząd dochodzą nas strzępy rozmów, słychać, że rozmawia się o teatrze, a jakże. Niektórzy wymieniają się także najświeższymi plotkami. Nie od dziś wiadomo, że plotka teatralna zajmuje najwyższe miejsce w teatralnej hierarchii ważności tuż obok największych wydarzeń teatralnych sezonu. Kto z kim i dlaczego. A kto z kim już nie, a z kim teraz. Nowe wielkie romanse teatralne, twórcze i te trywialno-cielesne. Kiedy ktoś opowiada w środowisku o zobaczonym niedawno spektaklu lub jakimś ważnym festiwalu teatralnym, wówczas towarzystwo słucha jednym uchem albo uprzejmie udaje zainteresowanie. Ale kiedy ktoś zaczyna opowiadać plotki teatralne, wtedy można zauważyć, jak towarzystwo ucina wszelkie rozmówki poboczne, stosownie się wycisza i wytęża słuch pochylając się odpowiednio do tego, który ploteczki rozsiewa. W ciągu kwadransa można się dowiedzieć o wszystkich najważniejszych zmianach na mapie uczuciowo-teatralnej całego środowiska. Podobno raz ktoś sprzedał plotkę rano w teatrze we Wrocławiu, a już wieczorem wiedziano o tym w Warszawie, Poznaniu i Krakowie, a nazajutrz wiedział o tym cały Szczecin. Kiedyś mówiło się na to tajemnica publiczna

Ale wróćmy na bankiet ze współczesną dramaturgią w tle. Znajoma dramatopisarka dopija wino. 

Wracając do tematu tabu w teatrze – mówi – ostatnio napisałam coś kontrowersyjnego o naszym środowisku na FB, a moi znajomi bali się to nawet zalajkować. Za to pisali do mnie na priv, że się ze mną zgadzają. Każdy się teraz boi wyrazić coś otwarcie w obawie, że później nie znajdzie żadnej pracy. 

Stojący obok dramatopisarz wykrzywił twarz. Po chwili dodał:

Wszyscy jesteśmy jakoś uwikłani, zależni od kogoś, czegoś. Nie chcemy być postrzegani jak odludki, którzy są kontrowersyjni i piszą te swoje hermetyczne dramaty, wysyłają na konkursy i albo to się wstrzeli w oczekiwania, albo nie. Jak napisałem sztukę teatralną, w której nie było żadnego wykluczonego, żadnego trudnego społecznego tematu, to pies z kulawą nogą za przeproszeniem się nie zająknął na jej temat. A jak napisałem sztukę o straumatyzowanej, wykluczonej kobiecie z wykluczającej prowincji to dostałem nagrodę. 

Dramatopisarka spojrzała znacząco. 

To już wiesz, jak pisać?

Wiem – odparł dramatopisarz.

A ja zamierzam pisać po swojemu, nie zważając na oczekiwania szanownego jury. No ale wracając do tabu. O czym byś nie napisał? – zapytała dramatopisarka.

Po chwili milczenia.

Nie wiem. Dla mnie tematem tabu jest ludzkie szczęście. Opowieść o zwykłym człowieku, który jest uczciwy i szczęśliwy. Bo nikt nie chce o tym słuchać.

A może jak ty o tym napiszesz, to to będzie równie dobre jak soczysta, krwawa plotka?

Dramatopisarz zasępił się. Wziął do ręki telefon i zaczął scrollować fejsa. Po czym porzucił scrollowanie i odezwał się:

Bo wiesz, my mamy za sobą ten awans społeczny. My możemy tylko pisać, o tym co mamy za sobą. Albo przed sobą, ale to raczej dość mgliste i niewyraźne. Mój dziadek był stolarzem. Rosjanie chcieli go wywieźć na Syberię, a on uciekł z pociągu i ukrywali go na białoruskiej wsi. Zakochał się w jednej dziewczynie i żyli razem przez chwilę. Później musiał wracać do Polski. Może o nim napiszę sztukę. Domy budował, wiesz te domy stoją do dzisiaj. A my co zbudowaliśmy?

Dramatopisarka odpowiedziała:

A mój dziadek był chłopem, pracował na roli. A babcia urodziła ośmioro dzieci. I co, też mam o tym napisać?
Napisz. Wygrasz coś, zobaczysz. Ośmioro dzieci, wow. Jedno niech umrze, żeby widownia się wzruszyła. A drugie niech będzie ślepe.

Jedno umarło właśnie. Siedmioro przeżyło – powiedziała dramatopisarka.

Przepraszam, nie wiedziałem. Ty, a jaki jest feminatyw od stolarza? Stolarka? Nie. Stolarka to robota. To nie da się. Na wsiach nie było kobiet zajmujących się stolarką.

Bo był patriarchat. Zresztą jest nadal.

Kiedyś się wstydziłem, że pochodzę ze wsi, a teraz można o tym napisać i dostać nagrodę. Może ja na tym żeruję, na historiach innych, to jest chyba moje tabu. A twoje?

Moje? Że chciałabym żyć z pisania – rzuciła dramatopisarka.

U nas jak się rozmawia o pieniądzach w sztuce, to jest to zawsze wstydliwy temat.

Czyli wszystko sprowadza się do wysokości wynagrodzenia?

Nie. Myślę, że wszystko sprowadza się do tej naiwnej wiary, że to co piszesz, może mieć na kogoś jakiś wpływ, że może coś zmienić.

Wg mnie trzeba mówić i pisać o niewygodnej prawdzie. Nie powiedziałem czegoś o moim dziadku. Miał dziecko z tą dziewczyną z Białorusi. I ona po latach go odnalazła. Dziadek miał już żonę i dzieci. Ona przyjechała ze swoją nastoletnią córką. A on kazał jej wracać. Nie chciał ich widzieć na oczy. To była wielka tajemnica mojej rodziny. To był temat tabu.

Ja ci też nie powiedziałam wszystkiego. Mój dziadek był księdzem. Zrzucił sutannę. Tyle dzieci narobił. To też było tabu. Wiesz, co? Chodźmy zapalić.

I poszli, a święto współczesnej polskiej dramaturgii się jeszcze nie skończyło. 

Krzysztof Szekalski 

Krzysztof Szekalski